Rozdział pierwszy, w którym spotykamy się po raz pierwszy

3.6K 74 13
                                    

LAVENDER

Podobno prawdziwa miłość nie przychodziła w najlepszym momencie naszego życia, tylko wkradała się w tym najgorszym. Sęk w tym, że moje dotychczasowe życie było, lekko mówiąc, do dupy. I nie wyobrażałam sobie, by ktoś jeszcze pakował się do niego, wciskając mi swoje serce. Ja swoje zamknęłam na cztery spusty. I nie chciałam, by ktokolwiek się do niego dobierał.

— Vendy! — Donośny głos mojej przyjaciółki otrzeźwił mój umysł. — Vendy, wstawaj! Idziemy!

Potrząsnęłam głową, chcąc oczyścić umysł. Nie rozumiałam, dlaczego lekcje literatury zawsze wywoływały u mnie tak wiele przemyśleń.

— Nie mamy jeszcze ostatniej lekcji? — wymruczałam, sięgając po swój plecak.

— Słyszałam, że jest odwołana, bo pani Lane zwolniła się z pracy — wytłumaczyła, gdy wstałam z miejsca i ruszyłam za nią do wyjścia z sali. — Zaszła w ciążę czy inne paskudztwo.

Prychnęłam na jej słowa, gdy podążałyśmy korytarzem.

— Mam nadzieję, że nie obsadzą na jej stanowisku jakiejś starej baby, która byłaby jeszcze wredniejsza niż ona. — Westchnęła teatralnie. — Jak tak dalej pójdzie, to nie zdam z algebry.

Cóż, nie mogłam powiedzieć, że byłam w lepszej sytuacji niż Michaela.

Jeśli ktoś byłby ciekawy, skąd się wzięło jej imię, odpowiedź była dość dziwna. Jej matka miała obsesję na punkcie Michaela Jacksona. Tak bardzo, że kiedy okazało się, iż nie spodziewa się syna a córki, nie postanowiła zmienić jej imienia. Michaela ma również brata. Czy kogokolwiek zaskoczyłoby to, że ma na imię Michael?

Moje imię było dość rzadko spotykane w naszych okolicach, przez co wszyscy dopytywali mnie skąd się wzięło. Zawsze opowiadałam im tą samą historię. O tym jak mój ojciec wręczył mamie bukiet lawendy, kiedy prosił ją o to, by stała się jego miłością do końca życia. Co z tego, że niewiele miała ona wspólnego z prawdą.

— Skoro kończymy wcześniej i zaczął się weekend, to musimy koniecznie jechać do miasta! Myślisz, że twoja mama pozwoli ci na mały wypad na imprezkę? — Uwiesiła się na moim ramieniu, a ja uśmiechnęłam się do niej.

— Myślę, że nie będzie miała nic przeciwko.

— Super, to wpadnę po ciebie z Archerem około dwudziestej.

Wycisnęła na moim policzku buziaka i pognała do auta swojego ojca, które właśnie wjechało na teren szkoły.

— Do wieczora!

Odmachałam jej, a kiedy zniknęła mi z oczu, skierowałam się na przystanek autobusowy. Na szczęście mój transport właśnie podjechał, więc mogłam szybko do niego wskoczyć i zająć swoje standardowe miejsce na samym tyle. Wcisnęłam do uszu słuchawki, zamknęłam oczy i oparłam głowę o szybę.

Po całym tygodniu harówy w szkole miałam wszystkiego serdecznie dość. Nawet nie miałam ochoty na żadne imprezy, ale skoro nadarzyła się na nią okazja, to warto było jechać. Mickey nie często proponowała mi takie wypady, więc warto było skorzystać. Może i miałyśmy tylko po siedemnaście i osiemnaście lat, a dolna granica wstąpienia do klubu zaczynała się od dwudziestki jedynki na karku, ale na takie sytuacje byłyśmy przygotowane. Jej chłopak, Archer, wyposażył nas w fałszywe dowody i na szczęście zawsze przechodziły.

Wysiadłam na swoim przystanku, obejrzałam się na boki i przeszłam na drugą stronę ulicy do Cinnamon Toast.

— Cześć, Vendy! — Phoebe zawołała do mnie zza lady.

Incredible Fate +18 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz