Dwa dni później.
Jacek chodził od pomieszczenia do pomieszczenia otwierając okna i wpuszczając do środka ciepłe wręcz upalne prądy. Od kłótni z matką unikali się wzajemnie. Chociaż jemu bardziej na tym zależało. Nie wygasł w nim jeszcze ogień złości. Tlił się w nim gotowy wybuchnąć na nowo.
Nie przychodziła już by sprawdzić jak się miewa, a jemu to jak najbardziej odpowiadało.
Paweł Oliwka wpadał, by spróbować pokojowych negocjacji. Wyjaśniał, błagał. Nic tym nie wskórał. Jacek nadal miał zadrę do matki.
Uśmiechnął się pod nosem otwierając kolejne okno. Odziedziczył upór i temperament
po matce. Przez chwilę szukał w sobie łagodności. Miał nadzieję, że ona tam gdzieś w nim drzemie, skrywana, ale czekająca aby pokazać się światu. Poznał siebie od strony, z których wcale nie był dumny.
Ojciec próbował tłumaczyć, że matka kocha Jacka, ale jeśli to była prawda, to dziwnie tę miłość okazywała.
Jacek codziennie chodził na długie spacery. Poznawał Wrocław w nadziei na jakieś przebłyski wspomnień. W głowie co jakiś czas pojawiały się krótkie migawki. Głównie z imprez i migdalenia się z obcymi panienkami w klubowych toaletach lub innych niestosownych miejscach.
Nie podobał mu się obraz klubowicza i łamacza serc jaki się wyłaniał. Czy faktycznie on jest kimś takim? Kimś kto krzywdzi inne osoby i je wykorzystuje? Gdzieś w głębi duszy, kiedy Marcin opowiadał mu zdawało się to być prawdziwe. W takim razie czemu czuł się tak paskudnie wspominając te urywki? Dlaczego cały czas miał przeświadczenie, że coś tutaj jest nie tak. Cos istotnego umyka, usuwa się w cień.
Stojąc przed jednym z wielu klubów spojrzał w szare niebo i westchnął. Wzniósł modlitwę do najwyższego siedzącego w Niebiosach o pomoc i drogowskaz.
Z nieba zaczął padać deszcz.
Pospiesznie wrócił do domu. Pozamykał okna, które wcześniej otworzył.
Dom wydawał się niesamowicie cichy.
Nie mogąc usiedzieć w mieszkaniu postanowił się rozejrzeć po pozostałej części domu.
Po godzinie zrezygnowany wrócił do siebie.
Nie znalazł nic ciekawego. Może oprócz kilku pozamykanych na klucz pokoi
Miał nadzieję, że uda mu się odnaleźć sekretny pokój matki. Sanktuarium na jego część, o którym wspominał brat.
●
Znów wszedł tym ciemnym korytarzem za nieznajomą. Przyspieszał. Chciał z całych sił ją dotknąć. Złapać. Zatrzymać.
Irytacja na za ciężkie ciało rosła z każdą minutą.
Jej uśmiech rzucany przez ramię.....
Jęknął poirytowany....
Obudził się wyrwany ze snu. Usiadł i rozejrzał się zdezorientowany jakby liczył na urzenie uśmiechu pięknej tajemniczej i eterycznej kobiety. Toczył wzrokiem przebijając mrok lecz niczego nie dostrzegł. Jedynym dźwiękiem zakłócającym ciszę były pnie drzewa uderzające w okno pod wpływem silnego wiatru.
Odgarnął od siebie kołdrę, wstał i podszedł do biurka. Zapalił lampkę, usiadł w obrotowym krześle. Zakręcił się kilka razy by wreszcie wyciągnąć ołówek i czystą kartkę.
Odetchnął strzepując z siebie niewidzialne napięcie kursujące w jego krwioobiegu. Zamknął oczy przypominając sobie twarz ze swego snu. Szkicował powoli i starannie. Dokładnymi, wolnymi ruchami. Kreska za kreską.
CZYTASZ
Życzenie. (ZAKOŃCZONE).
RomanceKlub..... przypadkowy seks..... Niepamięć. Zycie potrafi zaskoczyć. Sportowiec z amnezją i młoda kobieta z dzieckiem? Co tych dwoje może łączyć? Czy Ewelina ponownie zaufa i da szansę nowej miłości? Sportowiec stanie na rozdrożu . To opowieść o...