27

76 3 1
                                    

OMOJBOZE NAWET NIE WIECIE JAK DŁUGO PISAŁAM TEN ROZDZIAŁ PRZYSIĘGAM
BUSKA WRESZCIE SKOŃCZYŁAM

Gdy dojechaliśmy do kościoła, jak na złość zaczął padać deszcz. Wysiadłem ze swojego samochodu jako pierwszy i zabrałem ze sobą parasolkę. Przede mną zaparkowała Jay i Mercedes. Widziałem, jak kobiety otwierały drzwi i powoli wychodziły z auta.
Przypominając sobie o pogodzie podbiegłem do Mer rozkładając parasol.
Gdy zatrzymałem go nad dziewczyną, ta odskoczyła jak oparzona. Zaczęła szybkim krokiem iść w stronę strzelistego budynku, a ja starałem się ją doganiać, wciąż osłaniając ją parasolką.
W końcu, na długich schodach prowadzących do kościoła, złapałem ją za rękę i przytrzymałem w miejscu. Widziałem jej żałosne starania, aby się uwolnić, jednakże nic nie mogła wskórać. Popatrzyła na mnie wzrokiem zrozpaczonego, skrzywdzonego dziecka, przez co zmiękło mi serce. Jednak wciąż nie puściłem jej ręki.

- Daj sobie przynajmniej pomóc - powiedziałem ciężko oddychając ze smutkiem w oczach.

Mer przez chwilę milczała (ba, przez chwilę, przecież ona cały czas nic nie mówiła), lecz w końcu się przełamała.

- Poradzę sobie sama - wysyczała i wyrwała swoją rękę z uścisku mojej. - I zostaw mnie w spokoju. Nienawidzę cię.

Po tych słowach szybkim krokiem ruszyła przed siebie, a mi oczy się zaszkliły. Przysiadłem na schodku.

"Stracone" - pomyślałem.

"Nie płacz Harry, chłopaki nie płaczą" - podpowiadała mi świadomość.

- Ale mężczyznom się zdarza - powiedziałem już na głos i wybuchłem szczerym płaczem. Nie powstrzymywałem już potoku łez wydobywającego się z moich zaczerwienionych oczu. Pewnie wyglądałem jak jedno wielkie gówno, ale przestało mnie to obchodzić. Wszystko przestało mnie obchodzić.

- Harry? Ty płaczesz!? - podbiegła do mnie Jay, która właśnie wchodziła po schodach. - Co się stało, kochanie?.. - ściszyła głos i usiadła obok mnie, nie zwracając uwagi na takie szczegóły, jak deszcz.

- Ciociu... - zawodziłem jak małe dziecko.

- Co, skarbie? - przytuliła mnie w stylu mamy.

- Ciociu... - powtórzyłem i kolejny potok łez opuścił moje oczy.

- Tak?

- Kocham ją... - wydusiłem. - A ona... A ona mnie nie - wybuchłem.

Przez chwilę siedziała w bezruchu widocznie oszołomiona moimi słowami. Hmm, wydawało mi się, że wiedziała o mojej miłości do Mer. Czy mi się zdaje, czy pierwszy raz tak to określiłem? "Moja miłość do Mer", to brzmi tak cudownie. Trzeba używać częściej.

- Będzie dobrze, Harry. Trzeba tylko obudzić te same uczucia w Mercedes - odezwała się w końcu.

- To niewykonalne.

- Wykonalne. Przecież ona tak samo cierpiała, kiedy... No wiesz.

Popatrzyłem na Jay podejrzliwym wzrokiem i uniosłem w górę jedną brew. Skąd wiedziała o Anabelle? Kobieta się zarumieniła.

- Plotki, kochanie - burknęła i westchnęła.

- Ta, wiem - podniosłem się i podałem mamie Louisa rękę, aby pomóc jej wstać. Podziękowała i kazała mi zmykać do kościoła.

*****************

Obserwowałem Mercedes przez cały czas. Ukryłem się gdzieś w ciemnym kącie i udawałem, że mnie tu nie ma. Za pewne wszyscy myśleli, że jestem w kaplicy, albo że poszedłem do domu. Ale to dobrze. Był już wieczór, moja "nieobecność" w ich oczach nie budziła podejrzeń. Na zewnątrz zrobiło się ciemno, a w kościele panował pewnego rodzaju nastrój. Czułem się... Zafascynowany. Naszła mnie wena na myślenie o sensie istnienia, lecz nie miałem teraz do tego głowy. Zapamiętać. Przyjść kiedyś do kościoła wieczorem i myśleć o sensie istnienia.
Patrzyłem na każdy ruch Mer. Poruszała się z taką ogromną gracją, choć dla niej pewnie było to najzwyklejsze układanie liści w wiązance. W tamtej chwili mogłem wręcz eksplodować z miłości do tej dziewczyny niczym największa na świecie bomba atomowa. Chciałem to wykrzyczeć całemu światu. Uwięzić ją w mocnym uścisku i już nigdy nie puścić. Śmieszne, dla niej byłem gotowy polecieć na księżyc lub przestać oddychać na rok, jeśli by tego chciała. Jakim sposobem tak owinęła mnie w okół swojego palca? Myślę, że i ona sama tego nie wiedziała.

Nagle w głębokim zamyśleniu, spadłem z krzesła. Z HAŁASEM KURWA STARTUJĄCEGO ODRZUTOWCA.

BOŻE, czemu mi to robisz?

W tym samym momencie poczułem wzrok Mercedes na sobie...

^^^^^^^^^^^^^^^^^
mordzie moje kochane, przepraszam że tak długo czekałyście & wszystko wina nauki, braku czasu i minimalnego braku ochoty na pisanie

Bo pomysł i plan jest

Ale nie chce mi sie pisać

Bo sie boje że schrzanię i bedzie nudne

Jeszcze nigdy nie kończyłam książki

..

Omg

Well, Daisy // h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz