Gwar okrzyków zmieszał się z moimi własnymi myślami chaotycznie zmieniając moją uwagę. Nie mogłem uwierzyć, że byłem takim debilem, więc dopiero miecz w moich dłoniach utrzymał mnie w przekonaniu, że jednak mogę uwierzyć. Oczywiście, że zgodziłem się na walkę na Arenie będąc całkowicie pijanym i niespełna rozumu.
Wystraszony spojrzałem w stronę widowni ale widząc załamanego Treachera odwróciłem wzrok.
- Czyżbyś miał wątpliwości? - zmrużyłem oczy, mając już naprawdę dość głosu demona. Odwróciłem się w jego stronę. Właśnie wchodził do klatki, chociaż jest to naprawdę duże dekolotyzowanie faktów. Agares siedział na grzbiecie wielkiego, czarnego krokodyla z paszczą pełną zakrwawionych zębów. Jego ślepia były czerwone a na skórze ogromna ilość blizn. Powarkiwał z każdym krokiem, nieubłaganie zbliżając się w moim kierunku.
- Co do chuja? - jęknąłem w jego stronę, oglądając się na każdą stronę, sprawdzając, że nie tylko ja to widzę. Głośniejszy wiwat tłumu potwierdził fakt, że nie mam zwidów - To się nie liczy jako broń, więc oddaj go do Parku Jurajskiego zanim ogarną, że dinozaur im zniknął.
- Na Arenie nie ma zasad! - wykrzyknął. Krokodyl ryknął dodając tej wypowiedzi ogromnej grozy - Ale jeszcze pozwolę Ci się poddać, Nezuko.
- Chuj Ci w oko - mruknąłem.
- Lubisz przeklinać, co? - chłopak się zaśmiał - Ukrywasz tym swoje uczucia czy jak?
- Nie będę słuchał gościa z kompleksem tak dużym, że musi brać zmutowanego krokodyla żeby walczyć z człowiekiem! - wydarłem się. Uniosłem obie ręce do góry, ukazując miecz w lepszym świetle.
- Więc walcz - jego uśmiech się poszerzył. Zeskoczył ze swojego rumaka of sześciu boleści i wylądował zgrabnie na ziemi. Dotknął gada na co ten wydał gardłowy pomruk. Agares odsunął się pod kraty i nałożył kaptur na głowę - Do Twojego ostatniego oddechu, Shēdo.
- Mangozjeb..
Ryk krokodyla przeszkodził mi w dalszych próbach obrazy, ruszył na mnie nawet nie próbując ostrzegać o zamiarach. Krzyknąłem przerażony i w ostatniej chwili zrobiłem unik. Gad wpadł swoim cielskiem na kraty. Mój oddech stanął w gardle czy tylko zobaczyłem jak odwraca swój łeb w moim kierunku. Jego zielone ślepia sprawiały, że uścisk na mieczu wzmocnił się a cały alkohol prawie wyparował.
PRAWIE.
Świat tańczył na moich oczach, kształty rozmywały się mimo, że znałem ich prawdziwy stan skupienia. Mimo to utrzymałem się na nogach, trzymając swój pijany umysł w ryzach. Krokodyl zatoczył koło, szaleńczo machając ogonem. Za późno zrozumiałem o co w tych ruchach chodziło, dopiero gdy ciężki ogon powalił mnie pod kratkę ogarnąłem, że naprawdę mam do czynienia ze zwierzęciem. Do tego demonicznie nafaszerowanym.
Ból rozniósł się po moich kościach i każdy mięsień był już oddany nieprzyjemnemu uczuciu. Jęknąłem a z moich ust poleciała krew. Świetnie się zaczyna, nie powiem, że nie. Wstałem na równe nogi, nie pozwalając aby kolejny zamach z ogona wyrządził mi więcej krzywdy. Miecz w mojej ręce wydawał się niczym wykałaczka w porównaniu z ogromnym gadem. Gardłowy warkot zwrócił moją uwagę i wiedziałem, że za cholerę nie jestem w stanie tego wygrać.
NO CHYBA, ŻE WŁĄCZY MI SIĘ BERSERKOWY TRYB JAK ZAZWYCZAJ!
Ale nic się nie działo, czułem jedynie zawód w samego siebie, jednak oprócz tego zupełnie nic. Żadnej złości ani próby kontrolowania moich poczynań, teraz kiedy potrzebowałem tego najmocniej moje cieniste moce stwierdziły, że nie będą się w nic mieszać. Może to wina alkoholu? Czyżby wódka naprawdę była lekarstwem na wszystko?
CZYTASZ
ꜱʜᴀᴅᴏᴡ ᴡɪᴛʜɪɴ
FantasyWaylan Hux to dziewiętnastoletni chłopak, który nigdy nie nauczył się zamykać buzi na kłódkę. Nawet wtedy kiedy sytuacja, chociażby z grzeczności, tego wymagała. Jest fanem starych zespołów i jeszcze starszych strasznych filmów. Mimo tego nawet prz...