𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓣𝔀𝓮𝓷𝓽𝔂 𝓕𝓲𝓿𝓮

214 15 0
                                    

𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵

W weekend było Grand Prix Stanów Zjednoczonych jednak nie udało mi się na nie pojechać. Musiałam się zająć pracą i zostać w domu. Zamiast tego tak ustawiłam sobie dni, że mogłam pojechać w tym sezonie na jeszcze dwa wyścigi.

Cały weekend wyścigowy śledziłam z mojego mieszkania, siedząc i oglądając telewizję. Co wieczór dzwonił do mnie Charles i przez godzinę rozmawialiśmy na Whatsapp'ie.

Dostałam też kilka wiadomości od Lando który był zafascynowany faktem, że ja i Charles jesteśmy parą. Było to z jednej strony zabawne i urocze.

꧁꧂

Tydzień później wylądowałam na lotnisku w Meksyku. Odebrałam swoją walizkę i weszłam do hali przylotów. Gdzieś tutaj miał czekać na mnie Charles. Znalazłam go stojącego przy wejściu, odrazu do niego podbiegłam. Niezważając na to, że przewróciłam walizkę przytuliłam się do niego. On też mnie objął i po chwili pocałował. Stęskniłam się za tym, stęskniłam się za nim. Wprawdzie dwa tygodnie to nie jest duży okres czasu ale to i tak nie zmieniało faktu, że wolałabym być z nim przez cały czas.

- Tęskniłem, kochanie.

- Ja za tobą też. - Odsunęłam się trochę i podniosłam walizkę. - Zostanę z tobą do poniedziałku.

- Mogę na kilka dni przylecieć do ciebie. Zaraz po wyścigu, możemy polecieć razem.

- Naprawdę?

- Tak. Mam tydzień przerwy.

- Świetnie to słyszeć. W następnym tygodniu moi bracia grają mecz w Los Angeles i pytali się czy nie przyjedziemy.

- Z chęcią. - Spojrzał na zegarek. - Nie chcę cię pospieszać, ale muszę wrócić do hotelu na czas. Mam dzisiaj konferencję prasową.

- Teraz mi mówisz? Już idziemy, nie chcę żebyś się spóźnił przezemnie i tak dziękuję że po mnie tutaj przyjechałeś.

- To drobiazg.

Wyszliśmy razem z lotniska. Doszliśmy do samochodu, jednak było to jedno z tych sportowych Ferrari nie posiadających bagażnika. Rozumiem, że jak ktoś się ściga takimi samochodami nie potrzebny mu bagażnik, jednak nam by się w tym momencie przydał. Na szczęście miał tylne siedzenia i to tam wsadziłam moją walizkę poczym sama usiadłam na miejscu pasażera. Przez większość drogi jechaliśmy i otwartymi szybami, ale tuż przed wjazdem na parking w hotelu Charles podniósł je do góry.

- Nie chcę cię stresować, ale jest tutaj bardzo duży tłum ludzi.

- Oh... Okej

- Wiesz fani i fotoreporterzy. Pewnie będą robić zdjęcia. Poraz pierwszy pojawiamy się oficjalnie razem, więc będą też chcieli zadawać pytania. Postaraj się ich ignorować.

- Mhm... - Straciłam trochę ochotę na wychodzenie z samochodu.

- Poprostu idź tuż obok mnie, nie patrz się na nich, nie odpowiadaj na nic. Wejdź do środka, tam już nikogo takiego nie będzie. Nie mogą wejść do hotelu. Ja potem do nich zejdę.

- Dobra...

Charles zaparkował najbliżej wejścia jak mógł. Wzięłam wdech i wysiadłam z samochodu. Odrazu otoczył mnie tłum ludzi, wyciągnęłam walizkę z tylnego siedzenia i ruszyłam do wejścia. Posłuchałam się rady chłopaka i starałam się na nikogo nie patrzeć, ani nic nie mówić. Szłam obok niego aż do samego wejścia.Gdy weszliśmy do hotelu odetchnęłam, tutaj faktycznie nie było już nikogo.

- Współczuję ci czegoś takiego - powiedziałam.

- Przezwyczaiłem się. Pozatym kocham moich fanów trzeba być tylko ostrożnym. - Złapał mnie za rękę. - Pokażę ci gdzie jest nasz pokój i będę musiał iść.

- Okej.

Poszłam za nim do windy. Jak tylko drzwi się otworzyły chciałam wejść do środka i popchnęłam walizkę przed siebie. Niestety nie zdążyłam zauważyć, że w środku już ktoś stał, a mój bagaż przez przypadek go uderzył. Podniosłam wzrok wystraszona.

- Przepraszam naprawdę, nie chciałam ja... - Zaczęłam odrazu przepraszać, dopiero po chwili zobaczyłam stojącego przede mną Pierre'a Gasly'ego a tuż obok, chyba jego dziewczyna.

- Nic się nie stało. - Wziął moją walizkę i mi podał. - Cześć Charles.

- O hej, Mira to jest mój przyjaciel Pierre, pewnie go kojarzysz.

- Tak...

- A to jego dziewczyna Rosali.

- Miło mi was poznać. Jestem Mirabel. - Podałam rękę dziewczynie, która pierwsza ją do mnie wyciągnęła.

- Nam też. W końcu cię poznaliśmy - powiedziała.

- Charles zdążył nas poinformować o waszym związku - zaśmiał się Pierre. Spojrzałam się na Charles'a.

- Miałem ci powiedzieć i chciałem żebyś ich poznała. Ale to już mamy z głowy.

- Na które jedziecie? - zapytała dziewczyna. Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć, bo nie miałam bladego pojęcia.

- Na ósme. - Charles odpowiedział za mnie.

- Oo to tak jak my. A raczej ja. Pierre zaraz mnie zostawia. - Zrobiła teatralną minę zgrozy i załamania.

- Mam konferencję! - Chłopak próbował się bronić.

- Oh niee, Charles też mnie zostawi. - Zaczęłam grać w tą grę.

- Z tego samego powodu! - Tym razem to Leclerc próbował się wybronić.

- Ohh zostaniemy same Mirabel. Samotne. A w samotności najlepiej smakuje alkohol. Chciałabyś przyjść do mnie i się napić na dobry początek znajomości? Będzie jeszcze kilka dziewczyn, w końcu musimy trzymać się razem. - Uśmiechnęła się do mnie.

Trochę zaskoczyła mnie ta propozycja. Znaliśmy się całe półtorej minuty. Nie chciałam być jednak nie miła i mimo to że nie piję dużo zgodziłam się. Nie chciałam też robić przykrości Charles'owi, który pewnie chciałby żebym zakolegowała się z dziewczyną jego przyjaciela jak i z nim samym.

- Zapijemy smutki - Zaśmiałam się, a winda właśnie się zatrzymała. Wyszłam ze środka. - Tylko zostawię swoje rzeczy, dobrze?

- Jaasne, pokój 830. Będę czekać. - I odeszła w stronę pokoju razem z Pierre'm

Charles pokazał mi który to nasz, 818. Weszłam do środka, był całkiem duży z wielkimi oknami na panoramę miasta i kilkoma przeszklonymi ścianami. Postawiłam walizkę obok łóżka, a obok niej rzuciłam plecak.

- Mirabel?

- Hm? - Odwróciłam się w stronę Charles'a.

- Wiesz, że wcale nie musisz tam iść, do Rosali.

- Zaprosiła mnie.

- Widziałem twoją reakcję. Bałaś się odmówić, nigdy nie odmawiasz nawet jeśli nie chcesz. - Podszedł do mnie.

- Tak już mam... - Wbiłam wzrok w podłogę. - Ale mogę pójść się napić.

- Przecież wiem, że tego nie lubisz. Nie zmuszaj się.

- To są twoi przyjaciele! Muszę się z nimi zakolegować.

- Niczego nie musisz. Jeśli nie chcesz to okej.

- Już się zgodziłam, będzie mi głupio teraz się wycofać.

- Zrób co uważasz, ale pamiętaj, do niczego się nie zmuszaj. - Pocałował mnie. - Muszę już iść bo się spóźnię.

- Tak, tak oczywiście. I nie martw się o mnie.

- Jeśli nie będziesz chciała to powiedz.

- Tak, wiem. Idź już.

Prawie wypchnęłam go z pokoju bo cały czas powtarzał mi, że mam postarać się nie bać odmawiać. Było to naprawdę kochane, ale nie chciałam żeby się przezemnie spóźnił. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie.

- Pójdę tam - powiedziałam sama do siebie.

𝓖𝓸𝓸𝓭 𝓞𝓻 𝓑𝓪𝓭 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz