16

171 15 3
                                    

<<zignorujcie niezgadzający się kolor włosów dziewczyny na zdjęciu lol; o ile to zdjęcie się Wam wyświetla, bo mi nie wrr>>

- Omg, nie baw się ze mną w Tom'a i Jerry'ego! - krzyknęła Mer w chwili, gdy z niewiadomych powodów zacząłem ją gonić po pustej ulicy.

- Ale to ja jestem Jerry, bo jestem słodszy!

- Ta, do czego to doszło, żeby mysz goniła kota? - zaśmiała się dziewczyna i przyśpieszyła. Miała naprawdę świetną kondycję i trudno mi było ją dogonić. Po wielu próbach w końcu złapałem ją w swoje ramiona i zacząłem łaskotać.

- Przestań, chory psychicznie napalony wariacie! Jesteś jakiś walnięty czy co? No przestań! - krzyczała próbując mi się wyrwać. Kiedy zaczęła już niemalże dusić się ze śmiechu na chwilę przestałem.

- Jakiś okup czy coś? - zapytałem nie wypuszczając brunetki z uścisku.

- Chcesz wziąć łapówę? Oooo, powiem twojej mamie.

- Jak wolisz - wznowiłem łaskotki. Tym razem dziewczyna jednak jakoś dziwnie się wygieła, przez co zachwiała się i wpadła w moje ramiona uderzając o moją klatkę piersiową. Znaleźliśmy się w niefortunnej pozycji, takiej samej jak ze sceny przed pocałunkiem w jakiejś komedii romantycznej. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Zbliżyłem swoją twarz do jej, ale nie za blisko, jakby oczekując reakcji z jej strony. Widziałem, że walczyła sama ze sobą. Mimo to, jej umysł wygrał bitwę stoczoną z sercem i odepchnęła mnie lekko od siebie. Minimalnie zawiedziony odsunąłem się, cicho przepraszając ją za zaistniałą sytuację.

- Umm, chodźmy może już do domu. Zimno się zrobiło, poza tym jestem zmęczona.

- Jasne - odpowiedziałem tonem skrzywdzonego dziecka.

- Ej - poczułem rękę Mercedes na ramieniu. - Nie łam się Hazz, mówiłam ci co o tym wszystkim myślę.

- Ale ja nie jestem cierpliwym człowiekiem - westchnąłem.

- No to musisz potrenować - uśmiechnęła się. - Przy mnie to podstawowa cecha.

Przytaknąłem. Zauważyłem tylko jak Mercy przewraca oczami i ciągnie mnie w stronę jej ulicy.

* * *
- Chcesz się czegoś napić? - zapytała, kiedy weszliśmy do jej domu.

- Nie, dzięki. Wolę rzucić się na łóżko i nie zchodzić.

- No to chodź do mnie, obejrzymy może coś.

Weszliśmy po schodach na górę, do pokoju dziewczyny. Od razu położyłem się na białej pościeli i głośno wypuściłem powietrze z płuc.

- Aż tak cię zmogło? Weź nie umieraj, bo co ja powiem mamie jak znajdzie trupa w naszym domu - zachichotała widząc moje poczynania.

- Prawdę, że to przez ciebie.

- Ogarnij się już niedorozwoju - rzuciła klucze na szafkę, po czym zajęła miejsce obok mnie.

- Mer, ja... - popatrzyła mi w oczy, a ja momentalnie zadrżałem. Odetchnąłem, żeby się uspokoić. - Dzień w dzień coraz bardziej... - znów przerwałem czując na sobie spojrzenie brunetki. - Coraz bardziej się w tobie zakochuję. Proszę, nie oceniaj mnie od razu - dodałem widząc, jak otwiera buzię żeby coś powiedzieć.

- Harry... - tylko tyle była w stanie z siebie wydusić przed tym, jak złączyła nasze usta w pełnym emocji pocałunku. Zbędne były jakiekolwiek słowa, liczyła się ta chwila. Od razu oddałem pocałunek i przyciągnąłem dziewczynę bliżej siebie. Jedną rękę wplotła w moje włosy i delikatnie za nie ciągnęła. Po chwili przeniosłem się nad nią, ale tylko głową, żeby nie zmiażdżyć jej drobnego ciałka swoim. Jej delikatne usta tak bardzo pasowały do moich. Oderwaliśmy się od siebie po dłuższej chwili i z szerokimi uśmiechami ułożyliśmy się wygodnie na łóżku. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.

* * *
Obudził mnie dźwięk aparatu w telefonie. Przeciągnąłem się z pomrukiem.

- Wstawaj śpiochu! Obśliniłeś poduszkę! - usłyszałem dźwięczny chichot. O tak, z pewnością chciałbym codziennie być tak budzony. Przeciągnąłem się ziewając i lekko uchyliłem powieki. Byłem w pokoju Mercedes, nie w gościnnym. Spojrzałem pytającym wzrokiem na dziewczynę.

- Nie miałam serca cię budzić - wzruszyła ramionami. Zadrżałem. Wyglądała tak pięknie z rana. Idealny nieład na głowie, brak makijażu i rozciągnięte ciuchy sprawiały ją jeszcze atrakcyjniejszą. - Wiesz... Też muszę ci coś powiedzieć.

- Coś ważnego? - słysząc to kiwnęła.

- Pojutrze wyjeżdżam na jakiś czas do babci.

- Gdzie dokładnie?

- Sydney.

- Do Australii!? - spuściła głowę w dół, słysząc mój krzyk. - Przecież to koniec świata!

- Co mam zrobić?! Olać to, że to może być mój ostatni raz kiedy ją zobaczę?! - widząc moją zdziwioną minę dodała ciszej, a oczy jej się zaszkliły. - Ma białaczkę.

- Ja... Przepraszam, nie wiedziałem - przyciągnąłem ją do siebie i zamknąłem w szczelnym uścisku. W tym momencie pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. - Ćśś, wszystko będzie dobrze.

- Każdy tak mówi - pociągnęła nosem, podniosła się i otarła łzy rękawem bluzy. Mimo sytuacji w jakiej się znajdowała, była bardzo silną i niezależną kobietą. Za to ją podziwiałem.

- Zawsze możesz na mnie liczyć, przecież wiesz o tym. Jeśli chcesz mogę kupić bilet o ile nie wyprzedali i polecieć tam z tobą.

- N-nie... Wolałabym sama. I przemyślałabym wszystko.

- Nas też?

- Nas to pojęcie względne - w końcu się uśmiechnęła.

•••••••••••••••••••••
Wiem, że jestem najkochańszą dzieciną na świecie, bo dodaję jeszcze jeden rozdział dzisiaj, chociaż pisałam, że trochę poczekacie ^^

Tak troszku przyśpieszyłam tempo, a ponieważ nie zadają już nam prac domowych miałam czas c: Zaczęłam już 18 wow

A poza tym Wy mnie zmobilizowaliście, bo to było takie 'akcja - reakcja' - ja dodałam rozdział i od razu posypały się gwiazdeczki *-*

Zaraz drama time?

•••
Poproszę jeszcze większą mobilizację, następny rozdział 8 gwiazdek i 4 komentarze :*

Well, Daisy // h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz