WROCŁAW, 2010r.
— Nie jestem pewien, czy powinienem jutro trenować — zwrócił się Jacek Oliwka do swojego trenera. Stali razem na uboczu przy linii startowej. Zawodnik rozgrzewał się. Ubrany był w czerwony podkoszulek i tego samego koloru spodnie oraz brązowe buty w paski. — Niedawno wróciłem po chorobie i nie jestem jeszcze w pełni sił. Ty i moja matka nalegaliście, abym już wrócił, ale ja nie mam takiej pewności.
— Jacek, przecież lekarze cię zbadali na wszystkie możliwe sposoby — odrzekł na to Edward Koszina, mężczyzna w średnim wieku. Zwykły, rosły facet o pogodnych szarych oczach, ojciec trójki dzieci i wspaniały, kochający mąż. W swoim życiu zawodowym pracował z młodzieżą w liceum, po tym w domu kultury. Po kilku latach postanowił spróbować czegoś nowego i przeszedł do klubu sportowego, gdzie był zatrudniony do chwili obecnej. — Nic się nie martw, nie naraziłbym cię na niebezpiecznego.
— Wiem — Skinął głową — ale gdybym poczuł się źle na treningu, to wtedy przerywamy.
— To jest rzecz oczywista — odrzekł spokojnie mężczyzna. — Wkrótce ważne zawody. Nie chciałbym stracić kogoś tak utalentowanego.
Chłopak wyszczerzył się w uśmiechu samozadowolenia.
Nie zamierzał zawieść matki, trenera i siebie samego. Od małego trenował, by coś w życiu osiągnąć i stać się kimś. Czuł w trzewiach, iż ta chwila, wielka chwila, jego pięć minut nadchodzi.
— A teraz zrób to dla małej.
— Po to tu jestem.
Rozgrzewał się przez kilka następnych minut. Kątem oka obserwował innych zawodników. W tym maratonie przez miasto brali udział chętni do pomocy Juli — niepełnosprawnej dziewczynki, która potrzebowała wózka inwalidzkiego. Jej rodziców nie było na to stać. Spotkał tę rodzinę w sklepie ortopedycznym swojego ojca. Coś go urzekło w tej małej. Drgnęła cząstka dobroci. Narodził się w głowie pomysł na zorganizowanie biegu i zbiórki pieniędzy. W kampanię włączyły się media, a dobrzy ludzie postanowili pomóc i nie szczędzili swych pieniędzy. W kilka miesięcy na koncie pojawiła się okrągła sumka, teraz wystarczyło jeszcze przebiec te kilkanaście metrów i kwota czterdziestu sześciu tysięcy zostanie uzbierana.
W zawodach brali udział także rodzina i znajomi dziewczynki.
Ostatni łyk wody.
Przejście na linię startu.
Znajomy smak rywalizacji burzący krew w żyłach i uderzający do głowy.
Ale w tym biegu nie chodziło o wygraną, a o zabawę i spełnienie dobrego uczynku.
Od małego uwielbiał biegać. Nigdy nie przypuszczał, iż zwiąże swoje życie z tą piękna dziedziną sportu. Z tak uniwersalną i łączącą pokolenia dyscypliną. Uśmiechnął się na widok rodziny z dzieckiem i dziadkiem.
Wystrzał.
I ruszyli.
Biegł swobodnie, rozkoszując się tą chwilą i pozwalając mięśniom na pracę.
Po kilkunastu minutach przyspieszył. Wyprzedził kilka osób i posłał w ich stronę szczery uśmiech. Na przemian truchtał to dawał gazu na pełnym biegu.
Nie zwrócił uwagi na pierwsze ukłucie.
Biegł dalej rozkoszując się samym biegiem.
Zakręciło mu się w głowie. Pojawiła się pierwsza niepokojąca myśl
Poczuł duszności, a zawroty głowy nasiliły się. Przeszył go lodowaty strach...
Ostatnim, co zapamiętał, był asfalt. Po tym pozostała tylko ciemność.
------------------------------------------------------------------------
LICZBA SŁÓW :485
LICZBA SŁÓW PO KOREKCIE: 464
Korektę zawdzięczam @Konstarnacja. I przepraszam za opóźnienie w publikacji poprawionej wersji. Chyba pochłonęło mnie życie w realu ostatnio. :)
CZYTASZ
Życzenie. (ZAKOŃCZONE).
RomanceKlub..... przypadkowy seks..... Niepamięć. Zycie potrafi zaskoczyć. Sportowiec z amnezją i młoda kobieta z dzieckiem? Co tych dwoje może łączyć? Czy Ewelina ponownie zaufa i da szansę nowej miłości? Sportowiec stanie na rozdrożu . To opowieść o...