11

220 21 2
                                    

Calutki dla Meri Shippers!
•••••••••••••••••••••

Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające przez okno do mojego pokoju. Uwielbiam poranki. Szczególnie letnie. Piękna pogoda, śpiewające ptaki i zapach kwiatów. Idealnie. Naszykowałem się i zjadłem śniadanie. Potem pognałem na próbę zespołu, a gdy wracałem zaszedłem do kwiaciarni, żeby kupić jakieś kwiatki dla Mercedes. Sama mówiła, że ma do nich słabość. Wybrałem bladoróżowe róże. Po drodze do domu zerwałem jeszcze kilka białych, polnych kwiatów, aby uzupełniły bukiet. Jak ma architekta jestem świetnym projektantem roślin. Ciekawe jak radzi sobie Mer. Pewnie jeszcze lepiej, ale chciałbym to zobaczyć.

Harry [13:27]

Nadchodzę x

Mercy<3 [13:30]

Oki

Wedle instrukcji dziewczyny trafiłem do ładnego, ogromnego, białego domu postawionego wokół zielonej trawy. Był większy, niż go zapamiętałem. Posiadłość ogradzało czarne ogrodzenie w różne wzory. Całość prezentowała się elegancko i klasycznie.

Zadzwoniłem dzwonkiem do furtki. Po pewnym momencie drzwi domu się otworzyły i wyszła z nich brunetka. Pomachałem jej, na co lekko się uśmiechnęła.

Prezentowała się świetnie. Miała włosy uczesane w kucyka na czubku głowy, a na sobie za duży T-Shirt i ciemne jeansy z dziurami.

- Hej - powitała mnie, otwierając furtkę.

- To dla ciebie - bez zbędnych ceregieli wyciągnąłem zza pleców bukiet z kwiatami i wręczyłem go Mer. Jej oczy wyrażały zaskoczenie i radość. Przesłoniła usta dłonią i spojrzała na mnie.

- Ale cudowne! Masz talent chłopie! - po tych słowach przytuliła mnie mocno. Uśmiechnąłem się od ucha do ucha i przejechałem delikatnie palcami po kręgosłupie dziewczyny, tak, aby jej nie wystraszyć i żeby nie poczuła się niekomfortowo. Kiedy mnie puściła poczułem dziwną pustkę.

- Chodź do środka - wskazała ręką na drzwi i wbiegła do środka. Ruszyłem w jej ślady. Gdy minąłem próg, moim oczom ukazały się ogromne schody rodem z pałaców wyłożone marmurem. Po ich lewej i prawej stronie, a właściwie za nimi, widać było nieodgrodzony ścianą przeogromny salon nowocześnie urządzony.

Powiesiłem bluzę na wieszaku i spojrzałem w lustro na przeciwległej ścianie przy drzwiach, obok którego w doniczce rosło jakieś drzewko. Wyglądałem jak... ja.

- Pięknie tu - odezwałem się.

- Chodź do salonu. Sissi! - zawołała. Z pomieszczenia wybiegł york.

- Ale słodziak - pogłaskałem zwierzę.

- Muszę ci jeszcze kogoś przedstawić.

Weszliśmy wreszcie do tego salonu. Był tak wielki, jak się spodziewałem. Mijałem ściany ozdobione zdjęciami w ramkach. Na większości była Mercedes.

Podeszliśmy do jasnej, skórzanej kanapy. Ku mojemu zdziwieniu, siedziała na niej jakaś szatynka.

- Harry, to jest Angelic. Angelic, Harry.

- Miło mi cię poznać - uśmiechnęła się zielonooka podając mi rękę.

- Mnie również - starałem zatuszować swoje zniesmaczenie i zdziwienie. Pokrzyżowano mi plany, chociaż tego nie znoszę. Kątem oka widziałem satysfakcję na twarzy Mer.

- Dużo o tobie słyszałam, nie tylko z mediów, ale też od... - koleżanka Mercedes urwała, bo dziewczyna uderzyła ją w bok. - Ałć! - dodała szeptem, jednak udało mi się to usłyszeć. Zaraz. Chwila. Stop klatka. Mercy o mnie coś mówiła?

Well, Daisy // h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz