04

310 23 6
                                    

- Siema - przywitałem się dosyć oschle z Niall'em. Wyjątkowo nie miałem ochoty dzisiaj imprezować. Zachorowałem czy nadal mam kaca?

- Zamawiam dwie czyste - rzucił mój przyjaciel do barmana, po czym spojrzał na mnie. - Co, nie w formie?

- Daj spokój, straciłem jeden dzień ze swojego cennego życia.

Chłopak tylko przytaknął, gdyż barman postawił przed nami zamówienie.

- Ja stawiam - powiedział Niall. - Nie będę jeszcze bardziej psuć ci humoru - szybko dodał, gdy otworzyłem usta, żeby protestować. Nic nie odpowiedziałem.

- Balujecie beze mnie? Wstydźcie się! - usłyszeliśmy zza siebie znajomy głos.

- Cześć, Lou - machnąłem ręką w jego stronę nawet się nie odwracając.

- A co to za brak entuzjazmu? Wstydźcie się hashtag dwa!

Westchnąłem i spojrzałem wreszcie na przybysza. Rozłożyłem ręce i objąłem go niczym babcię na Wigilię.

- Emm... Nie o taki entuzjazm mi chodziło - lekko mnie odepchnął, a ja zrobiłem smutną minkę. W rzeczywistości aż płonęła od obojętności.

- Gdzie zgubiłeś Eleanor? - zapytał Niall, przez co na chwilę przestano zwracać na mnie uwagę.

- Dzisiaj nocuje u przyjaciółki. Nie mam tam dostępu. Zwalczają jakie kolwiek okazy płci przeciwnej jak jakieś jadowite żmije - na te słowa zachichotaliśmy.

- Nudno mi - podparłem pięścią głowę i zerknąłem na zegarek.

- On ma okres, czy mi się tylko wydaje? - Louis pokazowo przysłonił dłonią usta, jednak i tak wszystko słyszałem.

- Ej, babą to jesteś ty, nie ja! Nie pamiętasz już jak zachwycałeś się na "50 twarzach Grey'a" albo jak ryczałeś na "Królu Lwie"?

- Cicho, każdy ryczał kiedy umarł Mufasa.

- Czyli jestem jakimś psychicznym zwyrodnialcem i wyjątkiem.

- Dobra, skończ już. Idziemy do mnie? Mam wolną chatę, a za godzinę zaczyna się mecz.

- No to chodźcie - machnąłem ręką i wstałem z krzesła przy barze.

W domu chłopaka znaleźliśmy się piętnaście minut później. Rozłożyłem się na kanapie, lecz szybko zostałem z niej zepchnięty. Siedzieliśmy teraz we trójkę przed telewizorem, w którym leciały akurat reklamy. Dźwięk był wyciszony, więc mogliśmy rozmawiać. Niedługo miał do nas także dołączyć Zayn, który także należał do paczki. Ostatni jej członek - Liam, dziś wyjątkowo nie mógł z nami być.

- No to jak tam chłopaki, poznaliście kogoś ostatnio? - zapytał Lou, który jako jedyny z naszej trójki miał dziewczynę.

- Ja poznałem ostatnio fajną lasię, nazywa się Olivia. Niestety, nie jest w moim typie, ale skoro pytasz... - odezwał się Niall.

- A ty Harry?

- Hmm? - popatrzyłem zdziwiony na kolegów. Nie słuchałem ich wymiany zdań. Właściwie nie miałem dzisiaj ochoty na żadne tego typu przesłuchania.

- Pytałem, czy poznałeś kogoś ostatnio, nie licząc tej blondi z klubu.

- Nie, chyba nie - na myśl od razu wpadła mi ta cała Mercedes, z którą pisałem na StrangerSite. Ale przecież nawet jej nie widziałem! I nie sądzę, żeby kiedykolwiek doszło do spotkania. Dziewczyna odpada.

Wkrótce doszedł do nas Zayn. Czas leciał dosyć wolno, niestety. Nie wiem czemu nie miałem dziś humoru. Przecież wcześniej zapowiadał się taki fajny dzień. Jeszcze bardziej spochmurniałem, kiedy nasza drużyna przegrała mecz. Wróciłem do domu jako pierwszy ze wszystkich. Jestem pewny, że cieszyli się z mojej nieobecności, bo atmosfera się wtedy rozluźniła.
Co ja poradzę? Życie, życie, życie. Od dziecka wpajano mi, że to największy dar od Boga. Chyba na pewno wątpię.
Największym jest rodzina i byłaby za pewne jakaś ukochana, gdybym takową miał.
Życie, hmm. Niech będzie trzecie miejsce. Może inni się z tym nie zgadzają. Moim zdaniem, koło monotonności, w jakie nieodwracalnie wpadłem nie wiadomo czemu, nie jest tym największym darem od Boga.
Ludzie mają różne historie. Na przykład taki Zayn. Ma wspaniałą dziewczynę, życie. Niall, co prawda nie ma wybranki, ale wiedzie sielankowy żywot. U niego każdy dzień zaczyna się na nowo, inaczej. U mnie jest to spirala takich samych sekund, które niemiłosiernie powtarzają się dzień w dzień.
Chyba naprawdę jestem chory. Nie dość, że nie mam ochoty nawet pogadać z kumplami czy wyskoczyć do klubu, to jeszcze rozmyślam nad jakimś sensem istnienia.
Do czego to doszło...

Przechodziłem przez ulicę, gdy nagle zza rogu wyjechał jakiś wariat na motorze, któremu najwidoczniej życie nie miłe. Znowu to życie. Nie dość, że o mało mnie nie zabił, to jeszcze za nim siedziała jakaś laska, o której nawet nie pomyślał. A jakby spadła? Bała się? Boże, jak mnie wszystko denerwuje.

- Hej Hazz, co tam? - usłyszałem przesłodzony głos takiej jednej dupki, Anabelle. Westchnąłem i spojrzałem przed siebie, gdzie stanęła dziewczyna.

- Nic tam, a u ciebie?

- Tęsknię za tobą, może byśmy kiedyś jeszcze się umówili? - w jej cichych i przeciąganych słowach było czuć pożądanie.

- Może kiedyś. Anabelle, śpieszę się.

- No chodź, rozluźnię cię trochę - sunęła ręką po moim ramieniu.

- Możemy jutro? Naprawdę nie mam teraz czasu.

Szatynka westchnęła i zdjęła ze mnie swoją dłoń.

- Obiecujesz?

- Obiecuję. Będę u ciebie o 19.

********************
Pamiętajcie, że im większa frekwencja, tym szybciej dodaję rozdział :D

Well, Daisy // h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz