Rozdział dwudziesty drugi, w którym do mnie wraca

1.2K 46 12
                                    

GRAYSON

Powrót do Austin nastąpił szybciej niż zakładałem, choć i tak później, zważając choćby na fakt, że ledwo wytrzymywałem ze swoją rodziną. Po kłótni w święta, więcej razy się nie spieraliśmy, ale między nami panowała cisza. Mama próbowała mnie zagadywać, ale moje lakoniczne odpowiedzi w końcu ją znudziły i postanowiła wreszcie dać mi spokój. Wziąłem więc Hadesa i wróciliśmy do... domu. Do Austin.

Bębniłem palcami o kierownicę, czując palące pragnienie, by sprawdzić co u Lavender. Nie było mnie ponad tydzień, podczas którego się do mnie nie odzywała i chociaż tamta sytuacja na parkingu miała rzekomo zakończyć naszą relację, tak ja nie potrafiłem się z tym pogodzić. Ciągle o niej myślałem i potrzebowałem upewnić się, że była cała i zdrowa.

Było już po dwudziestej trzeciej, gdy zaparkowałem dwa domy od miejsca jej zamieszkania.

— Poczekasz tu, dobrze? — odezwałem się do kocura i pogłaskałem go po łebku.

Wysiadłem z auta i ruszyłem w stronę jej domu. Budynek był spowity w ciemności. Z wnętrza nie wyzierał nawet blask ekranu telewizora, który standardowo był włączony, gdy jej matka wieczorami przebywała w domu. Zaczynałem się trochę niepokoić.

Zapukałem do drzwi, ale nikt mi nie odpowiedział, ani nie otworzył. Nacisnąłem klamkę, ale również nie ustąpiła, więc w środku musiało nikogo nie być. Wyciągnąłem telefon, ale w chwili gdy chciałem kliknąć ikonkę wiadomości, zablokowałem go i włożyłem z powrotem do kieszeni. Byłem zbyt nachalny.

Postanowiłem przysiąść na schodku i poczekać chwilę, na wypadek gdyby jednak ktoś się pojawił. Nie było to zbyt mądre posunięcie, zważając, że była niemal północ, więc skoro nikogo nie było o tej porze, to zapewne zbyt prędko też nikt nie wróci.

Jakie było moje zaskoczenie, gdy kwadrans po północy obok domu zaparkował sportowy samochód. Wsunąłem się w cień, by nikt mnie nie zauważył i wycofałem się za ścianę budynku. Z auta wysiadł jakiś chłopak, który szybko okrążył pojazd i otworzył drzwi kierowcy.

— No dalej, Vendy. — Roześmiał się, ciągnąc dziewczynę za ręce. — Jesteśmy już w domu.

— Ekstra! — wykrzyknęła, przytulając się do jego szyi. — Chcesz wejść? No wiesz, nie ma mojej mamy, więc możemy robić, co tylko chcemy. Wszystko, na co tylko masz ochotę. — Zachichotała i czknęła po chwili.

Zwinąłem dłonie w pięści i zacisnąłem szczękę. Byłem gotów ruszyć do niej, jeśli tylko ten facet spróbowałby zrobić coś niewłaściwego.

Roześmiał się na jej propozycję i ruszyli w stronę drzwi. Lavender tkwiła pod jego pachą, a jej nogi plątały się co chwilę, gdy próbowali dotrzeć do celu. Schowałem się i oparłem czubek głowy o ścianę.

— To jak? — wymruczała i usłyszałem głośne stuknięcie.

— Uważaj, Vendy — rozbawiony głos jej towarzysza denerwował moje uszy. — Będzie lepiej, jeśli się już położysz. — Przynajmniej był dżentelmenem.

— Z tobą?

— Sama — uściślił karcąco.

— No weź, Corbin — jęknęła, a ja resztką sił hamowałem się przed podejściem do nich. — Nie słyszałeś plotek? Jestem super-hiper doświadczona. — Przeszedł mnie zimny dreszcz. — Spałam z tyloma facetami, że nie starczyłoby ci rąk do wyliczania. — Czknęła i zaśmiała się. — A teraz jestem pijana i łatwa, więc masz przewagę. No dalej...

— Już nic nie mów — przerwał jej i westchnął głośno. — Masz klucze?

Ich ubrania zaszeleściły.

Incredible Fate +18 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz