Rozdział czwarty, w którym spotykamy się w sali lekcyjnej

1.7K 77 11
                                    

GRAYSON

Postawiłem ostatnie pudła przy ścianie i otarłem pot z czoła. W całym domu, jak zdążyłem już zauważyć, panowała ponura atmosfera przez ograniczony dostęp światła. Było tu za mało okien i przez to nawet w dzień było dość ciemno.

Hades kroczył między pudłami, patrząc na mnie ze zdegustowaniem.

— Zaraz je rozpakuję — rzuciłem do niego z wyrzutem. — Tylko daj mi trochę odsapnąć.

Wymruczał coś i ruszył w dalszą część domu, pozostawiając mnie samego. Po raz ostatni rozejrzałem się po wnętrzu, a potem złapałem za pierwszy karton i zacząłem rozpakowywać jego zawartość.

Pomysł na przeprowadzkę wpadł mi do głowy dość spontanicznie i chyba jeszcze bardziej spontanicznie podjąłem decyzję co do miejsca, w które zamierzałem się udać. Plan był taki, że przyjadę tutaj, otworzę gazetę i zacznę szukać pracy, ale tuż przed wyjazdem wpadło mi w oko ogłoszenie umieszczone na stronie internetowej miasteczka, do którego się wybierałem. Poszukiwali tymczasowego zastępstwa na stanowisko nauczyciela algebry, więc mogłem się tego z przyjemnością podjąć. Nigdy nie uczyłem w szkole, ale jeszcze na studiach udzielałem korepetycji.

Po rozpakowaniu wszystkich swoich rzeczy pomieszczenia wcale nie wyglądały przytulniej. Może była to wina tego, że niewiele ze sobą miałem. Nie przywiązywałem się za bardzo do rzeczy, a to, co tak naprawdę pragnąłem ze sobą zabrać, niestety nie było materialne.

Moja lodówka świeciła pustkami, więc uchyliłem drzwi z tyłu domu, na wypadek gdyby Hades chciał pozwiedzać otoczenie, a sam zabrałem klucze i wyszedłem z domu. Czytałem, że okolica była spokojna, więc nie martwiłem się o to, że ktoś się włamie. Właściwie nie miałby mi nawet co ukraść.

Wyszukałem w internecie najbliższy lokal, w którym mógłbym coś zjeść i ruszyłem tam na piechotę. Pogoda była ładna, więc grzechem było używanie auta. Skierowałem się w odpowiednią stronę i tak piętnaście minut później znalazłem się pod niedużą kawiarnią o nazwie Cinnamon Toast. Wszedłem do środka, ale nie było tu zbyt dużo ludzi. Usiadłem przy stoliku tuż przy oknie wychodzącym na ulicę, bo gdybym usiadł nieco głębiej, dochodziłyby do mnie krzyki dzieciaków, które bawiły się w ogródku. Musiało się tam odbywać jakieś przyjęcie, bo zauważyłem trampolinę, na której w kolorowych przebraniach podskakiwały kilkulatki.

— Dzień dobry, co podać? — Podniosłem wzrok na dziewczynę stojącą przede mną.

— Właściwie to nie wiem — odparłem szczerze, śmiejąc się nieznacznie, co wywołało uśmiech na twarzy kelnerki. Podrapałem się po zaroście i po chwili namysłu odpowiedziałem: — Najlepiej czarną kawę i coś, co ludzie jadają na śniadanie.

Parsknęła śmiechem i zapisała to w notesie.

— Już się robi — powiedziała wesoło i uciekła na zaplecze.

Oparłem łokcie na blacie stolika i odetchnąłem głośno. Prawdę mówiąc, takie życie to była dla mnie z lekka nowość. Wcześniej pracowałem z ojcem w firmie, mieszkałem z rodzicami i miałem w domu gosposię. Takie życie na własną rękę było dziwne, deczko przerażające, ale również ekscytujące. Teraz wszystko było na mojej głowie, sam mogłem podejmować wszelkie, nawet najbardziej prozaiczne, decyzje.

Przez dokładnie rok rodzice pozwolili mi trwać w otępieniu i kiedy ten czas minął, wreszcie się zbuntowali i kazali podjąć decyzję. Więc ją podjąłem – wyjechałem.

Raczej nie tego oczekiwali, bo ojciec był wściekły, że porzucałem firmę, ale i tak nie byłem tam zbyt lubiany, odkąd znacząco spadła moja umiejętność koncentracji i zacząłem popełniać błędy. Mama mnie poparła i powiedziała, że „przewietrzenie głowy" dobrze mi zrobi, nawet jeśli w głębi serca martwiła się o to, że będę sam.

Incredible Fate +18 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz