𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵
- Nie mogłeś obudzić mnie wcześniej?! - Biegłam przez salon próbując rozczesać włosy i wypić kawę jednocześnie.
- Uroczo spałaś. - Charles podszedł do mnie i przejął kubek zanim cała jego zawartość znalazła się na podłodze.
- To w niczym nie pomoże mi szybciej wyjść z domu!
- Skąd miałem wiedzieć, że potrzebujesz równo godziny?
- Bo to jest oczywiste? - powiedziałam poczym zamknęłam drzwi od sypialni.
Byłam w lekkiej rozsypce przed wyjściowej. Za dwadzieścia minut poiwnniśmy być w samochodzie, który swoją drogą Charles wypożyczył żeby właśnie w taki sposób pojechać mecz. Mnie nie było jeszcze stać na kupno nowego.
Na szczęście tym razem nie miałam dylematu co na siebie założyć. Wcisnęłam się w czarne krótkie spodenki, a na górę założyłam koszulkę, którą dostałam od braci. Była to koszulka ich drużyny z nazwiskiem "Moreno" na plecach i specjalnie castomowana żeby zmieściły się dwa numery, 24 od Juana i 42 od Pedra. Był to egzemplarz uszyty dodatkowo dla chłopaków, ale wspólnie mi go oddali, tak że w tym momencie topiłam się w jego wnętrzu. Nie narzekałam jednak, chciałam w ten sposób pokazać wsparcie dla nich, pomijając już fakt, że zdążyli pochwalić się na Instagramie, że ich "mała siostrzyczka" przyjedzie.
Wyszłam z sypialni kierując się w stronę łazienki i związując po drodze włosy w dwa warkocze. Praktycznie zawsze się malowałam, mimo że nie był to jakiś wielki makijaż. Nie chcę ukrywać, że dla mnie najważniejsza była "naturalność", oczywiście nie przesadzając ale w tym świecie zawsze trzeba było mieć coś na twarzy by nie znaleźć się w tym złym centrum uwagi. Podziwiałam dziewczyny, które miały do tego odwagę.
- Puk, puk - Charles zajrzał do łazienki gdy byłam w trakcie malowania rzęs. - Nie chcę cię denerwować skarbie, ale musimy za chwilę wychodzić.
- Nie denerwujesz mnie na nowo. Jestem zła od godziny. - Zakręciłam mascarę I schowałam ją do kosmetyczki. - Na szczęście jestem już gotowa.
Wyszłam z łazienki i chwyciłam torebkę wrzucając do środka telefon. Nawet zdążyłam dopić już zimną kawę do końca. Może ten dzień nie zapowiadał się aż tak źle.
Wyszliśmy z mieszkania i już po chwili byliśmy na parkingu. Samochód który wziął Charles na te kilka dni nie mógł być niczym innym niż Ferrari. Otworzył mi drzwi od strony pasażera, a ja wsiadłam do środka. Cały czas próbował mnie chyba niemo przeprosić, mimo że przestałam się gniewać już dobry czas temu. Sam argument, że wyglądałam uroczo jak spałam (co oczywiście nie mogło być prawdą, bo pewnie wyglądałam jak rozjechana żaba) był dość słodki i poprawił mi się po nim humor.
Droga na sam stadion nie zajęła nam więcej niż z 20 minut. Charles zaparkował samochód jak najbliżej wejścia się dało. Wysiedliśmy i tak naprawdę tylko kilka osób zwróciło na nas uwagę, co było całkiem miłą odmianą.
Idąc do wejścia i wchodząc przez bramki gdzie sprowadzili nam bilety dzwoniłam do Pedra. Miał czekać na nas tuż po wejściu i tak właśnie było.
- Heej! - Przywitałam się przytulając się do niego.
- Cześć Mira. - Poklepał mnie kilka razy w głowę na co tylko wywróciłam oczami.
Z Charles'em wymienili uścisk dłoni na powitanie, ale było to dość przyjacielskie z czego się cieszyłam.
Później Pedro zabrał nas na trybuny, a właściwie miejsce gdzie jego drużyna wychodzi z szatni. Tutaj dołączył do nas Juan z którym również się przywitałam przytulasem.
CZYTASZ
𝓖𝓸𝓸𝓭 𝓞𝓻 𝓑𝓪𝓭
Fanfiction꧁Dlaczego nigdy nie wiem co jest dla mnie dobre a co złe꧂ 𝓒𝓱𝓪𝓻𝓵𝓮𝓼 𝓛𝓮𝓬𝓵𝓮𝓻𝓬 𝓯𝓪𝓷𝓯𝓲𝓬𝓽𝓲𝓸𝓷