𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓣𝔀𝓸

652 26 4
                                    

𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵

Był poniedziałek, dzień po Grand Prix Kanady. Czekałam na Lance'a, który miał przyjść do mnie, zgodziłam się bo wiedziałam, że nie mam wyjścia poza tym wierzyłam, że on robi wszystko z miłości. Wierzyłam, że mogę być kochana i znajdę dobrych ludzi w całkowicie obcym kraju. Mój chłopak był jednym z takich właśnie osób. Tak naprawdę był jednym z dwóch, ponieważ drugą osobą była Ana moja przyjaciółka będąca równocześnie sąsiadką. Niestety rzadko się z nią widywałam ze względu na jej pracę, który wymagała ciągłych podróży. Nasze paro godzinne rozmowy na różnych komunikatorach były najlepszymi częściami dnia, to jednak nie było to samo co rozmowa na żywo. Dlatego tak ważny był dla mnie Lance. Obiecywał mi, że przy mnie będzie i pomoże, ciągle wierzyłam, że nie kłamał.

Teraz czekałam aż się pojawi chociaż miał być już godzinę temu. Dzwoniłam do niego ale mnie zrzucał. Dopiero po jakiś 15 minutach dostałam wiadomość zwrotną.

Lance: przepraszam kochanie, ale dziś nie mogę przyjść.

Zrobiło mi się przykro. Odpisałam mu krótkie "okay". Czekał mnie samotny wieczór przy jakimś serialu i butelce wina. Ana była na wyjeździe, a innych znajomych nie miałam. Tak mi się przynajmniej wydawało.

Kiedy już usiadłam na kanapie biorąc wcześniej do ręki wino, a do drugiej pilota usłyszałam trzy przychodzące wiadomości. Myślałam, że to Lance, że jednak będzie mógł do mnie przyjść. Okazało się, że to nie on, a osoba która jak mi się wydawało wyrzuciła mnie z pamięci.

Lando: heyyy to ja, idę dziś do klubu z kilkoma znajomymi, chciałabyś do nas dołączyć?

Lando: Oczywiście razem z Lance'm.

Lando: Wiem co mówiłaś, ale może się przekonasz do nas. Nie jesteśmy aż tacy straszni.

Byłam trochę zaskoczona. Nie myślałam, że wtedy mówił serio. Wiedziałam, że Lance nie był by zadowolony gdybym z nimi gdzieś poszła, ale on sam był zajęty. Nie miałam nic do roboty na dzisiejszy wieczór, więc stwierdziłam, że mogę postarać się przełamać i spróbować zakolegować z kimś jeszcze skoro miałam jeździć z Lance'm na wyścigi fajnie by było znać tam kogoś jeszcze, a Lando naprawdę wydawał się miły. Nigdy tak z nikim nie wychodziłam, szczególnie z ludźmi znanymi na całym świecie, ale taka okazja może się nie powtórzyć i zawszę kiedyś musi być ten pierwszy raz. Może faktycznie okażą się fajni i nie będę już samotna tak jak jestem teraz. Wiem co by powiedziałam w tej sytuacji Ana, że mam się nie zastanawiać tylko iść i jak zazwyczaj nie dokońca słucham się jej rad, teraz postanowiłam to zmienić. Dlatego odpisałam Lando.

Ja: Z chęcią przyjdę, tylko wyślij adres gdzie.

Nie czekałam długo na odpowiedź.

Lando: omg nie sądziłem, że się zgodzisz.

Lando: będzie zajebiście.

Uśmiechnęłam się na te wiadomość, a po chwili otrzymałam adres klubu do którego postanowiłam się udać dzisiejszego wieczoru.

꧁꧂

Stałam przed klubem ubrana w czarny kombinezon na ramiączkach i dżinsową kurtką zarzuconą na ramiona. Miałam na sobie lekki makijaż w którego skład wchodził puder, kreski i pomalowane rzęsy.

Czekałam na Lando który miał po mnie wyjść, bo jak mi napisał ochrona przy wejściu często robi problemy, ale z nim będzie łatwo mi wejść.

Po chwili zobaczyłam chłopaka idącego w moją stronę.

- Mirabel! Cieszę się, że przyszłaś!

𝓖𝓸𝓸𝓭 𝓞𝓻 𝓑𝓪𝓭 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz