Zegarek na nadgarstku Louisa wskazywał prawie drugą, gdy przestał biec, czując, że nogi uginają się i płoną pod każdym jego krokiem. Oddech miał ciężki, a katar sprawiał, że co chwila kaszlał i miał problem, by nabrać więcej powietrza do płuc. Ledwo przełykał ślinę, a jego oczy były tak opuchnięte i zmęczone płaczem, że czasem nie szedł prosto, potykając się o płytki chodnikowe.Cholernie nie miał sił, ale nie mógł się poddać.
Czuł w sercu, że jego Harry gdzieś tam był. Nie wiedział gdzie. Nie wiedział, czy chłopak nie wynajął pokoju w hotelu albo nie śpi na kanapie we własnym biurze. Mógł też wyjechać z miasta, uciec z kraju i przepaść na zawsze. Miał naprawdę dużo czasu, zanim Louis wybiegł z domu, by go szukać.
Jednak Tomlinson miał dziwne wrażenie, że jego narzeczony był niedaleko. Musiał tam być. Coś podpowiadało mu, że tak naprawdę nie chciał znikać, ale nie wiedział, co innego mógłby zrobić. Może tylko czekał, aż Louis go odnajdzie i obieca, że razem sobie poradzą..?
Ta myśl dodawała szatynowi sił, by iść dalej. Mijał ich ulubione knajpki, kawiarnie i miejsca, gdzie chodzili na sobotnie randki każdego tygodnia. Rozglądał się i co jakiś czas wołał imię Harrego. Próbował też do niego dzwonić, ale telefon wciąż był wyłączony i sygnał urywał się po kilku chwilach.
I gdy Louis miał już stracić nadzieję, chcąc zwyczajnie zadzwonić na policję i błagać, by mu pomogli, w jego głowie pojawił się park. Błysnął w jego myślach przez maleńki ułamek sekundy, ale Louis zdążył to złapać. Znów poczuł, że ma szansę. Znów odetchnął trochę głębiej i otarł łzy z policzków, przyspieszając swój krok.
Gdyby Harry chciał odpocząć, na pewno wybrałby park – myślał, napędzając swoją kiełkującą nadzieję. Po chwili zaczął nawet truchtać, a jego serce biło w zawrotnym tempie. Czuło, że serce Harrego też gdzieś tam jest.
Już był niedaleko, gdy na jego drodze pojawił się most. Ten sam, gdzie lata temu, na jednej z ich pierwszych randek, zawiesili różową kłódkę. Opisali ją swoimi inicjałami, pocałowali się przy zachodzącym słońcu, a kluczyk wrzucili do niewielkiej, choć rwącej rzeczki. Louis pamiętał, jak śmiali się, że muszą być już ze sobą na zawsze, ponieważ tego kluczyka nie odnajdzie już nikt, więc ich miłość będzie tu bezpieczna.
Uśmiechnął się na tę myśl. Mimo lat ich miłość była taka sama, a nawet lepsza. Kochali się goręcej i bardziej, a Louis nigdy nie potrafił ubrać w słowa tego, jak bardzo kochał Harrego. Chciał pokazywać mu to na każdym kroku, ale gdy tylko zerkał w jego oczy, wiedział, że wcale nie musiał tego mówić. Serce Stylesa biło w tym samym rytmie, co jego własne serce. Tej miłości nic nie mogło przeszkodzić...
I wtedy zobaczył sylwetkę. Kogoś opierającego się o metalowe barierki. Oddech ugrzązł Louisowi w gardle, gdy zobaczył, jak ten ktoś wychylał się i balansował na czubkach swoich palców. Czuł się sparaliżowany, tępo wbijając spojrzenie w ciało.
- Chryste, poczekaj! – Louis wrzasnął, nie do końca wiedząc, co robi i do kogo mówi. To nie miało znaczenia, gdy zobaczył, jak ten ktoś przekłada nogę przez barierkę, i choć się trochę waha, jest coraz bliżej krawędzi. – Kurwa, stój! – wysapał, pędząc z całych swoich sił, dopóki nie chwycił ramion drżącego w mroku ciała.
I wtedy jego serce się zatrzymało. Zielone oczy błysnęły w świetle nocy, a kaptur zsunął się z głowy, i dla Louisa wszystko stało się jasne.
- Boże, Harry... - wypłakał, ściskając go tak mocno, że jego ramiona drętwiały z wysiłku. – Kochanie, boże... Skarbie – jęknął, ciągnąc go z całych sił do siebie.
A Styles cały drżał. Nic nie mówił, nawet nie oddał uścisku, jedynie chwytając się dłonią karku Louisa. Czuł, jakby nie był już właścicielem własnego ciała. Nie mógł oddychać, mówić, płakać... A chciał krzyczeć, bo choć planował zniknąć, Louis i tak go odnalazł.
- Harry, kochanie – sapnął, opadając na kolana na drewnianym moście. – Spójrz na mnie, proszę... Tak bardzo się martwiłem...
- To nie miało tak wyglądać – szepnął, dopiero orientując się, co właśnie się wydarzyło. Po jego policzku spłynęła gorąca łza, kiedy wcisnął twarz w zgięcie szyi Louisa. To, co trzymało go jeszcze na ziemi, to silne ramiona jego narzeczonego.
- Nie mogłeś mnie tak zostawić – powiedział. Jego głos był drżący i zachrypnięty. – Nie możesz tego zrobić, Harry. Nie mogę zostać sam...
- Ale Lou...
- Cicho, wiem – przerwał mu, przytulając jego głowę do swojej piersi. – Wszystko wiem, ale to nieważne.
- To jest ważne – Harry wychrypiał ciężko, owijając ramionami ciało Louisa. – To jest cholernie ważne. Nie chcę, byś to przeżywał. Nie chcę, żebyś...
- A ja chcę być przy tobie – znów mu przerwał, składając w jego włosach pocałunek pełen bólu. – Chcę być obok. Chcę ci pomóc i pokazać, że cię kocham
- Louis, ja umieram.
- Nie. Nie umierasz – zapłakał, przyciskając go możliwie blisko swojego ciała. – Nie umierasz i mnie nie zostawiasz, rozumiesz?! Jesteś moim narzeczonym, planowaliśmy wspólną przyszłość!
- Louis...
- Nie, Harry. Nic nie mów – wyszlochał. – Po prostu nigdy więcej tego nie rób. Tak bardzo się o ciebie bałem...
- Nie chciałem, byś widział mnie w tym stanie – odparł, płacząc.
- Nie możesz zniknąć – pokręcił głową. – Nie bez pożegnania, Harry.
- Ale... to złamie ci serce – zapłakał głośniej. Jego palce zacisnęły się silnie na materiale bluzy Louisa. – Nie chcę, byś wiedział, że odchodzę.
- W zdrowiu i w chorobie, prawda..?
- Myślałem, że jeśli zniknę, pomogę nam obu – westchnął. Louis mocniej przytulił go do swojej piersi. Czuł, jak obaj drżeli i ledwo sięgali po ciężkie oddechy. – Gdybym umarł dzisiaj, nie musiałbyś patrzeć, jak umieram przez kilka miesięcy.
- Nie mów tak, Hazz – szepnął, znów całując czubek jego głowy. – Już nic nie mów. Po prostu wróć ze mną do domu, dobrze? Tak bardzo cię kocham...
- Kocham cię zdecydowanie bardziej, Lou... Dziękuję.
- Za co mi dziękujesz? – Louis zaszlochał, odchylając twarz Harrego, by spojrzeć w jego zapłakane i przepełnione bólem oczy.
- Za to, że jesteś – szepnął, opierając o siebie ich czoła. – W zdrowiu i w chorobie... Ze mną. Już zawsze, na zawsze.
- Choć może miejsca są ciekawsze – zanucił Louis. Jego głos był zdarty i bolesny w jego gardle. Harry zapłakał trochę głośniej. – Chcę być tutaj. Być z tobą na zawsze...
- I jeśli znajdę się... sam nie wiem nawet gdzie – zaszlochał, przyciskając do siebie ich usta.
- To też będziemy razem – szepnął Louis, starając się delikatnie uśmiechnął, gdy głaskał dłonią włosy Harrego.
- Już zawsze, na zawsze...
CZYTASZ
Dziennik kłamstw || Larry Stylinson
FanfictionBo są na tym świecie rzeczy, na które nie mamy wpływu. Możemy tylko kochać. Już zawsze, na zawsze. #1 zawsze