15. Zdobycz.

241 21 12
                                    

Chciałbym kiedyś usiąść na ziemi, piasku ciemnym jak popiół, spojrzeć na ciemne niebo i powiedzieć "O tej porze roku piekło jest piękne" lub "Ale dzisiaj ładna pogoda w całym piekle, bez zachmurzeń". Ludzie mają marzenia, które prawdopodobnie nigdy się nie spełnią ale są oparte, w większości, na realiach świata. Skoro moje realia drastycznie się zmieniły, marzenia i chęci też muszą. Już nie mogę myśleć o studiach, Ruby albo posiadaniu zwierzaka, którego zawsze chciałem. Ewentualnie mieszkaniu w Wielkiej willi z basenem i innym gównem.

- Słuchasz mnie w ogóle?

Wyrwałem się z przemyśleń. Spojrzałem mu w oczy, chcąc nie chcąc nie mogłem uciekać przez rozmową w nieskończoność. Próbowałem oczywiście, odlatywałem myślami ile się dało, jednak szkarłatne tęczówki nie były łaskawe.

Oparłem się na siedzeniu, wydychając powietrze. Wszystkie oczy były skierowane w moją stronę czekając na jakiekolwiek słowa. Mania i Mantus siedzieli gdzieś z tyłu pomieszczenia, słuchając marnych prób przekonania mnie do mówienia. Treacher siedział na biurku i grzebał coś w papierach a Axel usiadł na siedzeniu zaraz przy mnie.

Nie odezwałem się słowem odkąd wróciliśmy. Treacher zabrał mnie od razu tutaj, gdzie czekała cała gromadka. Próbowali wydobyć ze mnie cokolwiek co pozwoliłoby im dojść do sedna sprawy. Uważałem, że to strata czasu, wiedziałem mniej niż oni.

- Waylan, mów do mnie - ciepło na ręce sprawiło, że spuściłem wzrok. Axel otulił moją rękę swoją własną a ja poczułem mocną potrzebę rozpłakania się. Bolało mnie, że stałem się taką pizdą co jej życie to ciągle pasmo debilnego nieszczęścia. Wiedziałem, że jakaś część tego jest zasługą pozostałości Cienia, która owijała moje serce. Nawet jeśli tak nie było to wolałem myśleć, że to jest powód. Moje sypiące się zdrowie psychiczne nie wchodziło w grę, jeśli naprawdę było w kawałkach to lepiej udawać, że tak nie jest. Dopóki nie przyzna się, że jest problem to go nie ma. Prawda?

- Co chcesz żebym Ci powiedział? - zadałem pytanie, wciąż nie podnosiłem wzroku, nie miałem siły. Chciałem już spać, odpocząć, zapomnieć uczucia zranionego serca.

- Jak się czujesz? - spytał dziwiąc mnie przy tym na tyle, że uniosłem głowę. Nie rozumiałem jego zmartwienia w głosie, nie miało absolutnie żadnego sensu. Mimo, że zbliżyliśmy się do siebie, nawet mimo to.

- Chujowo - podsumowałem.

- Dobra, wyjdźcie wszyscy - zażądał. Nawet nikt nie protestował, chyba byli szczęśliwi, że nie muszą się tutaj nudzić. Jedynie Treach posłał mi porozumiewawcze spojrzenie. Od razu załapałem o co chodzi, więc przytaknąłem ledwo widocznie. W końcu każdy opuścił pomieszczenie - Mogłem Cię wrzucić do portalu..

- Dlaczego tak właściwie tego nie zrobiłeś? Gdybyś ze mną porozmawiał zamiast grać w głupie podchody to może nie skończyłoby się tak jak się skończyło! - byłem wkurzony. Odtrąciłem jego rękę, którą do teraz mnie trzymał. Wstałem z krzesła i odsunąłem się od chłopaka.

- Do cholerny! Jesteś tylko marnym człowiekiem, na co mam Ci mówić cokolwiek! - odkrzyknął, wstając i idąc w moje ślady. Przystanął parę kroków ode mnie i spojrzał mi przenikliwie w oczy.

- Może po to żebym miał szansę się przygotować! - podszedłem w jego stronę, staliśmy naprawdę bardzo blisko siebie - Jak Ty sobie właściwie wyobrażałeś ten świetny plan?! Oczekujesz ode mnie, że się domyśle, że mam wskoczyć z bronią i pancerzem w ogromny portal i do tego pokonać jakiegoś Cienia afle czy chuj wie jak to nazwać?!

- Chciałem go tylko zwabić! Byłeś przynętą, wcale nie oczekiwałem, że będziesz walczyć.

Oddychałem ciężko, wkurzenie naprawdę zalewało całe moje ciało. Miałem być jebaną przynętą?

ꜱʜᴀᴅᴏᴡ ᴡɪᴛʜɪɴOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz