Rozdział 7.

42 7 5
                                    

Przechadzał się po korytarzach szpitalnych. Fizycznie już dochodził do siebie. Psychicznie miał się gorzej. Spędził w tym miejscu prawie tydzień, a pamięć nie wróciła. Fakt, przypomniał sobie dzieciństwo: rodziców, brata i utratę ukochanego żółwia morskiego. W dużej mierze pomogły cierpliwe opowiadania matki i ojca. Chociaż z początku dla niego było to strasznie dziwne. Miał wrażenie, jakby rozmawiali o innej osobie, a nie o nim. Leżał na łóżku, słuchając i zastanawiając się, czy to naprawdę on. Ogarniała go złość. Miał zamiar wyładować gniew, kiedy znowu coś zamigotało z tyłu głowy.

To nieopisane uczucie.

W jednej chwili pustka w głowie, tylko wirujące myśli, zero wspomnień, a w następnej klik i już. Napływały jak fala. Wszystko w jednej chwili. To powodowało zamęt i jeszcze większe zagubienie, ALE KIEDY JUŻ MINĘŁY, TO CZŁOWIEKA OGARNIAŁA TAKA RADOŚĆ. Nieokiełznana i wszechogarniająca. W tej chwili nie jesteś już rybą wyrzuconą na brzeg czy bezdomnym, ciągnącym marny żywot. Stajesz przed lustrem i nie widzisz obcego człowieka, tylko siebie. Mimo czasu jaki upłynął, odkąd było się dzieckiem, to nadal ma się ten sam uśmiech, te same oczy. Tylko bardziej dojrzałe i pozbawione dziecięcej naiwności.

Jeszcze nie wszystko sobie przypomniał, miał luki w pamięci, ale to nic. Na pewno kiedyś zaginione elementy osobowości wrócą. Musiało tak być. Nie mogło być inaczej.

Siedział na krześle z bananem na twarzy i błyskiem radości w oczach. Nieliczni pacjenci przechadzali się spokojnie korytarzem, a pielęgniarki latały pospiesznie w tę i z powrotem. W tej chwili dla Jacka nic się nie liczyło. Tylko moment, w którym odzyskał wspomnienia. Cząstkę siebie samego.

— Jacek! — Poderwał głowę na dźwięk radosnego głosu.

Korytarzem i wyraźnie w jego kierunku robił susy mężczyzna o herkulesowej budowie ciała. Jego mięśnie wyraziście rysowały się pod szarą bluzką z logo uczelni. Za nieznajomym rozszedł się pomruk podziwu. Jacek musiał przyznać, że spieszący w jego kierunku jegomość ma się czym pochwalić. I, jak udało mu się zarejestrować, wcale się z tym nie krył. Słał uśmiechy na lewo i prawo. Młody bóg seksu.

Jackowi wydawało się, że scena trwała bardzo długo.

Wreszcie nieznajomy, bardzo wysoki mężczyzna stanął przed osłupiałym pacjentem, który zdążył wstać z krzesła. Aby patrzeć w te jasne, piwne oczy, Jacek musiał zadzierać głowę.

— Przepraszam, że cię nie odwiedziłem wcześniej, ale nie miałem czasu. Taki ruch w tych naszych aptekach. — Nachylił się do zaskoczonego Jacka. Ten zobaczył w szaroniebieskich oczach błysk, którego nie umiał rozszyfrować. — Czy te ślicznotki cały czas się o ciebie troszczą? — szepnął, zerkając spod długich rzęs. Niejedna kobieta mogłaby mu ich pozazdrościć.

Jacek się po prostu na niego gapił. Nie rozumiał, o czym mówił ten gość.

— Czy my się znamy? — udało mu się wydukać.

— No nie mów, że i o mnie zapomniałeś! — sapnął. — Myślałem, że matka ściemnia z tą twoją amnezją.

Obrócił się dookoła własnej osi, a w następnej chwili szczerzył jak idiota.

— No błagam cię. Przecież z własnym bratem nie musisz się droczyć — powiedział z szerokim uśmiechem. — Rozumiem, nabierać tych wszystkich frajerów....

— Słuchaj no, stary, ja nikogo i niczego nie pamiętam — oznajmił z naciskiem, trzymając brata mocno za ramiona. — Uwierz mi, że ja tak jak ty chciałbym, aby to był tylko głupi żart. Nie pamiętam ciebie, twojego głosu, co lubisz robić. Kompletnie nic. Jesteś dla mnie obcą osobą.

Życzenie. (ZAKOŃCZONE).Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz