30

21 1 2
                                    

(Zaznaczę miejsce, w którym rozpoczynam kontynuację opowiadania. Przebrnijcie przez ten rozdział wczytując się między wiersze. Będzie dość zaskakujący, momentami wręcz przerażający, kompletnie różny od poprzednich. Przez te trzy lata przerwy stałam się bardziej poetycka niż (jeszcze) myślicie, ale każdy wykorzystany przeze mnie zabieg ma swój cel.)


Poprawiłem kołnierzyk mojej czarnej koszuli i rzuciłem przelotne spojrzenie na moją postać w lustrze. Stwierdziłem, że wyglądam całkiem pogrzebowo.

"Kup czarną mówili, będzie fajnie mówili" - pomyślałem i pokręciłem głową z rezygnacją.

Zawiązałem sznurowadła u eleganckich butów i zdecydowałem się wreszcie pokazać światu. Wyszedłem frontowymi drzwiami. Na zewnątrz zastałem Louisa, nie dość, że wystrojonego, to jeszcze szczęśliwego jak nigdy.

- Dzisiaj gram dziecko gwiazd wieczoru, a ty możesz tylko zazdrościć - odezwał się, gdy stanąłem obok niego.

- Ciekawe co powiesz, kiedy rzucą się na ciebie wszystkie ciotki.

- Brrr - wzdrygnął się chłopak.

- Tak w sumie to czemu stoimy? - zapytałem.

- Nie wiem, chyba chciałem zobaczyć pannę młodą zanim wsiądę do auta i pojadę na miejsce.

Przypomniałem sobie nasze poranne śmieszki.

- Chyba pannę starą - uśmiechnąłem się szyderczo, nie patrząc mu w oczy.

Louis westchnął.

- Gdybym nie miał na sobie ubrań, za które dałem fortunę, skopałbym ci dupsko.

- Boisz się, że spodnie pękną na pupci?

- Ta - przewrócił oczami i umilkł, bo w tej sekundzie drzwi się otwarły, a ze środka wyszła mama Louisa w towarzystwie pana młodego.

- O mój Boże, mamo - przyjaciel zrobił wielkie oczy. - Nawet nie wiedziałem, że umiesz tak wyglądać.

- Miło mi, Louis - uniosła brwi, lecz po chwili się roześmiała.

- Jedziemy? - jęknąłem, czując jak drętwieje mi prawa noga.

- Jedźcie, my czekamy na błogosławieństwo rodziców - zachichotał partner mamy Louisa, a ona do niego dołączyła. Czuli się teraz tak młodo, że aż pewnie dziwnie.

- Amen - pokręcił głową chłopak i wsiadł do swojego samochodu kiwając głową na znak, abym również zajął w nim miejsce.


*(wyżej 2016, poniżej już 2019... czuć różnicę?)*


Podróż przebiegła w milczeniu i nie zajęła nam dużo czasu. Zanim się obejrzałem, znaleźliśmy się u drzwi wysokiej świątyni, z frontu budzącej respekt dzięki pięknej, witrażowej rozecie. Schody prowadzące do środka, które przypominały mi już tylko sytuację ze schwytaniem dłoni Mercedes, dziś były przyozdobione płatkami białych róż i kremowym dywanem, sięgającym wejścia u szczytu stopni.

Zajrzałem do środka. Wszystko było w idealnym porządku i wyglądało olśniewająco. Od wczoraj pojawiło się jeszcze wiele elementów dekoracji, które stworzyły doskonałą kompozycję z architekturą wnętrza kościoła. Ponownie w mojej głowie zakotłowały się myśli o ostatniej rozmowie z ukochaną Mechi. Tak bardzo mi jej brakowało. Tak bardzo chciałem jej wybaczenia. Byłem tak bardzo bezradny.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 26, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Well, Daisy // h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz