𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓢𝓮𝓿𝓮𝓷

423 22 0
                                    

𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵

Prawie dwa tygodnie temu moje życie zawaliło się. Czternaście dni. Krótki okres czasu. Nie wymagajmy od ludzi by w tych dwóch tygodniach zbudował od nowa całe życie, które wcześniej zostało brutalnie zniszczone.

Najpierw był powrót. Wejście do mieszkania. Krzyk, płacz i rozpacz. Wielki ból, który nie mijał.

Później nastąpiły chwile oddechu, podczas których wszystkie rzeczy, które zbyt boleśnie przypominały, wszystkie zostały wyrzucone.

Następnym krokiem było zwątpienia. Niepewność podejmowanych decyzji. Powrót bólu i przerażenia. Tylko duże ilości samokontroli pozwalały nie zrobić nic głupiego.

W ostateczności przyszło pogodzenie się ze swoją obecną sytuacją. Nic nie można było już zrobić.

Po ostateczności nastąpiły martwe dni. Pełne monotonni. Wstać, pracować, spać. Wtedy człowiek przypomina bardziej wrak. Pustą skorupę wykonującą podstawowe czynności, bo tak została zaprogramowana. Zero uczuć, zero przemyśleń. Poprostu od zadania do zadania, niech przyjdzie noc.

Utkwiłam właśnie w takich martwych dniach.

Budziłam się rano, szłam dosłownie kilka kroków do salonu i włączałam laptopa i tablet graficzny, na których pracowałam. Siedziałam tak parę godzin i szłam spać. Po drodze wykonując czynności pierwszej potrzeby.

Potrafiłam wogóle nie rozmawiać z ludźmi. Dni milczenia. Żadnych wypowiedzianych słów. To bolało. Nie miałam jednak do kogo się odezwać. Może trochę to była też moja wina, bo na początku zbywałam wiadomości od Charles'a i Lando. Innych nie dostawałam, jeśli nie licząc e-maile z pracy.

"Wymarzona parca" może była by taka gdybym potrafiła się nią cieszyć. Chwilowo nie byłam do tego zdolna.

Trwałam właśnie w trakcie jednego z takich martwych i milczących dni. Lekko ospała siedziałam przy stole i rysowałam. Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Dźwięk ten przebił się przez ciszę, brutalnie ją zakłócając. Nie byłam na to gotowa. Szczerze to chyba na nic nie byłam wtedy gotowa.

Powoli podniosłam się z krzesła i poszłam otworzyć. Bałam się widoku, jaki zastanę po otwarciu. To mógłbyć każdy. I chyba żadnej z tych osób, które mieściły się w mojej definicji słowa "każdy" nie chciałam widzieć, a co dopiero rozmawiać.

Przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi. Na klatce schodowej stała osoba, której naprawdę się niespodziewałam. Myślałam, że koniec naszej znajomości nastąpił już dawno temu.

— Cześć Mirabel — Odezwała się dziewczyna stojąca w drzwiach. Ana moja była najlepsza przyjaciółka.

— Cz-cześć — Miałam bardzo zachrypnięty głos, słychać było, że dawno się nie odzywałam. — Co tutaj robisz?...

— Chcę wszystko wyjaśnić. Rozumiem zmiany w życiu, ale może trochę kultury? Poza tym ty tak nigdy do mnie nie pisałaś.

— Poczekaj... O czym ty mówisz?

— Jak to o czym? O naszej ostatniej rozmowie.  — Widziałam jak bardzo stara się być twarda i pokazać, że jest zdenerwowana. Jednak znałam ją na tyle, że wiedziałam, że tak naprawdę jest jej cholernie przykro. Oczy zdradzają wszystko. — Mogę wejść? To nie jest rozmowa na klatkę schodową.

— Tak... Jasne — Przesunęłam się robiąc jej miejsce, poczym zamknęłam za nią drzwi.

Ana weszła do salonu a ja poszłam za nią. Panował tam olbrzymi bałagan, bo nie miałam siły sprzątać od powrotu z Francji. Dziewczyna jednak tylko na to spojrzała i w żaden sposób tego nie skomentowała.

— Mira, proszę wytłumacz mi dlaczego...

— Dlaczego co? — Nadal nie wiedziałam o czym ona do mnie mówi. Nasza ostatnia rozmowa miała miejsce półtora miesiąca temu i prowadziłyśmy ją na messengerze.

— Dlaczego nie chcesz mieć ze mną dłużej kontaktu i kim są lepsi odemnie ludzie.

— Nie rozumiem...

— NIE UDAWAJ GŁUPIEJ POPROSTU MI WYTŁUMACZ.

— Ana ja naprawdę nie wiem o czym w tym momencie rozmawiamy.

Po chwili miałam przed oczami wyświetlacz jej telefonu, na którym zobaczyłam naszą konwersacje. Przeczytałam ją i zamarłam. Byłam pewna, że nigdy w życiu czegoś takiego nie napisałam. Było to chamskie i obraźliwe. Zwyzywałam ją i oznajmiłam, że to koniec naszej znajomości. Znaczy nie ja, ja tego nie zrobiłam.

— Może to zabrzmi mało wiarygodnie... ale ja nigdy tego nie napisałam — odezwałam się po chwili analizowania na t oco patrzę. — Wiem jak to wygląda, widzę, ale to nie ja.

— To są wiadomości od ciebie. Nie powiesz mi, że to się samo wysłało. Że prowadziłam tą rozmowę z duchem.

— Nigdy nie chciałam i nadal nie chcę kończyć naszej przyjaźni... — Poczułam ścisk w gardle, a do oczu powoli zaczęły napływać m łzy. Nic z tego nie rozumiałam.

— Mira... Też tego nie chcę... — W tamtym momencie Ana nie wytrzymała. Zaczęła płakać. Poraz pierwszy w życiu widziałam ją w takim stanie. Owszem miałam okazję widzieć jak stara się ukrywać emocje, jak umiała nad nimi panować. Nigdy jednak nie widziałam ich u niej tak silnych, żeby sobie z nimi nie poradziła.

Kiedy tak patrzyłam na moją przyjaciółką, nie wiedząc co mam zrobić zrozumiałam coś. Zaczęłam podejrzewać skąd wzięły się te wiadomości i kto je wysłał. Wzięłam do ręki mój telefon i weszłam w messengera. Zaczęłam przeglądać konwersacje i odkryłam, że takich wiadomości było więcej. Ktoś prowadził rozmowy z mojego telefonu do Any, ale także do moich braci. Wszystkie były podobne i zawierały ten sam przekaz "Pierdolcie się, nie chcę was dłużej znać, mam innych lepszych znajomych".

— Ana... Ja już chyba wiem oco chodzi. Tylko musisz mnie wysłuchać do końca.

— Mhm, dobrze. — Wytarła łzy i usiadła na kanapie. Zrobiłam to samo.

— To nie ja wysłałam do ciebie te wiadomości. Odkryłam teraz, że bardzo podobne są też powysyłane do moich braci. I już wiem, że ja nie mam z tym nic wspólnego. Podejrzewam też kto to mógł zrobić...

— Wierzę ci, nie umiałabyś czegoś takie napisać. — Złapała mnie za rękę. — Wiesz, że ci wybaczyłam. Po cichu cały czas wierzyłam, że to jakaś pomyłka. Powiedz tylko kto to zrobił.

— Lance... Mój były chłopak.

— On?! Przecież wy się tak kochaliście.

— Nigdy mnie nie kochał... Wszystko udawał. Dowiedziałam się dwa tygodnie temu. Przyłapałam go na zdradzie. Przyznał się. Chciał mnie mieć tylko dla siebie. Wykorzystywał mnie i okłamywał. Dałam się manipulować. Nigdy nie chciał, żebym spotykała się że znajomymi albo rodziną. Nie chciał żebym mogła w jakiś sposób go przejrzeć, bo ludzie na około już wcześniej to zrobili. To musiał być on. Chciał mnie z wami pokłócić. Bym naprawdę, nie miała nikogo innego.

— Mira... To okropne... — Ana przytuliła mnie do siebie, a ja poraz pierwszy od bardzo dawna poczułam się naprawdę dobrze w takim uścisku. Wtuliłam twarz w jej ramię. — Pomogę ci to odkręcić i wszystko naprawić. Nie zostawię cię.

— Nie musisz... Masz prawo dalej być zła

— Nie jestem zła. To nie byłaś ty. A ja widzę, że nie kłamiesz. Razem damy sobie radę.

— Ale twoja praca i twoje życie.

— Hey, tym to ty się już nie przejmuj. Pomogę ci.

Gracias (dziękuję)

— To jedno słowo rozumiem. I nie ma za co. Jesteśmy przyjaciółmi.

𝓖𝓸𝓸𝓭 𝓞𝓻 𝓑𝓪𝓭 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz