𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵
Kilka dni później wylądowałam na lotnisku w Kolumbii. W głowie miałam słowa Charles'a, które trochę mnie uspokajały. Tym razem nie byłam sama. Pozatym rozmawiałam z Juanem i Pedro i dowiedziałam się, że oni też są w domu i w razie czego są gotowi stanąć po mojej stronie.
Może było to głupie, że aż tak bardzo stresowałam się powrotem do domu, do którego i tak tęskniłam. Chociaż można powiedzieć, że tęskniłam bardziej za budynkiem i miejscem, a nie samymi ludźmi. Zwłaszcza moimi rodzicami. Oczywiście kochałam ich i chyba nigdy nie byłabym w stanie przestać, ale nadal bolał fakt jak mnie potraktowali po ogłoszeniu przezemnie decyzji o przeprowadzce.
Na lotnisko przyjechał po Pedro naszym małym rodzinnym samochodem. Nigdy nie byliśmy bogatą rodziną. Dowiedziałam się, że warunki życia rodziców i młodszego rodzeństwa - Camilo i Sofí polepszyły się od czasu kiedy starsi bracia zaczęli więcej zarabiać. Chociaż i tak nie były to zawrotne sumy.
Wrzuciłam walizkę do bagażnika i sama wsiadłam do samochodu. Po tygodniu przeżytym w Monako, pełnym luksusu i bogatych samochodów, naprawdę odprężająco było znaleźć się w moim starym domu. Mimo, że przy MonteCarlo wyglądało w niektórych miejscach jak śmietnik. Jednak był to mój śmietnik i w niczym mi on nie przeszkadzał.
- Jak się leciało? - zagadnął Pedro.
- Znośnie, ale długo. Powoli męczą mnie takie loty z Ameryk do Europy.
- Byłaś w Europie teraz? - gdyby nie fakt, że musiał prowadzić pewnie spojrzałby się na mnie. - Nie ma teraz wyścigów.
- A teraz połącz kropki. Jeśli przyjaźnie się z kierowcami i jeżdżę na wyścigi, równie dobrze mogę spotykać się z nimi w czasie przerwy wakacyjnej.
- W sumie, ma to sens. Gdzie byłaś dokładnie?
- W Monako.
- O kurde, na potężnie. - Zaśmiał się. - Z Charles'em?
- Tak.
- Miły gościu i chyba serio cię lubi, ale nie romansuj z kierowcami.
- PEDRO!
- No co? Jako starszy brat udzielam ci rady i reprymendy.
- A weź spierdalaj. - Założyłam ręce na piersi i spojrzałam w boczną szybę.
- Sama wiesz, że to prawda. Jak było ostatnio? Czytam trochę o tobie.
- Zamknij się już. Naprawiam sytuację z tym dupkiem.
- To wytłumaczysz mi jak to w końcu było? Bo uciekasz od tego tematu. Mimo, że się pogodziliśmy po waszym rozstaniu z czego oczywiście się cieszę to i tak nic nie mówisz.
- Bo się wkurzycie - odpowiedziałam mu cicho. - Poprostu nie jesteśmy już razem i nie czytaj tego co o mnie pisze. Obydwoje będziemy szczęśliwi.
- Mirabel.
- Tak się nazywam.
- Proszę cię...
- Zdradził mnie z jakąś laską, zadowolony? A teraz odwraca kota ogonem. Mimo, że wie, że jestem aseksualna.
- Co. Za. Kurewskie. Ścierwo.
- Mówiłam, że się wkurzysz. Ale tak jak prosiłam Charles'a, nie róbcie z tym nic. Sama sobie poradzę. Już się go nie boję.
- Ale zawsze wiesz, dawno się z nikim nie biłem.
- O nie! Zajmij się lepiej prowadzeniem i zamknijmy ten temat.
Potem już się nie odzywałam. Nie chciałam więcej na ten temat rozmawiać. Chciałam zapomnieć. Pozatym w tamtym momencie miałam inne problemy na głowie i ten nie był najważniejszy.
Po zignorowaniu długiego monologu Pedra wysiadłam z samochodu pod domem. Moim domem. Jak dziwnie to brzmiało. Oczywiście lubiłam swoje mieszkanie w Toronto, ale to nie było to samo. Tutaj jakby wszytsko było moje.
Wzięłam walizkę i weszłam do środka. Mój brat szedł zaraz za mną. I jak tylko zamknął drzwi frontowe w korytarzu pojawiła się mała postać. Nie całą sekundę później poczułam jak zostaje ściśnięta w talii. To była moja młodsza siostra - Sofía. Spojrzałam się na nią, ale chwilowo widziałam tylko jej czarne włosy splecione w małe warkoczyki.
- Tęskniłam za tobą. - Usłyszałam jak mówi w moją koszulkę.
Powoli wyswobodziłam się z jej uścisku i ukucłam żeby mniej więcej zrównać się z nią. Chociaż już teraz kiedy ja kucałam ona była odemnie wyższa.
- Ja za tobą też. - Jeszcze raz mnie przytuliła, tym razem prawie mnie przewracając.
- Nie zostawiaj nas więcej.
- Nie chciałam tego robić... I już nigdy więcej cię nie zostawię. - Pocałowałam ją w czubek głowy.
- Obiecujesz? - Spojrzała się prosto w moje oczy.
- Obiecuję.
Wstałam. W czasie kiedy witałam się z Sofíą do korytarza weszło moje pozostałe rodzeństwo. Tak naprawdę ledwo się w nim mieściliśmy w piątkę.
Krótko przytuliłam się z Juanem, bo z nim kontakt miałam i tylko się przywitaliśmy. Na koniec podeszłam do stojącego w rogu Camila. Kiedy się wyprowadzałam był jeszcze nastolatkiem, teraz był praktycznie dorosły i pozmieniał się chyba najbardziej. Nie dokońca wiedziałam jak mam się z nim przywitać. Najchętniej poprostu rzuciła bym mu się na szyję, bo starsznie tęskniłam, ale nigdy nie wiedziałam jak mężczyźni reagują w różnych sytuacjach. Na szczęście Camilo podjął tą decyzją za mnie, sam mnie przytulił.
- Dobrze, że wróciłaś siostra.
- Stęskniłam się. - Uśmiechnęłam się i potargałam mu ręką jego loki jak to zawsze robiłam, chociaż tym razem musiałam stanąć na palcach by to zrobić.
Witanie się z nim nie trwało tyle co z Sofíą, e widziałam po nim, że cieszy się równie mocno. Ja też byłam szczęśliwa, dawno nie byliśmy razem całą piątką. Dopiero po chwili zadałam pytanie, które zaczęło mnie dręczyć od czasu gdy przekroczyłam próg domu.
- Gdzie są rodzice?
- Mama jest w kuchni, a tata w pracy - odpowiedziała mi Sofía i złapała mnie za rękę. - Chodź do mamy się przywitać.
I tutaj nie miałam już wyboru. Poszłam razem z nią do kuchni w której faktycznie siedziała moja matka. Była zajęta gotowaniem, czyli tym co zawsze, ale nie dziwiłam się, musiała wykarmić siedmioosobową rodzinę.
- Mamo! Mamo! Mirabel przyjechała!
Wtedy podniosła głowę i spojrzała na mnie. Nie widziałyśmy się dwa lata, nie miałam pojęcia jak to przeżywała, szczerze miałam nadzieję, że jakoś niezbyt szczególnie. Natychmiast zostawiła to co trzymała w rękach i podeszła do mnie. Przytuliła mnie do siebie i rozpłakała. Nie byłam na to gotowa. Byłam gotowa na kłótnię, na krzyki, na ingnorancje, ale nie na to. Dlatego też stałam cała zesztywniała, nie wiedząc co zrobić.
- Nie płacz... - wykrzytusiłam z siebie w końcu.
- Oh Mira... - Spojrzała się na mnie i odgarnęła mi włosy z twarzy. - Tak bardzo chciałam cię przeprosić, nie chciałam żeby tak wyszło. Twój ojciec jest nerwowy, ale obydwoje cię kochamy. Proszę nie bądź na nas zła.
- Nie jestem... - powiedziałam tylko tyle, mimo tego, że tak owszem, byłam na nich zła, ale nie byłam w stanie jej tego powiedzieć. - Jest okej, tylko nie płacz.
- Dobrze, wiem już przestaję. Zrobię dla nas wszytskich kolację i wtedy opowiesz co u ciebie się działo, bo chętnie wszyscy usłyszymy to.
- Tata też? - Nie dostałam odpowiedzi. - Czy tata nie jest już na mnie zły, że wyjechałam? - Moja matka odwróciła wzrok i wróciła do gotowania. - Mamo? On wie, że przyjechałam?
- Mówiłam mu, że chciałabym, żebyś wróciła.
- Czyli nie wie, że już tu jestem. Świetnie. - Wzięłam wdech, żeby nie powiedzieć niczego więcej. - Do zobaczenia na kolacji. - Wzięłam za rękę Sofíę i wyszłam z kuchni.
CZYTASZ
𝓖𝓸𝓸𝓭 𝓞𝓻 𝓑𝓪𝓭
Fanfiction꧁Dlaczego nigdy nie wiem co jest dla mnie dobre a co złe꧂ 𝓒𝓱𝓪𝓻𝓵𝓮𝓼 𝓛𝓮𝓬𝓵𝓮𝓻𝓬 𝓯𝓪𝓷𝓯𝓲𝓬𝓽𝓲𝓸𝓷