𝓟𝓸𝓿. 𝓜𝓲𝓻𝓪𝓫𝓮𝓵
W środę przyleciał do mnie Charles. Siedziałam właśnie z nim w moim salonie i pakowaliśmy rzeczy do kartonów. Obiecał mi pomoc w przetransportowaniu większych rzeczy samolotem. Nie miałam zbyt dużo swoich rzeczy, które mogłabym przenieść do nowego mieszkania. W większości były to ubrania, trochę sprzętu typu laptopy, kilka książek i innych papierów oraz rzeczy z łazienki. Jedynym meblem który był mój bo to ja go zakupiłam do tego mieszkania było lustro z sypialni, które właśnie owijałam folią bąbelkową.
W piątek rano miałam samolot do Stanów, a kilka godzin później wszytskie moje rzeczy miały polecieć drugim samolotem. Tak żebym mogła na spokojnie dostać się do nowego mieszkania zostawić tam walizkę i plecak z rzeczami które wzięłam na drogę i wrócić na lotnisku, żeby odebrać kartony. W całej tej akcji mieli mi pomagać moi bracia, którzy mieszkali na miejscu oraz Charles. Jak ją się cieszyłam, że to był ten tydzień, czyli tydzień bez żadnego meczu siatkówki oraz wyścigu Formuły 1.
Co do Any i naszej wczorajszej rozmowy... Było to trochę nie miłe przeżycie. Starałam się jak mogłam wszystko jej wytłumaczyć oraz przeprosić. Była na wszystko obojętna i nie wiedziałam co mam z tym zrobić. Teraz liczyłam tylko, że potrzebuje czasu i za kilka dni się do mnie odezwie. Rozumiałam, że może być na mnie zła, bo miała powód, źle zrobiłam. Chciałam jednak naprawić to i miałam nadzieję, że tak się stanie.
- Co jest w tym pudle? - zapytał Charles. Poprosiłam go, żeby markerem podpisywał kartony, żebym wiedziała co w którym się znajduje.
- Napisz la ropa, a w nawiasie las camisetas y las vestidos.
- Czyli ubrania tak?
- Tak, koszulki i sukienki. Będę wiedziała o co chodzi.
Skończyłam owijać lustro folią i zaczęłam pakować je do kartonu na którym poprosiłam Charles'a o napisanie el espejo. I tym sposobem wszytskie kartony i pudła zostały zaklejone i podpisane. Byłam właściwie gotowa do wyprowadzenia się.
Rozejrzałam się po mieszkaniu, dziwnie było patrzeć na niego takie puste. Zostawiłam na wierzchu tylko kilka rzeczy które będą mi potrzebne przez te ostatnie dni.
- Dziękuję, że mi pomagasz - powiedziałam do Charles'a. Wstał i podszedł do mnie
- To żaden problem. Wszystko już zrobiliśmy?
- Tak. Przestawmy tylko te kartony na bok, żeby nie przeszkadzały.
Zrobiliśmy tak. Wszystkie pudła znalazły się pod ścianą. Dopiero wtedy usiedliśmy na kanapie obydwoje. Oparłam się o niego. Mimo, że tylko się pakowałam byłam trochę zmęczona. Pewnie był to jeszcze stres, bo jednak nie zmieniałam tylko mieszkania, ale cały kraj zamieszkania. Mimo, że prawie udało mi się zdobyć obywatelstwo Kanady, przerwałam ten proces. Teraz będę się starać o obywatelstwo Stanów Zjednoczonych, bo tam postanowiłam, że zostanę dłużej. Miałam tam pracę, którą mogłabym wykonywać na dwa sposoby, a nie tylko zdalnie. Byli tam Juan i Pedro, więc odrazu bliżej do rodziny. Był dużo łatwiejsza możliwość do podróżowania, na co nie chciałam się zamykać, bo nadal chciałam jeździć na niektóre wyścigi. Jedynym minusem był fakt, że zostawiałam Anę samą. Było mi z tym źle, ale nie mogłam nic na to poradzić.
- Gotowa na zmiany? - zapytał Charles uśmiechając się do mnie.
- Tak. Wydaję mi się, że tak.
- To dobrze. I widzisz wszystko zaczyna się dobrze układać.
- No nie wiem czy wszystko. - Położyłam się na kanapie z głową na jego kolanach i opowiedziałam mu o sytuacji z Aną.
- To twoja najlepsza przyjaciółka. Z pewnością jest jej przykro, ale pogodzicie się.
CZYTASZ
𝓖𝓸𝓸𝓭 𝓞𝓻 𝓑𝓪𝓭
Fanfiction꧁Dlaczego nigdy nie wiem co jest dla mnie dobre a co złe꧂ 𝓒𝓱𝓪𝓻𝓵𝓮𝓼 𝓛𝓮𝓬𝓵𝓮𝓻𝓬 𝓯𝓪𝓷𝓯𝓲𝓬𝓽𝓲𝓸𝓷