Rozdział 5.

60 7 14
                                    

Ogarnięta wściekłością już od dobrej godziny z okładem siedziała pośród innych klientów w poczekalni weterynaryjnej. „Jak wrócę do domu, to ta wredna siksa pożałuje" — pomyślała ze złością. Ewelina powinna teraz siedzieć w domu i kończyć ostatnie przygotowania do przyjęcia urodzinowego Ewy. A zamiast tego uganiała się z jakimś psiakiem. Właściwie według Pauliny miał być to prezent urodzinowy dla małej.

Ewelina pogrążyła się we wspomnieniach.

To miało miejsce kilka miesięcy temu. We trójkę wybrały się na spacer i mała zobaczyła wielkiego psa razem z właścicielem. Od razu ruszyła w ich kierunku. Zaczęła głaskać wielkiego owczarka niemieckiego. A jego właściciel uśmiechnął się do małej i patrzył, jak dziewczynka głaszczę psinę. Oczywiście, nie miał nic przeciwko temu, więc i Ewelina nie była w stanie zaprotestować. Mogła tylko patrzeć na rozradowaną twarzyczkę i roziskrzone oczy swej małej drobinki. Była dla niej całym światem. Oczywiście Ewa powiedziała, że ona też chce mieć takiego pieska. Ewelina znajdowała się w grupie ludzi, którzy uważali, że dziecka nie należało rozpieszczać. Poza tym z kasą też nie było za różowo. Nie miały powodu do narzekania, ale to nie znaczyło, że mogły sobie pozwolić na dodatkowy wydatek.

Po dokładnie czterech tygodniach Paulina przyszła i oświadczyła, że na urodziny swej siostrzenicy — a córki Eweliny — kupi szczeniaczka. Dwudziestoośmiolatka zastanawiała się w duchu, po co ona to zrobiła, bo przecież wiadomo było, iż to się stanie.

Pokłóciły się o to i przez dwa tygodnie żadna nie chciała ustąpić. Paulina przeprosiła. I przez krótki czas Ewelina żywiła nadzieję, iż starsza siostra nie zrobi tego, co planowała uczynić. Zapomniała o tym nawet. Do czasu. Tego dnia rano Paulina zadzwoniła do niej i poinformowała, że kupiła szczeniaczka. Lecz tego było jeszcze mało! Poprosiła Ewelinę, by ta zawiozła małego do weterynarza. Żeby ten go zbadał i zrobił potrzebne rzeczy. Krew w Ewelinie zawrzała. Ale zrobiła to, o co poprosiła siostra.

— No bo kto by się oparł takim czarnym, słodkim oczom? — zapytała szeptem psiaka siedzącego w klatce na kolanach kobiety.

Gniew zmalał, kiedy to matka wyobraziła sobie uszczęśliwioną minę córki.

Mimo wszystko i tak odczuwała ogromną złość i frustrację. Nie robi się czegoś takiego siostrze, zwłaszcza gdy ta wychowuje samotnie córkę. W duchu liczyła na to, że siostra jak i rodzice pomogą przy psie. Zamierzała także zagonić do obowiązków córkę. Nie było zmiłuj.

Przez kilka następnych długich minut czekania do gabinetu weszły dwie osoby.

— Naprawdę cieszę się, że pani doktor Zamorska dostanie pomoc. — Usłyszała kobiecy głos. Piskliwy i podekscytowany. — To podobno jej brat, który wyjechał na studia do Stanów Zjednoczonych i tam przez kilka lat pracował. Teraz postanowił się przenieść i pomóc siostrze w obowiązkach.

— Biedna dziewczyna ledwo daje sobie radę ze wszystkim — dodał łysiejący mężczyzna.

— Znałem jej rodziców. On pracował na poczcie, a ona miała sklep z obuwiem. Gdy zmarli starzy Zamachowscy, ich córka i syn odziedziczyli przychodnię, ale do tej pory tylko ona się nią zajmowała.

— Dobrze, że rodzeństwo znów się połączy — dodał ktoś trzeci.

Zapadło milczenie.

— Hej, słyszałam, że ten jej brat jest całkiem niezłym ciachem — rzuciła młoda ciemnowłosa dziewczyna o urodzie nimfy, mocno kręconych włosach i szaroniebieskich oczach nakrapianych brązem. — Oj, chciałabym, aby badał mojego Puszka.

Ewelina spojrzała na dziewczynę spod zmrużonych powiek. Dziewczyna zaledwie dziewiętnastoletnia, naiwniaczka i flirciara. Ubrana w krzykliwą sukienkę ledwo zakrywającą kolana i szary sweterek zapinany na guziki. Po czym jednym podłużnym spojrzeniem obrzuciła tłustego rudzielca z czarnymi prążkami.

Życzenie. (ZAKOŃCZONE).Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz