20

156 11 2
                                    

Wytłumaczyłem Anabelle (czytaj: przeobrzydliwej fałszywej plastikowej suce pieprzonej) w jakiej sytuacji stoję, na co zareagowała złością i kazała mi się w takim razie pojawić u niej z samego rana jutro.

Od dwudziestu minut czekałem na lotnisku na moją księżniczkę. Napisała, że już odbiera walizki i zaraz będzie.

- Harry! - usłyszałem jej głos sprzed siebie, gdzie były bramki. Podniosłem wzrok i natychmiast rzuciłem się do biegu w tamtą stronę. Porwałem dziewczynę w objęcia. Wtuliła się we mnie, a ja pocałowałem ją w włosy, po czym oparłem swoją brodę o jej głowę.

- Tęskniłam - szepnęła.

- Ja bardziej - jeszcze bardziej ją przycisnąłem do siebie.

- Słodko - zachichotała. O tak, jej chichotu mi brakowało najbardziej.

- No dobra, chodź. Odwiozę cię do domu, przepakujesz się.

- Przepakuję? - uniosła jedną brew.

- W moim słowniku oznacza to wymianę brudnych rzeczy na czyste, oczywiście w walizce.

- A z jakiego powodu mam się przepakować, a nie rozpakować? - stuknęła mnie w ramię z chytrym uśmieszkiem.

- A z jakiego powodu mam ci to powiedzieć? - odpowiedziałem jej pytaniem również szczerząc zęby.

- Bo nie wiem co powiedzieć mamie.

- Ja z nią pogadam kiedy będziesz się przepakowywać. To niespodzianka!

- Mam się bać? Oh, po co pytam. Twoich niespodzianek mam obowiązek się bać.

- Spodoba ci się - mrugnąłem do niej, na co prychnęła.

- Lizus.

* * *

Wytłumaczyłem pani Darling swój plan. Miałem tylko dostarczyć dziewczynę do domu jutro przed 17, bo jej rodzice mieli zamiar zabrać ją do wujostwa.

- Gotowa? - zapytałem Mer, kiedy zbiegła po schodach na parter.

- Jak widać - powiedziała niższym tonem, rozłożyła ręce i machnęła nimi w stylu dresiarza.

- JP 100%, tylko że wersja light kolo - wykonałem podobny ruch do jej, na co zaśmiała się i poszła do kuchni. Obserwowałem jej poczynania. Przytuliła się do mamy i zaczęła jej coś szeptać na ucho.

- Ej ty, bez takich - oburzyłem się, kiedy zorientowałem się o czym dziewczyna tak gorliwie szepcze z rodzicielką.

- Harry, weź idź się czymś zajmij - powiedziała tylko i wróciła do szeptanka z mamą.

- Ze mną tak łatwo ci nie pójdzie, mątwo - podszedłem do nich i przytuliłem Mercedes mocno z wyrazem twarzy "moje, dotknij a cię postrzelę, mam broń".

- Jak ty się zwracasz do mniej Merci - zgromiła mnie wzrokiem pani Darling.

- Spokojnie mamo, takie sobie nadaliśmy ksywy. Harry jest kalmarem - oświadczyła całkiem poważnie.

- A Niall to wodorost!

- Kto to Ni... - miała zapytać kobieta, ale uprzedziła ją córka.

- A Angelic to strzykwa!

- A...

- Starczy! Twojego tatę kiedyś przezywaliśmy głazem, bo jak skakał ze skały do wody to nie dość, że niemalże wyrył w dnie szparę sięgającą jądra ziemi, to jeszcze woda z plusku zalewała wszystkich pobliskich plażowiczów.

Zachichotaliśmy.

- A ciebie? - zapytała Mercy.

- Ja byłam zawsze Posejdonową. Wiecie, taka największa laska na plaży - mama 'tylko-przyjaciółki' zaśmiała się na takowe wspomnienie. - Lećcie dzieciaki, bo czas ucieka jak głupi. Za 20 lat powiecie "A dokładnie 20 lat temu w tej chwili mama Mercedes mówiła nam, że czas ucieka jak głupi".

- Dziękujemy za wszystko - mrugnąłem do pani, która wiedziała o co chodzi, więc się uśmiechnęła.

- Pa pa - pomachała nam i zamknęła drzwi.

* * *

- Zamknij oczy, Mer. Zawiąże je opaską, żeby była jeszcze większa niespodzianka.

- No weź, Harry!

- Ćśśś, potem będziemy to wspominali ze śmiechem przy obiedzie z naszymi dziećmi.

- Chyba w twoich snach - zaśmiała się i dała mi zawiązać jej oczy opaską.

- Teraz uważaj, wsiadamy do samochodu. I nie pytaj, gdzie jedziemy, bo pamiętaj, że niespodzianka to niespodzianka - powiedziałem, kiedy otworzyła usta z chęcią zapytania mnie o takową rzecz.

- Wrr - warknęła tylko i rzuciła się na fotel w aucie. Jak wkurzony przedszkolak. Zachichotałem.

- Jeszcze się śmiejesz, draniu, z czyjejś niedoli - rzuciła przez zaciśnięte zęby.

* * *

Jechaliśmy już około pół godziny.
Mer co chwilę niecierpliwie pytała mnie, czy już. Oczywiście, ja byłem tym spokojnym i za każdym razem jej odpowiadałem, że nie.

- No już? - znów zadała to pytanie.

- Tak - odetchnąłem z ulgą. Koniec mojego cierpienia! Odpiąłem jej pasy i pomogłem wysiąść z samochodu.
Chwilę prowadziłem dziewczynę, na co ta nadal reagowała jak zdenerwowane dziecko.

- To tutaj.


**************

Zostawiam Was w takim momencie muaahhahhahgdhagdushiuariugeuygfhgj

Jak pierwszy dzień lipca? c;

Następny za jakieś 3/4 dni, bo muszę nadrobić zaległości w rozdziałach (napisać kilka na zapas).

Well, Daisy // h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz