16.

131 31 242
                                    

Mój najpiękniejszy na świecie narzeczony...

Nie mogę przestać wspominać dnia, w którym mi się oświadczyłeś. Myślę, że niewiele jest rzeczy na świecie, które są tak wspaniałe, jak nasza miłość.

Louis westchnął i spojrzał na swoją dłoń. Tam, na jednym z palców, tkwił prosty sygnet. Właściwie srebrna obrączka, na której widniał maleńki grawer z ich inicjałami. Uśmiechnął się sam do siebie.

Zdjął go na moment i zerknął do środka, tak samo, jak robił to zawsze, gdy tęsknota za Harrym stawała się zbyt uciążliwa. – Zawsze, na zawsze – przeczytał swoim zdartym głosem. Kochał te słowa. Mówili je sobie z jego narzeczonym naprawdę często. Właściwie zawsze, gdy umieli to zgrabnie wpleść w zdanie.

A ten sygnet miał dla niego szczególne znaczenie. Może nie był jeszcze ślubną obrączką, ale Louis uważał go za największy materialny dowód miłości, jaki mógł nosić przy sobie każdego dnia. Nigdy nie chciał zapomnieć, jak po zaręczynach Harry wręczył mu małe pudełeczko. Usiadł mu wtedy na kolanach, przytulił się ciasno i wymamrotał słowa ich wiecznej miłości, mówiąc te wszystkie rzeczy, które Louis powiedział mu w dniu, w którym klęknął przed nim na jedno kolano.

Harry udawał, że nie wie, czemu jego chłopak aż tak stresuje się przed ich wakacjami. Nie zadawał pytań i starał się nie zauważać drżących dłoni i nerwowego sprawdzania, czy wszystko mają, choć Louis nigdy nie należał do osób szczególnie zorganizowanych. Udawał, że nie było dla niego dziwnym, że chłopak zaproponował im wspólną wizytę w salonie spa, gdzie zadbali o swoje dłonie i twarze, wyglądając pięć lat młodziej.

W sekrecie – wciąż udając, że niczego się nie domyślał – wybrał się do fryzjera i kupił błękitny, lniany garnitur i kilka innych, wyjściowych ciuszków. Chciał wyglądać najlepiej, skoro wiedział, że Louis zamierzał oświadczyć się mu na ich greckich wakacjach.

I on sam wcale się nie stresował. Cóż, do chwili, gdy Tomlinson wręczył mu bukiet kwiatów, budząc go setkami pocałunków i zapraszając na piękną randkę na plaży. Wtedy motylki w jego brzuchu szalały, a on niemal skakał z podekscytowania.

Louis cały czas próbował ukryć swoje zdenerwowanie, które mieszało się z niecierpliwością. Nie bał się, że Harry odrzuci jego zaręczyny. Wiedział, że chłopak kochał go tak bardzo, jak on sam kochał jego. Tu chodziło o wspomnienie, o którym śnił, by było niezapomniane.

- Tu jest pięknie – szepnął Styles, ściskając mocniej rękę swojego jeszcze chłopaka. Szli brzegiem morza. Ich kostki były gołe, a fale co jakiś czas oblewały je chłodną wodą. Piękne garnitury, jeden błękitny, a drugi w kolorze pustynnego piasku, idealnie do siebie pasowały.

- Ty jesteś piękny – zachichotał Louis, sięgając ustami do krawędzi szczęki chłopaka, cmokając to miejsce kilka razy. – Wiesz... zawsze chciałem zwiedzać świat.

- Hm? – Harry mruknął cicho, nieco wybity z rytmu.

- Marzyłem, by zwiedzić każdy kontynent, najlepiej tylko z plecakiem i paczką papierosów – zaśmiał się, a Styles posłał mu czuły uśmiech. Zatrzymali się i po prostu na siebie patrzyli, rozmawiając cicho na tle ginącego w morzu słońca. – Ale teraz mam cały swój świat przed sobą. Nie muszę go zwiedzać, bo mam go w ramionach.

Oczy Harrego zaszły łzami, gdy pochylił się i złączył ze sobą ich usta w delikatnym pocałunku. Zapomniał już, czym się stresował. Zapomniał, że czekał na ten moment od lat, chcąc nazwać Louisa swoim narzeczonym. Wcale tego nie potrzebował, gdy miał go przed sobą.

Dziennik kłamstw || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz