Rozdział siódmy, w którym jestem u niego w domu

1.7K 65 16
                                    

GRAYSON

Pierwszy tydzień nowej pracy był całkiem znośny. Uczniowie byli bardziej zaangażowani, niż przypuszczałem, ale pewnie wywołane było to tym, że jako iż byłem nowy, chcieli się przymilić, by uzyskać u mnie lepsze oceny. Nie byłem o to zły, choć miałem nadzieję, że oprócz tego zaczną się uczyć. Spokoju nie dawała mi rozmowa z Lavender. No właśnie... Lavender. W pewien sposób nie potrafiłem wyrzucić jej z głowy. Nie rozmyślałem o niej bezustannie, ale co jakiś czas dręczyły mnie pytania, które chciałem jej zadać. Raczej nie zapowiadało się, że będę miał na to okazję, więc trochę mnie to gryzło.

— Cholera — przekląłem, gdy wpadłem na kogoś, rozsypując przy tym wszystkie trzymane w ręku kartki.

Pochyliłem się, by pozbierać je z podłogi, gdy przed oczami mignęły mi kasztanowe włosy.

— Matko, panie Bri, ale ma pan rozmach! — wykrzyczała dziewczyna kucająca tuż za tą, na którą wpadłem.

Zerknąłem na Lavender, która zaczęła podnosić kartki i przy tym jak ognia unikała mojego wzroku. Ze speszeniem podała mi cały plik, a zaraz po niej jej koleżanka dołożyła drugą zebraną część.

— Proszę. — Uśmiechnęła się do mnie szeroko. — Następnym razem proszę się rozglądać na boki — zażartowała. — Wiem, że Vendy jest malutka i dość łatwo w nią wejść... — urwała i zaśmiała się nerwowo. — To znaczy... powinni tu zrobić sygnalizację świetlną! — Zaczęła kląskać językiem i udawać światła, mrugając dłońmi, po czym tak po prostu uciekła.

Nerwowo ścisnąłem dłońmi kartki i spojrzałem na Lavender, której policzki pokrywał rumieniec.

— Przepraszam... — mruknęła pod nosem i na chwilę skrzyżowała ze mną wzrok — panie Briscoe.

Moje nazwisko... w jej ustach... Niemal poczułem ten chłód na skórze. Czułem się z tym nieswojo.

Wyminęła mnie, ale zatrzymałem ją, bo jedna rzecz nie dawała mi spokoju.

— Lavender.

Odwróciła się, ale zanim na mnie spojrzała, rozejrzała się na boki. Zapomniałem, że była przerwa, a wokół byli inni uczniowie.

— Chciałbym omówić z tobą poprzednią kartkówkę i ustalić termin poprawy — zdobyłem się na neutralny ton. — Zapraszam. — I bez czekania ruszyłem do swojej sali.

Czułem się idiotycznie, traktując ją w ten sposób, bo ciągle miałem w głowie to, co zrobiliśmy.

Zostawiłem za sobą otwarte drzwi i wszedłem do klasy. Postawiłem na biurku swoją teczkę i oparłem się dłońmi o blat. Odetchnąłem kilka razy, a gdy usłyszałem jej kroki, wyprostowałem się i splotłem dłonie przed sobą. Nie patrzyła mi w oczy, a jej twarz nie miała wyrazu.

— Twoja koleżanka...

— Była wtedy ze mną — uprzedziła moje pytanie.

Założyła ręce na piersiach i dopiero na mnie spojrzała. Wyczuwałem jej postawę obronną. Przełknąłem ślinę ze zdenerwowaniem. To się mogło źle skończyć.

— Nic nie powie. Nie mówiłam też jej, co dokładnie się wtedy wydarzyło. — Zaczerwieniła się i odwróciła wzrok. — Niczego nie wypapla, jeśli się tym martwisz. Sprawa jest zamknięta.

Nie czekając na moją odpowiedź, ruszyła do wyjścia i wkrótce opuściła pomieszczenie. Wypuściłem wstrzymywane powietrze i zacząłem bawić się palcami. Tak, sprawa jest zamknięta.

♥♥♥♥♥

Po piątkowych zajęciach wróciłem do domu, nakarmiłem Hadesa, a sam pojechałem coś zjeść do lokalu, w którym byłem pierwszego dnia po przyjeździe. Wydawał się przytulny i kameralny, co w obecnej sytuacji działało na jego korzyść. Potrzebowałem chwili oddechu po całym tygodniu unikania pewnej osoby i próbach zakopania wszystkich naszych wspólnych wspomnień. Musiałem się zdystansować. Musiałem rozdzielić swoje życie prywatne i zawodowe, bo łączenie ich było wysoce niewłaściwe.

Incredible Fate +18 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz