prolog

305 38 207
                                    

Pili wino na kanapie, gdy w tle leciała spokojna, romantyczna piosenka. Rozmawiali o przebiegu swojego dnia, o planach na jutrzejszy obiad na mieście, o zamiarze kupna nowej kanapy i wymiany ekspresu do kawy, który zaczął wydawać dziwne dźwięki za każdym razem, gdy chcieli zaparzyć ratujący ich poranki napój.

Harry opierał się o Louisa, który obejmował go jednym ramieniem. Na jego kolanach leżały długie nogi – prawie całkiem nagie, okryte jedynie przez krótkie spodenki, które ledwo sięgały do połowy uda bruneta – na których opierał dłoń z winem. Kieliszek często jednak odkładał, by móc dotknąć palcami ciepłej i miękkiej skóry chłopaka.

Byli jak to stare, dobre małżeństwo. Z tą różnicą, że byli jeszcze narzeczeństwem.

- Nie, kochanie – powiedział Louis, marszcząc zabawnie nos. – Jeśli zamierzasz być moim mężem, nasze wesele będzie wielką imprezą. Nie będziemy oszczędzać na tak ważnym dniu.

- Ale Louis – Harry zaśmiał się dźwięcznie, zaczepiając wolną dłoń za karkiem swojego narzeczonego. – Nie potrzebuję wielkiej zabawy, by pokazać innym, że cię kocham. Mógłbym ten ślub wziąć nawet jutro, tylko ty i ja. W tajemnicy przed światem.

- I tu się różnimy. Ja chcę pokazać światu, jak zajebistego będę miał męża – odparł pewnie, odstawiając pusty kieliszek na stolik kawowy. – Wszystkie dziwki będą mi ciebie zazdrościć...

- Hej! – zawołał, uderzając chłopaka w ramię. – Mówisz o naszej rodzinie! – parsknął.

- I o znajomych, i o tych dziewczynach, które kochają się w twoich zdjęciach na Instagramie, i o tej sąsiadce, która...

- Która wie, że mam narzeczonego? – Harry zachichotał. – I prawdopodobnie też to słyszy, odkąd nie jestem pewien, czy ściany w tym bloku są dźwiękoszczelne – dodał, wychylając się, by pocałować krótko wargi Louisa.

- Trudno – odparł, przyciągając do siebie chłopaka. Gdy usiadł na jego kolanach, Louis szeroko się uśmiechnął. – I tak chcę im wszystkim pokazać, kto jest twoim numerem jeden.

- Przyznaj, że po prostu marzy ci się wesele jak z bajki – znów się zaśmiał, wplatając palce w karmelowe kosmyki, gdy Tomlinson przejechał nosem po delikatnej skórze na jego szyi. – Chcesz pięknej ceremonii, marszu weselnego, przysięg i wielkiej zabawy z całą rodziną.

- Oczywiście – skinął, składając długiego całusa na szyi Harrego. W jego ulubionym miejscu, gdzie jeszcze widniał ślad po blednącej malince. – I wiem, że też byś tego chciał.

- Jak wielu innych rzeczy, które łączą się z tobą, skarbie – puścił mu oczko i odchylił głowę do tyłu, wypijając resztkę wina z kieliszka. Louis nie zamierzał tracić okazji. Od razu przywarł ustami do wyeksponowanej szyi, całując i przygryzając zębami delikatną skórę. Harry tylko uśmiechnął się zwycięsko, ciągnąc za kilka kosmyków przy karku szatyna.

- Kocham wszystko, co ze mną robisz – mruknął, zasysając skórę trochę mocniej i nieco bliżej miejsca, gdzie szyja łączyła się z barkiem.

- Mimo tych wszystkich lat? – Harry zapytał, choć doskonale znał odpowiedź. Zanim ją jednak usłyszał, złapał za podbródek Louisa i nakierował na siebie ich usta, wkładając wszystkie swoje emocje w ten jeden pocałunek.

- Oczywiście, że tak, kochanie – uśmiechnął się, odgarniając opadające na czoło loki chłopaka. Pocałował go w policzek i w nos, i spojrzał prosto w głęboko zielone oczy, w których zakochał się tak wiele lat wcześniej. – Kocham cię, Harry. Z każdym dniem coraz mocniej i mocniej, i mocniej.

- Też cię kocham, Lou – wyszczerzył się i pocałował go, czując mniejsze dłonie, które sunęły w dół jego kręgosłupa, wysyłając przyjemne dreszcze przez całe ciało Harrego. - Coraz mocniej i mocniej, i mocniej.

Dziennik kłamstw || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz