17. Krokodyl.

207 23 13
                                    

Gwar okrzyków zmieszał się z moimi własnymi myślami chaotycznie zmieniając moją uwagę. Nie mogłem uwierzyć, że byłem takim debilem, więc dopiero miecz w moich dłoniach utrzymał mnie w przekonaniu, że jednak mogę uwierzyć. Oczywiście, że zgodziłem się na walkę na Arenie będąc całkowicie pijanym i niespełna rozumu.

Wystraszony spojrzałem w stronę widowni ale widząc załamanego Treachera odwróciłem wzrok.

- Czyżbyś miał wątpliwości? - zmrużyłem oczy, mając już naprawdę dość głosu demona. Odwróciłem się w jego stronę. Właśnie wchodził do klatki, chociaż jest to naprawdę duże dekolotyzowanie faktów. Agares siedział na grzbiecie wielkiego, czarnego krokodyla z paszczą pełną zakrwawionych zębów. Jego ślepia były czerwone a na skórze ogromna ilość blizn. Powarkiwał z każdym krokiem, nieubłaganie zbliżając się w moim kierunku.

- Co do chuja? - jęknąłem w jego stronę, oglądając się na każdą stronę, sprawdzając, że nie tylko ja to widzę. Głośniejszy wiwat tłumu potwierdził fakt, że nie mam zwidów - To się nie liczy jako broń, więc oddaj go do Parku Jurajskiego zanim ogarną, że dinozaur im zniknął.

- Na Arenie nie ma zasad! - wykrzyknął. Krokodyl ryknął dodając tej wypowiedzi ogromnej grozy - Ale jeszcze pozwolę Ci się poddać, Nezuko.

- Chuj Ci w oko - mruknąłem.

- Lubisz przeklinać, co? - chłopak się zaśmiał - Ukrywasz tym swoje uczucia czy jak?

- Nie będę słuchał gościa z kompleksem tak dużym, że musi brać zmutowanego krokodyla żeby walczyć z człowiekiem! - wydarłem się. Uniosłem obie ręce do góry, ukazując miecz w lepszym świetle.

- Więc walcz - jego uśmiech się poszerzył. Zeskoczył ze swojego rumaka of sześciu boleści i wylądował zgrabnie na ziemi. Dotknął gada na co ten wydał gardłowy pomruk. Agares odsunął się pod kraty i nałożył kaptur na głowę - Do Twojego ostatniego oddechu, Shēdo.

- Mangozjeb..

Ryk krokodyla przeszkodził mi w dalszych próbach obrazy, ruszył na mnie nawet nie próbując ostrzegać o zamiarach. Krzyknąłem przerażony i w ostatniej chwili zrobiłem unik. Gad wpadł swoim cielskiem na kraty. Mój oddech stanął w gardle czy tylko zobaczyłem jak odwraca swój łeb w moim kierunku. Jego zielone ślepia sprawiały, że uścisk na mieczu wzmocnił się a cały alkohol prawie wyparował.

PRAWIE.

Świat tańczył na moich oczach, kształty rozmywały się mimo, że znałem ich prawdziwy stan skupienia. Mimo to utrzymałem się na nogach, trzymając swój pijany umysł w ryzach. Krokodyl zatoczył koło, szaleńczo machając ogonem. Za późno zrozumiałem o co w tych ruchach chodziło, dopiero gdy ciężki ogon powalił mnie pod kratkę ogarnąłem, że naprawdę mam do czynienia ze zwierzęciem. Do tego demonicznie nafaszerowanym.

Ból rozniósł się po moich kościach i każdy mięsień był już oddany nieprzyjemnemu uczuciu. Jęknąłem a z moich ust poleciała krew. Świetnie się zaczyna, nie powiem, że nie. Wstałem na równe nogi, nie pozwalając aby kolejny zamach z ogona wyrządził mi więcej krzywdy. Miecz w mojej ręce wydawał się niczym wykałaczka w porównaniu z ogromnym gadem. Gardłowy warkot zwrócił moją uwagę i wiedziałem, że za cholerę nie jestem w stanie tego wygrać. 

NO CHYBA, ŻE WŁĄCZY MI SIĘ BERSERKOWY TRYB JAK ZAZWYCZAJ!

Ale nic się nie działo, czułem jedynie zawód w samego siebie, jednak oprócz tego zupełnie nic. Żadnej złości ani próby kontrolowania moich poczynań, teraz kiedy potrzebowałem tego najmocniej moje cieniste moce stwierdziły, że nie będą się w nic mieszać. Może to wina alkoholu? Czyżby wódka naprawdę była lekarstwem na wszystko?

ꜱʜᴀᴅᴏᴡ ᴡɪᴛʜɪɴOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz