[zapraszam też na swoje "Escape", już się regeneruję i wracam :D I ZACZYNAM PISAĆ ŚWIĄTECZNE OPOWIADANKO, "JINGLE BELL", WBIJAĆ NA PIERWSZY ROZDZIAŁ!!!!!!!!!!]
Piątek. Już o godzinie 9 rano jechała w kierunku kwiaciarni. Pora odebrać kwiaty, a potem zawieźć je na salę weselną. Kościół w drugiej kolejności, ponieważ tam panuje ciągły ruch.
Wspomagana siłami miłej kwiaciarki załadowała cały bagażnik masą ustalonych wcześniej kwiatów.
Z przyjemnością minęła jej droga do domu weselnego. Zapach roślin był jednym z najprzyjemniejszych.
- Dzień dobry pani Tomlinson! - zawołała Mer, wchodząc do budynku.
- Mercy, kochanie! - odpowiedział jej wesoło głos mamy Louisa. - Mów mi Jay, tak krócej. Jak się czujesz?
- Gotowa do akcji - w oczach dziewczyny błysnęły iskierki zapału i energii.
- Świetnie. To wypakowujmy towar i zaczynamy! Harry, mógłbyś nam pomóc?
Mercedes zdębiała.
- No pewnie - uśmiechnąłem się i wyłoniłem zza rogu. Stałem za ścianą od przyjścia Mer, delektując się cudowną barwą jej głosu. Całe szczęście, niezauważony. Już się trochę ogarnąłeś od wczoraj i postanowiłem działać.
- CO. ON. TU. ROBI!? - wydukała wściekła dziewczyna, a jej oddech zauważalnie przyśpieszył. Momentalnie zrobiła się blada, co podkreśliło jej płonące ze złości policzki.
- Kochanie, spokojnie. Nie możesz się denerwować - uspokajała ją matka Louisa. - Harry zadeklarował nam swoją pomoc, a jak wiadomo, im więcej osób do pomocy, tym szybciej wszystko będzie gotowe. Nie będzie ci w niczym przeszkadzał, możesz go ignorować.
"Co to to nie, Jay. Mam całkowicie odwrotne plany" - pomyślałem.
- Dobrze. Zaczynajmy już, szybciej skończymy - uspokoiła się nieco i od tej pory unikała mojego wzroku.
* * * * * * * *
Zgodnie z wcześniejszymi założeniami plątałem się wokół Mer wszędzie, gdzie było to możliwe. Łatwym zadaniem było dla mnie przeszkadzanie jej i niezdarne, przypadkowe bałaganienie. I tak by się to działo, więc nie stanowiło to dla mnie większego problemu. Cały ja.
- Oj, przepraszam - powiedziałem, zawadzając o dziewczynę ręką.
- Ups, moja wina - tym razem stuknąłem lekko w krzesło, a ozdabiający je kwiatek spadł na ziemię.
*Mercedes myślała, że już nie wyrobi. Nie dość, że ten idiota znajduje się w odległości (bardzo) znacznie mniejszej niż 10 km, to jeszcze się szwęda i taranuje wszystko na swojej drodze. Niszczyciel dóbr naturalnych, marnujący cenny czas i pracę dziewczyny. Wszystkie starania na marne. Miała ochotę go rzucić rekinom na pożarcie, ewentualnie złożyć w ofierze jakimś bogom, wrzucając go do wulkanu. Niech umiera powoli i w cierpieniach. O tak. Wielkich cierpieniach.
"On ma zeza czy jest pieprzonym cyklopem?" - pomyślała, kiedy Harry po raz tysięczny wpadł na jakiś stolik.
"Wyjdę z siebie i stanę obok. Przysięgam" - ponownie przemknęło jej przez głowę, widząc (sztuczną) niewinną i jednocześnie zawstydzoną minę chłopaka.*
- Chyba działa - szepnąłem Louisowi, który również przyszedł zobaczyć salę weselną.
- Tylko nie przesadzaj. Ma być naturalnie - odpowiedział, na co przytaknąłem.
I przez następne kilkadziesiąt minut kręciłem się w pobliżu dziewczyny, udając, że pomagam w przygotowaniach. Muszę przyznać, że świetnie jej szło ignorowanie mnie. Jeszcze chwila i miałbym wrażenie, że rzeczywiście jestem niewidzialny. Wyglądała tak, jakby wypełniał ją wewnętrzny spokój. Taka piękna, niewinna, delikatna i cicha istotka. Widać było po jej stosunku wobec mnie, że nie mam dla niej najmniejszego znaczenia, co mnie trochę przybijało. Chyba tracę ochotę na dalsze działanie. Bo przecież to nie ma sensu, skoro ona i tak nie będzie szczęśliwa. Właśnie. Przecież nie mogę myśleć tylko o sobie.
Czy mam jakieś argumenty? Trudne pytanie. Przynajmniej zakończyłem sprawę z Anabelle. Pojechałem do niej, gdy tylko dowiedziałem się, że ona była sprawczynią zamieszania z Mer. Wygarnąłem tej suce wszystko, co uważałem, że powinienem i może kilka bonusów po znajomości. Tak, dokładnie tak było.
- Cudownie! - krzyknęła Jay, przez co aż podskoczyłem. Ta kobieta to ma męską duszę. Zauważyłem, że Mer wstała. Wszystko było już przepięknie przystrojone. Dziewczyna naprawdę ma talent. Teraz mogłem tylko marzyć o tym, że to wszystko się dzieje przed naszym ślubem.
- Jedziemy do kościoła. Myślę, że dziś nie wyrobimy się tam ze wszystkim, więc skończymy jutro rano, dobrze? Ślub dopiero o 14. Skończycie pod nadzorem Louisa, bo ja będę się przygotowywać.
Mercedes przytaknęła zagryzając wargę. Patrzyłem na to z ogromnym bólem. Tak bardzo chciałbym teraz do niej podejść, złapać za policzki i odgarnąć jej włosy. A potem pocałować, tak długo i mocno, szepcząc "kocham cię".
-------------------
UWAGA LUDU
ZACZYNAM NOWĄ KSIĄŻKĘ, TAKIE JAKIEŚ ŚWIĄTECZNE OPOWIADANKO, TO NIE JEST FF ANI NIC I ZAPRASZAM WSZYSTKICH SZUKAJĄCYCH FAJNEGO ROMANSIDŁA NA ŚWIĘTA :D"JINGLE BELL" -- JUŻ DOSTĘPNE NA MOIM PROFILU.

CZYTASZ
Well, Daisy // h.s
FanfictionHarry Styles jest typem niegrzecznego chłopaka. Imprezuje kiedy tylko ma czas. Na codzień studiuje architekturę na Uniwersytecie Voiler'a. W budynku obok, na Uniwersytecie Lockers'a, rok młodsza od niego dziewczyna, Mercedes Darling, studiuje prawo...