Rozdział 10

169 16 2
                                    

Natalia

     Dzisiejszą noc spędziliśmy na kanapie w salonie. Aleks nie opuścił mnie ani na chwilę, choć z pewnością musiało mu być niewygodnie. Nie pamiętam nawet kiedy udało mi się zasnąć, ale otworzyłam oczy, będąc w dalszym ciągu w jego ścisłym uścisku. Zawsze marzyłam o obudzeniu się w jego ramionach, ale nigdy bym nie przypuszczała, że dojdzie do tego w takich okolicznościach.

     Cieszę się, że otworzyłam się przed Aleksem, a on zaoferował mi swoją pomoc. Bardzo boję się tego człowieka i nie wiem co byłby w stanie mi zrobić, gdyby mnie spotkał samą na ulicy. Nie chcę nawet myśleć o tym, że może planować zemstę. To chore, że człowiek, który brał udział w zabójstwie mojego brata, już chodzi sobie swobodnie na wolności. Wiem, że to nie on dźgnął go nożem i w zasadzie pierwszy zaczął uciekać na widok tego, co zrobił jego kumpel, ale nie wierzę w to, że nagle mógłby okazać jakąkolwiek skruchę i refleksję. Mógł pomóc nam wtedy na miejscu, a tego nie zrobił. Poza tym więzienie na pewno zmienia ludzi na gorsze. Nie wierzę w moc resocjalizacji. Źli ludzie takimi już pozostaną, nawet gdyby udawali przed wszystkimi, że jest inaczej.

     Fakt – nie jestem optymistką, raczej realistką, a może nawet bardziej pesymistką. Życie nigdy nie było dla mnie łaskawe. Zawsze dostawałam po tyłku i musiałam walczyć o swoje. Urodziłam się ze złą karmą, a może kartą? Czym sobie na to zasłużyłam?

     W bidulu też nie było łatwo. Tam w gruncie rzeczy nie masz nic swojego ani do nikogo nie należysz. Jesteś niczyj i niechciany. Młodsze dzieciaki jeszcze mają szansę na adopcję i nie muszą przechodzić takiego koszmaru, jaki ja tam przeżyłam.

     Choć z drugiej strony nie mogę powiedzieć, żeby było aż tak bardzo źle. Fakt – już na początku dzieciaki zaczęły mi dokuczać. Byłam nowa, więc od razu trafiłam na celownik. Michał szybko się zorientował, że musi coś zrobić, żeby mnie chronić. Siedmioletni dzieciak czuł się odpowiedzialny za swoją młodszą siostrę. Zawsze zasłaniał mnie sobą. Nie jeden raz obrywał za mnie. Nie było mu łatwo, ale zaciskał zęby i swoje małe piąstki.

     Mijały lata i Michał coraz bardziej mężniał. Nabierał masy i zaczął ćwiczyć. Często bił się w mojej obronie, a później odbywał kary za niesubordynację. Cierpiałam, ale nie mogłam nic zrobić. Mogłam tylko patrzeć i błagać go żeby odpuścił, a sama schodzić z drogi komu się dało.

     Wychowawcy oczywiście nie reagowali. Wkraczali dopiero, gdy sytuacja mocno się zaogniała, ale wtedy już nie obchodziło ich kto zaczął ani kto jest winien. Albo znajdywali jednego kozła ofiarnego albo wszyscy dostawali identyczną karę.

     Najbardziej przerażał mnie fakt, że zostanę tam sama, zdana tylko na siebie, gdy Michał skończy osiemnaście lat. Oczywiście obiecał mi, że załatwi formalności i zabierze mnie stamtąd, ale to wszystko trwało. To był chyba najgorszy mój okres w domu dziecka. Nie dość, że dokuczały mi inne dziewczyny, to jeszcze chłopaki robili mi niedwuznaczne aluzje. Skończyłam już wtedy szesnaście lat i byłam dla nich apetycznym kąskiem. Bałam się, że zrobią mi krzywdę.

     Zamknęłam się w sobie i starałam wszystkim schodzić z drogi, jak tylko mogłam. Przesiadywałam sama zaszyta gdzieś po kątach, najczęściej czytając jakieś książki. Czasami chodziłam do kuchni pomagać przy przygotowywaniu posiłków. Tam też nauczyłam się gotować, ale nigdy nie jadaliśmy żadnych wyszukanych dań.

     Wyobcowanie i zaszczucie źle działało na moją psychikę. Pewnego razu jeden ze starszych chłopaków zaczął się do mnie dobierać. Zaczęłam krzyczeć. Uderzył mnie w twarz, aż z ust poleciała mi krew. Złapał moją bluzkę i rozerwał ją, odsłaniając przy tym stanik. Jedną ręką chwycił mnie mocno za pośladek, a drugą złapał za szyję i zaczął podduszać. Obawiałam się najgorszego. Wiedziałam do czego jest zdolny. Gdy zaczęło mi już częściowo brakować powietrza, puścił mnie. Pochyliłam się lekko do przodu i próbowałam złapać oddech. Usłyszałam wtedy: „lubię, jak jesteście świadome, więc tylko trochę cię poddusiłem, żebyś wiedziała, że nie żartuję". W tym momencie dorwał się do moich dresowych spodni i ściągnął je w dół wraz z majtkami. Próbowałam się bronić. Udało mi się go nawet podrapać, ale to go jeszcze bardziej rozzłościło. Stwierdził, że „nie zamierza być delikatny, a ja wkrótce poczuję, co to znaczy mieć prawdziwego faceta". Zaczęłam płakać i błagać go żeby tego nie robił, ale on tylko śmiał mi się w twarz. Złapał zaborczo ręką za moją kobiecość, a drugą zaczął rozpinać swój rozporek. Płakałam i okładałam go pięściami po klatce piersiowej, ale nie robiło to na nim żadnego wrażenia. Dodał jedynie: „mam nadzieję, że w łóżku też jesteś taka dzika – lubię takie" i lubieżnie oblizał swoje wargi. Wiedziałam, że nie mam szans się obronić, że zrobi mi krzywdę, że stracę dziewictwo na skutek gwałtu w miejscu, w którym powinnam być bezpieczna. Żałowałam, że nie ma przy mnie Michała, ale na szczęście okazało się, że ktoś zdążył usłyszeć mój krzyk i wezwał opiekuna. Nie wiem nawet kim był mój wybawca. Nigdy się tego nie dowiedziałam.

Bez lękuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz