Rozdział 28.

19 4 8
                                    


Wrzesień mijał w zawrotnym tempie. Jacek wrócił do treningów, zaaklimatyzował się w mieście. Matka nadal przebywała w areszcie. Ojciec z bratem prosili go aby odwiedził kobietę w więzieniu, ale Jacek nie miał na to najmniejszej ochoty. Spotkał się za to kilka razy z Ewą, która podupadła trochę na samopoczuciu po nie udanych zawodach. Czuł się w Sopocie jak w drugim domu. Także sąsiedzi okazali się miłymi i sympatycznymi ludźmi.

Dni Ewelinie Ryż przelatywały przez palce. Wstawała rano, by do domu wrócić dość późno. Miała wrażenie, że czas skurczył się jeszcze bardziej. Mi bliżej było ślubu, tym Paulina robiła się coraz bardziej nerwowa. Ewelina jako druhna miała całkiem sporo na głowie. Zakupienie dekoracji ślubnych, wybieranie sukini ślubnej, dodatków, przygotowanie Sali i personelu. A do tego jeszcze swoje codzienne obowiązki i połowa od Pauliny, ponieważ ta była zbyt zajęta. Zawsze gdy wracała do domu, nie marzyła o niczym innym jak położeniu się na łóżku. Oczywiście jako zapracowana i samotna matka kładła się spać ostatnia.

Dwa tygodnie przed ślubem, siostry i Iwona – licealna przyjaciółka Pauliny – jechały wybrać suknię. Już od dobrych kilku dni szukały odpowiedniej, ale żadna nie podeszła starszej z panienek Ryz.

— Teraz, to się musi udać — oznajmiła stanowczo szatynka o oliwkowej cerze i długich włosach, które ciągle opadały na twarz.

— Oby — mruknęła Ewelina mniej entuzjastycznie nastawiona. — Naprawdę nie wiem, dlaczego ja muszę jechać tam z wami — wyrzuciła po raz kolejny niezadowolona, — Mam dużo pracy.

— Ej, jesteś mi tam potrzebna — jęknęła Paulina klepiąc młodszą po ramieniu. — Praca nie zająć.

Ewelina miała o tym inne zdanie, ale nic nie odpowiedziała. Zatrzymały się przy małym, skromnym budynku.

— Jesteś pewna, że to tutaj? — Ewelina pytająco uniosła brwi.

— Tak, znalazłam ten sklep w Internecie — oświadczyła Paulina.

Okolica nie wydawała się ciekawa. Opustoszała, ze starymi budynkami, z których odpadał tynk. Szły obok siebie. Musiały uważać pod nogi, bo chodnik miejscami nie był w najlepszym stanie. Ewelina opatuliła się szczelniej kurtką, kiedy zawiał silny, chłodny wiatr. W pewnej chwili trójka kobiet stanęła przed drzwiami sklepiku, który nie imponował. Na drzwiach jednak napisano „Malinowscy i reszta, rodzinny salon sukni ślubnych".

— A nie mówiłam? — spytała tryumfalnie paulina zerkając na swoje dwie towarzyszki z bły-skiem w oczach.

Dwie kobiety wymieniły spojrzenia i westchnęły. Paulina nacisnęła na klamkę. Drzwi skrzypnęły lekko i rozległa się przyjemna muzyka. We trójkę weszły do środka i rozejrzały się po powieszo-nych sukniach ślubnych. Na manekinach prezentowały się pięknie. Paulina chodziła jak urze-czona między manekinami. Patrzyła na te suknie jak sroka w gnat.

— Witamy, w naszym sklepie — zza zaplecza wyszedł nieznajomy w białej koszuli i pasującej marynarce ora czerwonych spodniach. Wyglądał na pięćdziesiąt kilka lat. Potoczył przyjaznym spojrzeniem po przybyłych. I uśmiechnął się, co pogłębiło zmarszczki wokół ust. Ewelinie wydawało się, że mężczyzna cały składa się z pomarszczonej skóry. Prawie nie miał włosów, a te po bokach były zupełne białe. — W czym mogę pomóc? Która jest tą szczęściarą?

Wszytkie trzy wymieniły niepewne spojrzenie.

— Nie ma się co bać — rzucił mężczyzna pogodnym tonem. — Na pewno uda nam się coś wybrać.

— Ja wychodzę za mąż — powiedziała Paulina pewnie.

Sprzedawca otaksował kobietę spojrzeniem.

Życzenie. (ZAKOŃCZONE).Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz