𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓣𝔀𝓮𝓷𝓽𝔂

260 14 0
                                    

𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵

Leciałam samolotem razem z Aną. Narazie nie chciałam wszędzie pokazywać się z Charles'em. Chciałam żeby nadal uważali nas za przyjaciół. Mimo to chciałam być blisko niego, tym bardziej że po jego wypadku jeszcze bardziej się o niego martwiłam. Wiedziałam, że jest świetnym kierowcą, ale i tak lęk pozostał.

- Nie stresuj się. - Usłyszałam głos Any.

- Nie stresuję się. Skąd taki pomysł? - Spojrzałam się na nią próbując się uśmiechnąć.

- Bawisz się barnosletkami, to znaczy że się denerwujesz.

- Skąd to niby wiesz? Jestem tootalnie wyluzowana.

- Znam cię od dwóch lat. Tyle zdążyłam zauważyć.

- Może trochę...

- Spokojnie, nie masz czym.

- ¡Tengo! ¡Tengo muchas cosas! Primero está Lance, nuestro juicio aún no ha terminado. En segundo, tengo miedo porque la gente no sabe acerca de Charles y de mí y cuando se enteran, puede que no sea bueno. En tercero, tengo miedo por todos, por ti, por él, por nuestros amigos. Todo es muy difícil para mí...(Mam! Mam dużo rzeczy! Po pierwsze jest Lance, nasza rozprawa jeszcze się nie skończył. Po drugie boję się ponieważ ludzie nie wiedzą o mnie i o Charles'ie i kiedy to odkryją może nie być dobrze. Po trzecie boję się o wszystkich, o ciebie, o niego, o naszych przyjaciół. Wszyscy jest bardzo trudne dla mnie...)

- Zrozumiałam tylko kilka wyrazów... - I już wiedziałam, że w nerwach nie skontrolowałam po jakiemu mówię. - Tengo miedo... Tyle wyniosłam, ale nie bój się. Nie jesteś w tym sama. Bardzo dużo rzeczy dzieje się naraz, ale masz nas wszystkich.

- Wiem, powtarzacie mi to.

- Bo kochanie nadal tego nie rozumiesz. A teraz do tego masz jeszcze Charles'a który zrobi dla ciebie wszystko.

- I to mnie martwi. - Położyłam głowę na jej ramieniu.

- Ale nie powinno. Bo ty dla niego też. Macie siebie i to jest ważne.

꧁꧂

- Kiedy mówiłeś, że lecimy do Japonii myślałam, że będzie tutaj ciepło. - Szłam razem z Charles'em przez padok obejmując się szczelniej ramionami.

- Przecież jest ciepło.

- Jest 17°! Tyle to jest późną jesienią.

- Chyba w Kolumbii.

- Tak! I myślałam, że tutaj będzie tak samo.

Weszliśmy do motorhome'u Ferrari. Dzisiejsze kwalifikacje miałam przesiedzieć w garażu. Więc mogłam cały czas być Charles'em ale nie aż tak bardzo na widoku.

- Chcesz moją bluzę? - zapytał mnie gdy szliśmy korytarzem.

- Ale tobie będzie zimno.

- Uwierz mi nie będzie. - I tak chłopak założył mi przez głową swoją bluzę w której trochę się utopiłam, bo była zdecydowanie za duża. Ale poprawiłam sobie rękawy i już było lepiej.

- Dziękuję. - Mimowolnie wciągnęłam zapach z bluzy. Pachniała nim czyli najlepiej jak mogła.

Weszliśmy do garażu, Charles przywitał się mechanikami, a ja odsunęłam się na bok. Nie byłam zbytnio obeznana w samochodach, umiałam jeździć, ale tylko "normalnymi" modelami. Więc też nie mogłam zbytnio opisać co widziałam.

Dostałam słuchawki, które odrazu sobie założyłam. Jeszcze nic się nie działo, więc po chwili zsunęłam je na szyję. Wypatrzyłam sobie miejsce do siedzenia. Właściwie wszystko było gotowe u mnie jak u Charles'a, tak przynajmniej widziałam. Zanim jednak chłopak dostał sygnał do wejścia do bolidu odciągnęłam go trochę w bok. Do korytarza, w którym w tym momencie nie było nikogo.

𝓖𝓸𝓸𝓭 𝓞𝓻 𝓑𝓪𝓭 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz