𝓒𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓢𝓲𝔁

481 23 0
                                    

𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵

- Mirabel! - Usłyszałam swoje imię.

Podniosłam wzrok błagając by nie ujrzeć twarzy Lance'a. Nie był to jednak on. Tuż przede mną stał Charles Leclerc we własnej osobie. "Kurwa" było jedynym słowem które przeszło przez mój mózg.

Chłopak podszedł do mnie.

- Co się stało? - zapytał, a potem zobaczył krwawiącą rękę. - Potrzebujesz pomocy!

- J-jest okay... - Prawie wyszeptałam.

- Nie jest. Pomogę ci z ramieniem, a potem powiesz co się dokładnie stało i spróbujemy jakoś pomóc.

- Charles nie-

- Nie protestuj, wiesz, że trzeba ci wyciągnąć szkło z ręki. - Wziął moją walizkę i pozwolił mi oprzeć się o siebie.

Zaprowadził mnie do swojego pokoju, który wyglądał prawie tak samo jak mój i Lance'a. Na myśl o tym co on teraz tam robi, aż mnie skrzywiło. Leclerc zostawił walizkę przy wejściu, a mnie zaprowadził do łazienki.

Usiadłam na brzegu wanny, a chłopak zabrał się za opatrywanie mojego ramienia. Nie wiedziałam na jakim poziomie są jego umiejętności pierwszej pomocy i czy ręką mi nie odpadnie, ale było to lepsze niż nic. Dzielnie zaciskałam zęby kiedy wyciągał szkło, a potem przemywał te miejsca.

Może nie krzyczałam, ale zaczęłam płakać. Nie wiedziałam czy to z bólu fizycznego, czy psychicznego. Może z jednego i drugiego. Łzy zalewały mi policzki i oczy, osiadły na rzęsach tak, że prawie nic nie widziałam. Czułam się jak małe dziecko, które z nie mocy tylko płacze bo nic innego nie potrafi zrobić.

Kiedy moje ramię zostało owinięte bandażem, a ja umyłam twarz z łez Charles zadał mi pytanie. Do tej pory żadne z nas się nie odezwało i tak naprawdę nadal chciałam, żeby tak zostało.

- Powiesz mi co się stało?

- Ja... Nic...

- Mirabel widzę przecież. To Lance, tak?

- No... - Nie wiedziałam co mam na to powiedzieć, nie chciałam się przyznawać, trochę też bałam się reakcji Charles'a

- Możesz mi powiedzieć, naprawdę nic ci nie zrobię - Kucnął żeby być twarzą na przeciwko mnie.

- T-tak... - Tylko to udało mi się wykrztusić.

- Co ci zrobił? Mogę jeszcze jakoś pomóc?

- Zawieź... mnie na lotnisko...

- Teraz?

- Jak najszybciej... Proszę... Chcę do domu...

- Ou dobrze ale nie wiem czy jeszcze dzisiaj będą jakieś loty do Kanady.

- No importa, me quiero ir de aqui! (To nie ważne, chcę stąd iść!)

- Eee...

- Poprostu zawieź mnie tam

- Mirabel o tej godzinie to nie jest dobry pomysł, poczekamy do rana.

- A-ale...

- Zostaniesz tutaj na noc ja prześpię się na kanapie. Rano jak najszybciej odwiozę cię na lotnisko, dobrze?

- Mhm... - Zgodziłam się bo nie miałam już siły się kłócić.

Wstałam z brzegu wanny i omijając Charles'a wyszłam z łazienki. Chłopak wyszedł tuż za mną. Westchnęłam bo naprawdę potrzebowałam pobyć przez chwilę sama, ale oczywiście nie umiałam się odezwać, a Leclerc cały czas się mnie trzymał.

𝓖𝓸𝓸𝓭 𝓞𝓻 𝓑𝓪𝓭 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz