Rozdział dwudziesty szósty, w którym mój koszmar powoli się ziszcza

1K 43 5
                                    

GRAYSON

Nigdy nie uważałem seksu za coś, co stanowiło fundamentalną część związku, a jedynie uznawałem go za dodatek. Nie był dla mnie czymś, co w jakikolwiek sposób powinno wpływać na postrzeganie mojej partnerki i nasz związek nie powinien polegać na cielesności. Istotne było to, jak nasze dusze się uzupełniały, w jaki sposób do siebie pasowały. Tyle że to było zanim poznałem Lavender i nagle odkryłem, jak ważnym aspektem on był. Jak bardzo nas do siebie zbliżał. Jak wiele mówiły nasze ciała, gdy nie wypowiadaliśmy nawet słowa. To nie tak, że z Eden nie czułem nic w takich chwilach. Musiałem jednak przyznać, że nie czułem z nią tej więzi, którą czułem z Lavender. Nie czułem tego, że mogę się jej poddać i pozwolić jej widzieć się w swojej najbardziej bezbronnej formie i przy tym nie martwić się, że wykorzysta to przeciwko mnie. Nie mogłem pokazać przy niej swojej słabej strony. Przy Lavender było inaczej. Mogłem powiedzieć jej swoją najbardziej skrywaną i najwstydliwszą tajemnicę i wiedziałem, że zatrzyma ją dla siebie i nie wyciągnie jej w chwili, gdy dzięki niej będzie mogła coś ugrać.

Gładziłem jej włosy, gdy spała obok mnie w moim łóżku. Szybko zwinęliśmy się z imprezy, by pobyć trochę sam na sam. Nie potrzebowałem czyjegoś towarzystwa, bo wystarczała mi ona. Nigdy nie byłem duszą towarzystwa, ale odkąd ją poznałem, naprawdę nie potrafiłem myśleć o innych. Jeśli była obok mnie, to mi wystarczało. Nieważne czy pojawił się ktoś jeszcze czy nie, bo najlepiej czułem się właśnie przy niej.

Telefon leżący na stoliku nocnym zaczął wibrować, więc sięgnąłem po niego. Na wyświetlaczu widniało imię Nicole, więc z westchnieniem podniosłem się z łóżka i odebrałem.

— Czemu dzwonisz o tej...

Wracaj do Houston, Grayson — wtrąciła się. — Twój ojciec miał zawał.

I w tamtej chwili już wiedziałem, że moje plany legną w gruzach.

— C-co? — wydusiłem z trudem. — Kiedy... jak on się czuje?

Jest w złym stanie. Musisz wrócić.

Przełknąłem ślinę i ucisnąłem skronie.

— Ja pierdolę...

Jest w szpitalu przy Hermann D...

Rozłączyłem się, nim zdołała dokończyć. Rzuciłem telefon na blat w kuchni i przykucnąłem. Nakryłem twarz dłońmi i odetchnąłem głośno. To się, kurwa, nie działo.

— Gray. — Usłyszałem za sobą głos Lavender.

Podeszła do mnie i przyklęknęła tuż przede mną. Miała zmartwioną minę, gdy wsunęła dłoń na mój kark i zaczęła go kojąco gładzić.

— Co się dzieje? — dopytała.

Opadłem na kolana i wciągnąłem ją na siebie. Wtuliła się we mnie, a ja mocno objąłem ją ramionami.

— Mój ojciec miał zawał — wyznałem po dłuższej chwili.

Zastygła na chwilę, po czym odchyliła się, by na mnie spojrzeć.

— Wracasz...? — wydusiła.

Pokiwałem głową. Zagryzła dolną wargę i pogładziła mój kark.

— Wszystko będzie dobrze — powiedziała, ale jakby bardziej do siebie.

Jej oczy błyszczały, zupełnie jak moje. Chyba oboje podejrzewaliśmy, że to wszystko w tej chwili może się przedwcześnie zakończyć. Jeśli pojadę do Houston, prawdopodobnie już tutaj nie wrócę. Jakikolwiek był stan mojego ojca, musiałem przejąć dowodzenie w firmie, bo musiał dojść do siebie. Nawet nie potrafiłem wykrzesać z siebie żadnego współczucia wobec niego, nie potrafiłem się o niego martwić. Nigdy tak naprawdę nie byliśmy blisko, a śmierć Eden jeszcze bardziej nas od siebie oddaliła, szczególnie gdy dowiedziałem się, że spiskowali za moimi plecami. Teraz również czułem się, jakby była to jedna wielka zmowa przeciwko mnie. Znowu wymusili na mnie podjęcie decyzji, która tylko ich satysfakcjonowała.

Incredible Fate +18 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz