Rozdział dwunasty, w którym mnie ratuje

1.2K 52 4
                                    

LAVENDER

Cały dom tonął w ciemności, gdy Grayson zaparkował obok niego.

— Jesteś pewna, że chcesz nocować u siebie?

Pokiwałam głową. Nie chciałam nadużywać jego gościnności i poza tym planowałam unikać sytuacji, w których moglibyśmy znowu się na siebie za bardzo otworzyć.

— Pójdę już. Muszę jutro wcześnie wstać — skłamałam i otworzyłam drzwi auta.

Wyskoczyłam na trawnik i już chciałam pobiec do domu, gdy niespodziewanie Grayson wysiadł tuż za mną i obszedł pospiesznie samochód. Kolejna konfrontacja.

— Chcę z tobą porozmawiać — wyznał cicho, lustrując moją twarz, jakby doszukiwał się na niej tego, co kryło się w moim wnętrzu. — Dlaczego uciekłaś?

— Po prostu — rzuciłam, wzruszając ramionami. — Często wagaruję, to żadna nowość.

— To nie były zwykłe wagary, Lavender. Miałaś atak paniki.

— Grayson — warknęłam, czując jak oblewa mnie chłód. — Nie zaczynaj tego tematu.

— Często ci się to zdarza?

— Grayson! — krzyknęłam chyba zbyt głośno.

— Lavender — odparował równie ostro.

Mierzyliśmy się wzrokiem, przy czym to, że nade mną górował, w żaden sposób nie sprawiało, że czułam się stłamszona. To było ciekawe odkrycie. Chociaż był silniejszy i starszy, to nie próbował mnie dominować, jak robił każdy. Matka, ojciec, Corbin... nawet Mickey. Zawsze czułam się, jakbym była od nich gorsza, ale nie przy Graysonie. Nawet gdy toczyliśmy zażartą walkę.

— Martwię się o ciebie, okej? — oznajmił chłodno, po czym cicho dodał: — I doprowadza mnie to do szaleństwa.

Serce zabiło mi mocniej.

— To przestań się o mnie martwić — odparowałam.

— Nie potrafię!

Oddychał ciężko i czułam, że atmosfera między nami zaczyna gęstnieć. Postawiłam krok do tyłu, a potem wyminęłam go i ruszyłam pospiesznie do domu, by uniknąć sytuacji, do której prawdopodobnie zmierzaliśmy. Widziałam ten płomień w jego spojrzeniu, który prawdopodobnie był równie silny jak w moich oczach. To było niebezpieczne. Stawaliśmy się sobie coraz bliżsi i coraz częściej łapałam się na tym, że jego obecność stawała się moim lekiem. Powinnam sama być dla siebie lekarstwem. Powinnam być silna w pojedynkę. Powinnam radzić sobie z wszystkim samodzielnie. Nie dzięki jakiemuś facetowi. Nienawidziłam się za to, że zaczynałam się na nim wspierać.

Zatrzasnęłam za sobą drzwi i, dzięki Bogu, Grayson za mną nie ruszył. Jednak kiedy wyjrzałam przez okno, widziałam, że wciąż stał na podjeździe. Przez kilka minut wpatrywał się w beton, po czym wsiadł do samochodu i przesiedział tam jeszcze jakiś kwadrans i dopiero potem odjechał. Wtedy nareszcie odetchnęłam.

Zdjęłam buty i zmęczona przeszłam do sypialni mamy, żeby sprawdzić, czy śpi. Nie było jej tam. Przejrzałam telefon i zauważyłam, że nawet nie odpisała na mojego porannego SMSa. Zaczynałam się martwić. Nie wiedziałam, co się z nią działo. Zadzwoniłam do niej, ale nie odebrała. Automatycznie włączała się sekretarka, więc nagrałam się kilkukrotnie, po czym zestresowana poszłam do łazienki się wykąpać. Ale po dwudziestu minutach mama wciąż się nie odezwała. I nie pojawiła się.

Nagrałam jej jeszcze kilka wiadomości i postanowiłam, że czekając na nią, ogarnę dom. Był w fatalnym stanie i przydałoby mu się generalne sprzątanie. Wyrzuciłam puste puszki i butelki do worka na śmieci i to samo zrobiłam z innymi porozwalanymi pudełkami i opakowaniami po jedzeniu. Starłam wszędzie kurze i odkurzyłam podłogę. Później zaczęłam wyrzucać przeterminowane jedzenie z szafek i umyłam lodówkę. Wtedy też nareszcie odezwał się mój telefon.

Incredible Fate +18 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz