Rozdział 27. - Przyjęcie u Slughorna (cz. I)

445 27 52
                                    

Od początku grudnia w Hogwarcie dało się wyczuć świąteczną atmosferę. Śnieg już na dobre zawitał szkolne błonia i o ile czas na to pozwalał, uczniowie często wychodzili na dwór, aby porzucać się śnieżkami, a młodsi, by lepić bałwany. W Wielkiej Sali stało dwanaście choinek przydźwiganych z Zakazanego Lasu przez Hagrida. Prawie każdego dnia prefekci domów byli zobowiązani do pomagania przy strojeniu drzewek, jak również dekoracji Wielkiej Sali i sali wejściowej. Ron i Hermiona byli zatem mocno zajęci — Hermiona ubolewała nad faktem, że w tym czasie mogłaby się przecież pouczyć, Ron zaś najchętniej wyszedłby na świeże powietrze i z Harrym zorganizował jakąś bitwę na śnieżki.

Co zaciekawiło Harry'ego, Ron i Hermiona prawie nigdy nie spotkali Dracona Malfoya podczas tego zdobienia zamku i co dziwne, żaden z opiekunów domów, którzy nadzorowali przygotowania, nie był zdziwiony tym faktem. Dwoje przyjaciół jednak szybko zmieniło temat, gdy tylko Harry zaczął kontynuować swoje przemyślenia dotyczące Ślizgona i zaraz potem wyciągnął Mapę Huncwotów, by zlokalizować Malfoya i Snape'a w zamku.

Tego dnia Gryfoni zaczynali pierwszą lekcję dopiero o dziesiątej, dlatego po śniadaniu Harry i Ron mieli czas, by spakować niektóre rzeczy do kufrów. W sobotę bowiem Ekspres Hogwart odwodził do Londynu uczniów, którzy wyjeżdżali do rodzin na święta, a oni, Hermiona i Ginny, rzecz jasna, wybierali się do Kwatery Głównej Zakonu Feniksa. Nie pakowali jeszcze wszystkiego — wieczorem miało się odbyć przyjęcie bożonarodzeniowe u profesora Slughorna, na które Harry był zaproszony z racji miejsca w Klubie Ślimaka, a Ron wybierał się jako osoba towarzysząca Hermionie. Harry normalnie nie denerwowałby się tak przed przyjęciem, gdyby nie fakt, kto z nim szedł. Właśnie oglądał swoją szatę wyjściową i wielkim stresie stwierdził, że wygląda strasznie dziecinnie, kiedy z łazienki wrócił Ron.

— Co ty się tak przeglądasz tej szacie? — zainteresował się rozbawionym tonem.

— Dobrze wygląda, prawda? — zapytał Harry.

Ron podszedł do łóżka Harry'ego, na którym leżało ubranie. Składało się ono z długiej czarnej marynarki, ciemnozielonej koszuli i szarej muszki. Do tego miał „najbardziej" eleganckie buty, jakie posiadał oraz najmniej sprane czarne dżinsy.

— Czy tych rzeczy nie kupiła ci moja mama ponad dwa lata temu? — spytał nagle Ron, a Harry pokiwał głową. — W każdym razie nie jest tak źle! Spójrz na to, co ja dostałem! — Ron wydobył z szafy kupę zwiniętych ubrań i rozłożył na swoim łóżku. Były to: obszerna marynarka koloru kasztanowego, musztardowa koszula i fioletowa muszka. — Zdaniem mamy będę w tym wyglądał jak „prawdziwy Weasley".

— I ma rację — odparł Harry, przyglądając się szacie z rozbawieniem.

— Przecież będę w tym wyglądał jak klaun! — zawołał Ron z żalem.

— Marynarka pasuje ci do włosów — mruknął Harry.

— No, dzięki — rzekł Ron. — Mam tylko nadzieję, że Hermiona nie będzie się za mnie wstydziła.

— Nie przesadzaj — rzucił Harry stanowczo. — Moim zdaniem będziesz wyglądał naprawdę nieźle.

— Natomiast Cho na pewno nie będzie miała takiego powodu. A właśnie... — Ron trochę spoważniał i usiadł na łóżku, po czym popatrzył Harry'emu prosto w oczy. — Co się dzieje między wami?

— To znaczy? — Harry postanowił udawać, że dziwi go takie pytanie, lecz szybko oblał się rumieńcem, czym się zdradził.

— Nie udawaj, stary, za dobrze cię znam — powiedział Ron. — Przecież od dawna widać, jak ze sobą flirtujecie.

Harry usiadł na łóżku i przez chwilę zainteresował się skrawkiem rozłożonej marynarki, zastanawiając się nad odpowiedzią. Prawdę mówiąc, nigdy nie rozmawiał z Ronem na te tematy sam na sam, zawsze to Hermiona pierwsza o to pytała. Teraz jednak zrozumiał, że teoretycznie rozmowa z kumplem powinna być łatwiejsza, gdyż chłopaki nigdy niczego nie wypominają. Hermionie, mimo szczerych chęci, czasem zdarzyło się wywrócić oczami na widok Harry'ego i Cho razem. Ronowi coś takiego nawet nie przychodziło do głowy.

Jak nasze patronusyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz