𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓣𝓮𝓷

378 14 7
                                    

𝓟𝓸𝓿. 𝓒𝓱𝓪𝓻𝓵𝓮𝓼

Bezradnie patrzyłem jak Mirabel odciągają policjanci. Nie mogłem nic zrobić. Nie chcieli mnie słuchać. Jakby byli pewni i mieli niezbite dowody, że to była jej wina. A przecież wiadomo było, że to nieprawda. Cały czas z nią byłem, nie mogła tego zrobić, pozatym to Mirabel nie była by do tego zdolna. Wiedziałem to. Tak samo jak wiedział to reszta naszych znajomych.

Wszyscy razem wróciliśmy do hotelu. Ana była z nami, chociaż razem z Mirabel mieszkały w innym hotelu. Narazie chcieliśmy trzymać się razem.

Jak tylko wszedłem do pokoju hotelowego i przebrałem się w coś bardziej wygodnego niż wyjściowa koszula i krawat chciałem jechać na najbliższy komisariat. Ana chciała zrobić dokładnie to samo. Zostaliśmy jednak powstrzymani przez Camillę i George'a. Obydwoje przekonywali nas, żebyśmy pojechali tam jutro z samego rana.

- Ale czy wy nic nie rozumiecie?! - Ana nie dawała za wygraną. - Zabrali Mirę! Nie wiadomo co się z nią teraz dzieje!

- Pierwszym krokiem jest osadzenie w areszcie. Co znaczy że jest na komisariacie i czeka na potwierdzenie jej przewinień, a wiemy, że takowych nie posiada. Nic jej się nie stanie przez jedną noc. A my tak jak i ty musimy odpocząć i wytrzeźwieć. Mogą nie patrzeć na ciebie przychylnie jeśli wyczują alkohol, a zapewniam cię, że go czuć. - Camilla starała się jak najbardziej załagodzić sytuację.

- Spierdalaj. - Ana usiadła na kanapie.

- Wyrażaj się - warknął George.

- Poprostu wyszyscy zamknijcie się. - Carlos stanął na środku pokoju. - Camilla ma rację. Pojedziemy na komisariat jutro z samego rana. Na razie idziemy spać. Ana zostań z nami, będziesz się lepiej czuła, a wszyscy pozostali do swoich pokoi.

- Matkujesz stary - mruknąłem, ale nie zamierzałem się sprzeciwiać. Po pierwsze bo i tak wiedziałem, że to nic nie da. Po drugie, faktycznie byłem zmęczony jak cholera.

- Czasami trzeba być waszą matką dzieciaczki.

- W takim razie mamo, gdzie mam spać jak nie mogę wrócić do siebie? - zapytała Ana.

- Możesz spać tutaj. I tak mieszkam sam kanapa jest pusta. - powiedziałem.

- No i załatwione. A teraz wszyscy którzy tutaj nie śpią wychodzą, no już, już. - Carlos wyprowadził pozostałą trójkę z mojego pokoju.

Zostałem sam z Aną, która już przywłaszczyła sobie kanapę i zaczęła układać się do spania.

- Poczkeja przyniosę ci chociaż koc - powiedziałem i poszedłem do sypialni.

Jednak gdy wróciłem dziewczyna już spała. Przykryłem ją kocem, a obok położyłem ręcznik gdyby rano chciała się umyć.

Popatrzyłem chwilę na nią. Wyglądała bardzo niewinnie jak spała, zupełnie jak nie ona. Po chwili zdałem sobie sprawę, że zacząłem porównywać ją do Mirabel, która też kiedyś spała w moim pokoju hotelowym. I szczerze zrobiłbym wszystko, żeby znów tak się stało.

𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵

Policja nie była miła w obejściu ze mną. Przez całą drogę próbowałam wytłumaczyć, że nie mam nic wspólnego z tą sprawą i jestem nie winna. Nie chcieli mnie słuchać. Jedyne co prosiłam to, żeby wszyscy moi znajomi w tym Ana i Charles bezpiecznie dostali się do hotelu.

Zostałam zamknięta w małym pomieszczeniu z dwoma metalowymi pryczami i jednym krzesłem, które jak weszłam było już zajęte. Siedziała na nim dziewczyna, chyba starsza odemnie z czarnymi włosami zakrywającymi pół twarzy. Nie wyglądała przyjaźnie, a ja wcale nie miałam ochoty się przekonywać jak jest naprawdę. Usiadłam na końcu pryczy po lewej stronie i zaczęłam patrzeć się w odchodzący od ściany tynk. Tak właśnie wyglądał mój pobyt w areszcie.

𝓖𝓸𝓸𝓭 𝓞𝓻 𝓑𝓪𝓭 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz