24.

94 31 150
                                    

Gdy minęło kolejnych kilka dni, Louis i Harry zamieszkali już w swoim nowym domu. Był piękny. Wysokie okna, mnóstwo światła i ciepłe wnętrze. Pełno wygodnych mebli, drobnych dekoracji i akcentów kolorystycznych, które Styles kochał w każdym miejscu, w którym mieszkał. I choć sam nie do końca urządzał pokoje, był całkowicie zakochany w tym, jak wyglądały.

Louis też był cholernie szczęśliwy. Szczególnie z ogrodu, który sprawił, że Harry się wzruszył. Co prawda nie miał siły stać, by się jemu przyglądać, ale szatyn wziął go na ręce i zatrzymywał się co kilka kroków, dając narzeczonemu całusa. Cichy chichot sprawiał, że po ich sercach rozlewała się czysta miłość i radość, a jednocześnie spokój, którego cholernie potrzebowali.

Byli więc szczęśliwi. Ich dni nabrały nowej rutyny, a oni świetnie się w niej odnajdywali. Louis zawsze wstawał pierwszy. Całował Harrego po całej twarzy, wsłuchując się w cichy śmiech i narzekanie na łaskoczące jego policzki włosy. Później dostawał długi pocałunek od swojego narzeczonego, przekonując go, że zrobi lepsze śniadanie, gdy dostanie jeszcze dwa kolejne buziaki.

I zawsze je dostawał.

Potem szedł do kuchni. Zaparzał im kawę i robił śniadanie, układając na talerzyku Harrego kilka pastylek, które łykał każdego poranka. Stawiał naczynia na werandzie, pozwalając promieniom słonecznym otulić swoje ciało. W tym czasie Harry schodził na dół, znów całował Louisa, dziękując mu za śniadanie. Siadał na jego kolanach i pił kawę, wpatrując się w wypełniony kwiatami ogród.

Kochali poranki.

- Dziękuję – uśmiechnął się brunet, sięgając po filiżankę czarnej kawy. Louis obejmował go w pasie, stabilnie trzymając na swoich kolanach. Harry uśmiechał się przez cały czas.

- Mam nadzieję, że będzie ci smakowało – zaśmiał się, wskazując palcem na kanapki. – Specjalnie dla ciebie dotknąłem awokado! Musisz mnie za to pochwalić.

- Oh, mój narzeczony jest taki wspaniałomyślny! – Harry zawołał z chichotem, cmokając czoło chłopaka. – Taki odważny... Mój bohater!

- Ah, to drobnostka – mruknął, nie mogąc przestać myśleć, że widok uśmiechniętego Harrego jest ósmym cudem świata. – Ale...

- Ale co? – znów się zaśmiał, widząc głupią minę Louisa.

- Ale co ty na to, żebym nie był twoim narzeczonym?

- Przepraszam?

- Oh, nie! Nie, nie! To źle brzmi – wybałuszył oczy, od razu całując ramię Harrego. Zacieśnił uścisk w jego talii, a brunet jedynie parsknął pod nosem. – Chciałbym mieć po prostu... no wiesz... status męża?

- Mówisz poważnie? – Styles nagle przestał się śmiać. Odstawił filiżankę na blat i zerknął na zarumienione policzki Louisa. Uśmiechnął się, składając drobnego całusa na jego wargach.

- Całkiem poważnie – skinął, przesuwając dłońmi po jego plecach. – Weźmy ślub, Harry. Nie musi być duży. Chcę po prostu oficjalnie być twoim mężem.

- Boisz się, że skończy nam się czas, prawda? – Harry westchnął, spuszczając nieco wzrok.

- Nie, ja...

- Lou, rozumiem – szepnął, gładząc jego policzek wierzchem dłoni. – Wiem, że to nie jest najlepszy powód do małżeństwa, ale... Chciałbym przed śmiercią móc nosić twoje nazwisko, wiesz? Chcę, by widniało koło mojego imienia. I chcę, byś mógł mówić o mnie jak o mężu, gdy mnie już zabraknie.

- A ja chcę, żebyś właśnie ty był moim mężem – uśmiechnął się delikatnie, stykając ze sobą ich czoła. – Kocham cię, Harry.

- Też cię kocham, Lou – mruknął. – I jestem cholernie szczęśliwy, że chcesz się pobrać. Wiem, że zależało ci na dużym weselu, ale...

Dziennik kłamstw || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz