Było mi niedobrze a nawet jeszcze nie otworzyłem oczu. Wszystko się kołysało, zupełnie jakbym był na statku a przecież...
JA PIERDOLE
Usiadłem w tempie szybszym od światła, przynajmniej takie miałem wrażenie, kiedy świat całkowicie się zatoczył. Na początku nie sądziłem co tak właściwie się stało, gdzie się znajduje i dlaczego moje łóżko jest tak okropnie chropowate. Po chwili, kiedy czerwona błyskawica uderzyła gdzieś nieopodal, rozsypując ciemny piasek, ujrzałem coś straszniejszego niż wydziałem w niejednym horrorze.
To łóżko na którym myślałem, że leżę okazało się jebany krokodylem/aligatorem/chuj wie co jeszcze.
Krzyknąłem niczym mała dziewczynka, zataczając się okropnie na każdą stronę. Zwierzę wydało gardłowy dźwięk przypominające coś pomiędzy rykiem dinozaura a mruczeniem kota.
- Descende* Cię polubił, to olbrzymi zaszczyt o który wiele wojowników oddałoby życie.
Zmrużyłem oczy. Czy ja się nie mogę kurwa obudzić w warunkach spokojnych, bez żadnych niespodzianek i nieproszonych gości?
- Nazwałeś tą przerośniętą jaszczurke Puszek? - zakpiłem. Zwierzę wydało kolejny dźwięk, tym bardziej odrobinę złowieszczy - Bez obrazy.
Demoniczny władca Areny, cóż były władca Areny, szedł zaraz obok swojego zwierzaczka. Ubrany był na czarno ale tym razem jego twarz nie była okryta kapturem. Jego włosy swobodnie falowały a kucyk, który je trzymał dostał prawie niemożliwe zadanie. Fioletowe kosmyki, za krótkie na poprawne upięcie, wypadały rozwalając się na każde strony.
Musiał poczuć, że się mu przypatruje, ponieważ po chwili również spojrzał w moją stronę. Jego oczy świeciły chłodną obojętnością sprawiając, że nie mogłem już dłużej wytrzymać wpatrywania się w nie. Wzmagało to moje poczucie winy, które z każdym oddechem jedyne rosło.
- Nie wiedziałem, że umiesz łacinę - przerwał ciszę.
- Nie umiem - westchnąłem. Nawet nie sądziłem, że imię było w tym języku, mój mózg zadziałał po prostu jak tłumacz Google - Agares..
- Zanim zaczniesz swoje pytania, pamiętaj, że mam ograniczoną cierpliwość, nie przepadam za Tobą..
- To dlaczego.. - zaciąłem się. Musiałem wziąć porządny wdech żeby uspokoić rozdygotane ręce, wciąż opierające się na szorstkich łuskach krokodyla - Gdzie mnie prowadzisz?
Zacząłem głaskać Descende, próbując się przy tym uspokoić. Nie było to zbyt łatwe biorąc pod uwagę, że próbowaliśmy się nawzajem pozabijać. Zdążyłem się jednak nauczyć, że w tym świecie to dużo nie świadczy o relacjach. Wiele osób chciała mi zrobić tutaj krzywdę ale żadna tak naprawdę nie zrobiła nic co mógłbym uznać jak cokolwiek bliskie śmierci. Prawda, odnosiłem rany częściej niż kiedykolwiek ale wizja nieśmiertelności zmieniała naprawdę dużo. Bo skoro nikt tutaj za bardzo nie może umrzeć..
Właściwie to nie ważne. Niektórzy umierali. Treacher umarł.
- Wracasz do Axel'a.
Uniosłem głowie, parę kosmyków zafalowało na mojej głowie przenosząc się na różne strony. Zdzwiły mnie słowa Agaresa i nawet nie starałem się tego ukryć.
On najwyraźniej nie był zbyt chętny do jakiekolwiek rozwinięcia tematu. Dotknął ręką swojego krokodyla a ja nie mogłem nie zauważyć czerwonych śladów na rękach. Od razu spojrzałem na moją własną dłoń, która wyglądała jakby permanentnie zyskała szkarłatny odcień.
Wpadłem w panikę starając się zetrzeć ślady krwi, martwe oczy Treachera zaczęły nawiedzać moją głowę próbując zniszczyć mnie od środka. Oddech nie chciał dostatecznie dopływać do moich płuc a ja myślałem tylko o tym, że zasługuje jedynie na śmierć.
CZYTASZ
ꜱʜᴀᴅᴏᴡ ᴡɪᴛʜɪɴ
FantasíaWaylan Hux to dziewiętnastoletni chłopak, który nigdy nie nauczył się zamykać buzi na kłódkę. Nawet wtedy kiedy sytuacja, chociażby z grzeczności, tego wymagała. Jest fanem starych zespołów i jeszcze starszych strasznych filmów. Mimo tego nawet prz...