Rozdział dwudziesty siódmy, w którym cała prawda wychodzi na jaw

1K 46 11
                                    

LAVENDER

Szkoda, że to, co mówiłam wczoraj, nie było ani trochę łatwe.

Moje serce wciąż krwawiło, atmosfera w szkole była co najmniej nieznośna, a do tego wszyscy wokół chwalili się pierwszymi wynikami z naborów na studia. Ja nigdzie nie złożyłam papierów. Nie miałam pieniędzy na studia. Jeszcze nie postanowiłam, co zrobię, gdy skończę szkołę średnią, ale w tym momencie marzyłam tylko o tym, by zamknąć ten rozdział za sobą i zacząć żyć od nowa. Gdzie indziej.

Szłam korytarzem z Mickey, która od tamtej rozmowy nie odstępowała mnie na krok – za co byłam jej wdzięczna, bo wiedziałam, ile ją to kosztowało – gdy nagle poczułam czyjeś szarpnięcie.

— Cor... ała — jęknęłam, gdy chłopak złapał mnie za włosy.

— Kurwa mać, Corbin, pojebało cię?! — wrzasnęła Mickey, starając się go ode mnie oderwać.

— Przymknij się i z łaski swojej, spierdalaj — warknął do niej i ją odepchnął.

Moja przyjaciółka postawiła oczy i odskoczyła od niego. Mój żołądek wypełnił się strachem. Nie widziałam go od dawna. Tak naprawdę od tej akcji ze zdjęciami chyba nie pojawił się w szkole.

Wokół nas zapadła cisza i czułam na sobie wzrok wszystkich uczniów zgromadzonych na korytarzu. Corbin utkwił we mnie wzrok, który mnie przerażał.

— Jesteś zwykłą dziwką.

Z pełną mocą popchnął mnie na szafki, przez co moja głowa mimowolnie uderzyła o metalową powierzchnię.

— Popieprzyło cię?! — ktoś krzyknął, ale ciężko było mi powiedzieć kto.

Kątem oka widziałam, że podbiegło do nas kilku chłopców.

— Spierdalać — wycedził. — Wszyscy.

— Co ty odwalasz?!

— Staram się wyrównać rachunki z córką pieprzonej suki. Bo tylko tym jesteś wiesz? — Docisnął czoło do mojej skroni, wzmagając ból czaszki. — Bachorem durnej szmaty, która każdemu skacze do łóżka za gównianą kasę, za którą chleje do nieprzytomności. — Postawił krok do tyłu i zaśmiał się głośno. — Co? Może mam wam wszystkim pokazać kolejne dowody? Proszę bardzo, mam kolejną dawkę zdjęć!

Z trudem powstrzymałam łzy, które cisnęły mi się na oczy.

— Ale nasza kochana Lavender nie jest wcale lepsza. Jak to jest się szmacić co tydzień z bogaczami, hm?

Ze stresu bolał mnie brzuch i miałam ochotę zwymiotować. Wzięłam się jednak w garść, wyprostowałam się i spojrzałam mu w oczy.

— Przynajmniej nie jestem pieprzonym gwałcicielem.

Zaśmiał mi się prosto w twarz.

— Z przyjemnością zrobiłbym to jeszcze raz.

Tym razem ja go uderzyłam. Pięścią.

Chyba się tego nie spodziewał, bo nie uniknął ciosu, a jedynie się nieznacznie odchylił. Bolały mnie knykcie, ale było warto. Niestety nie starłam z jego twarzy tego obrzydliwego uśmieszku.

— Co tu się dzieje? Proszę się rozejść! — W tłumie rozpoznałam głos pani Smith.

Słyszałam szelest ubrań i wiedziałam, że wszyscy zaczynają opuszczać korytarz, ale ja wciąż patrzyłam w oczy Corbinowi. Widziałam w nich nienawiść. Czystą, paskudną nienawiść.

— Co tu... odsuńcie się od siebie — ton głosu nauczycielki był nieustępliwy.

Corbin zrobił krok do tyłu, ale nawet na moment nie odwrócił ode mnie wzroku.

Incredible Fate +18 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz