30.

117 31 100
                                    

Greckie miasto było ostoja spokoju przez kilka pierwszych dni. Każdego poranka jedli owoce, które zamawiali do bungalowu, który wynajęli na najbliższe tygodnie. Pili świeżo wyciskane soki, koktajle i słabe drinki, na które Harry mógł sobie pozwolić.

Później szli na plażę. Louis trzymał męża ciasno i stabilnie, umożliwiając mu postawienie kilku kroków na złocistym piasku. Oddalali się wtedy parę metrów od pomostu, rozkładali miękki koc i kładli się obok siebie, przymykając oczy i wsłuchując się w uderzające o brzeg fale. I tak jak obiecał Harry, wspominali wszystkie swoje najpiękniejsze chwile, nie zapominając o najdrobniejszych gestach.

- Myślę, że moje życie było piękne...

Louis odwrócił się w stronę Harrego, gdy cichy szept dotarł do jego uszu. Przełknął i mocniej ścisnął rękę swojego męża, którą co jakiś czas gładził kciukiem. – Było?

- Nadal jest – mruknął, nie otwierając oczu. Tomlinson wpatrywał się w spokojny wyraz jego twarzy, lekko drżące na wietrze rzęsy i wolno poruszające się usta. Nie umiał oderwać wzroku. – Najpiękniejsze, o jakie kiedykolwiek mógłbym prosić.

- Harry, to...

- Nie, Lou. Nie jest i nie było idealne – przerwał mu. Jego głos był cichy i bardzo spokojny. Szatyn wiedział, że to oznaczało tyle, że Harry był gotowy... - Los rzucał nam kłody pod nogi, ale przecież było dobrze.

- Było... - Louis westchnął, przysuwając się do chłopaka możliwie najbliżej. – Chciałbym, by trwało i trwało...

- Nic nie trwa wiecznie, Lou – uśmiechnął się i otworzył oko, by trafić dłonią do policzka swojego męża. – I ja też nie będę trwał wiecznie. Będzie ci lepiej, jeśli się z tym pogodzisz, kochanie.

- Pogodziłem się z myślą, że odejdziesz – szepnął. W jego oczach stanęły łzy, ale głos nawet nie zadrżał. Może i czuł ból rozrywającego się serca, ale był spokojny. Obaj byli. – Wiem, że to się stanie, jestem na to gotowy...

- Ale?

- Ale nie chcę tego – westchnął. – Nie chcę wyobrażać sobie życia bez ciebie. Nie chcę myśleć o tym, że moje łóżko będzie puste. Nie chcę widzieć, jak nasz ogród umiera, bo tylko ty umiesz o niego dbać. Nie chcę wyjmować z szafki tylko jednego kubka i robić tylko jedną kawę. Nie chcę, by pościel straciła twój zapach. Nie chcę, żeby...

- Lou – Harry przerwał mu delikatnie, przesuwając kciukiem po wilgotnym policzku męża. – Nie myśl o tym.

- Jak?

- Po prostu skup się na tym, że całe życie sprawiałeś, żebym był szczęśliwy. O tym, że zawsze zabierałem ci kołdrę w nocy, a twoje stopy marzły w dole łóżka. O tym, że dzięki tobie mogłem dbać o nasz ogród. O tym, że piliśmy rano wspólną kawę, a wieczorami herbatę. O tym, że zawsze kłóciliśmy się, kto tym razem zmieni naszą pościel, bo żaden z nas tego nienawidzi...

- Ale...

- I myśl o tym, że ja zawsze przy tobie będę – powiedział, składając delikatny pocałunek na Louisowym czole. – Będę w każdej twojej myśli i słowie, jeśli tylko będziesz chciał.

- Oczywiście, że będę chciał – Louis zaszlochał cicho, obejmując chłopaka tak ciasno, jak tylko mógł. – Chciałbym, żebyś na zawsze był przy mnie.

- A wiesz, czego ja bym chciał, Lou? – Harry zapytał szeptem, oddając uścisk.

- Hmm?

- Umrzeć szczęśliwy – odparł wolno, oddychając głęboko, choć z lekkim trudem. Louis poczuł, jak jego mięśnie drętwieją. – Chciałbym być z tobą w tej chwili. Chciałbym zasnąć obok, przytulony do ciebie, żeby ostatnią rzeczą, jaką zapamiętam, to twój ciepły, bezpieczny uścisk.

Louis pociągnął głośno nosem, drżąc w płaczu.

- Chciałbym dać ci ostatniego buziaka... - Harry kontynuował, gładząc delikatnie ramię szatyna. – Chciałbym powiedzieć ci, że cię kocham. Uśmiechnąć się i zasnąć, by zniknąć bez bólu, płaczu i poczucia, że cię krzywdzę... - jego głos zadrżał. Wziął głęboki wdech i milczał przez minutę, zanim dodał: - Chcę umrzeć przy kimś, kto sprawi, że nawet śmierć będzie czymś dobrym.

- Harry, ja nie wiem, czy... Czy ja...

- Nie musisz się na to godzić – szepnął, znów całując czoło męża. – Możesz po prostu złapać mnie za rękę, gdy będzie już naprawdę źle. Chcę po prostu czuć, że jesteś obok.

- Zrobię wszystko, byś był szczęśliwy, Harry – zapłakał. Jego wargi drżały, policzki były mokre od łez, a ramiona ciasno ściskały męża, jakby to miał być ich ostatni uścisk. Louis rozumiał, że Harry cierpiał. Nie chciał pokazywać mu, że on sam ledwo się trzymał, ale w takich chwilach, gdy dobitnie uświadamiał sobie, że ich wspólne dni są policzone, nie umiał powstrzymać emocji. Płakał i krzyczał z bólu, bo nienawidził patrzeć, jak miłość jego życia gaśnie w cierpieniach.

Między nimi zapanowała dłuższa cisza. Huk obijających się o brzeg fal, szum morza i co jakiś czas pisk mew. Harry wciąż gładził ramię Louisa, a ten wtulał się ciasno w ciało swojego męża, próbując uspokoić oddech. Chciał kiedyś nauczyć się mówić o Harrym bez bólu w dole swojego gardła, które zaciskało się i nie pozwalało mu wypowiedzieć słowa nieoblanego w litry gorzkich łez.

- Chciałbym podpisać DNAR* - Harry w końcu przerwał ciszę, ciesząc się wolnym i spokojnym oddechem Louisa.

- W porządku – przełknął ciężko. – Ale... Czy na pewno to jest coś, co chcesz zrobić?

- Tak, Lou – uśmiechnął się. Kamień spadł z jego serca, gdy jego mąż po prostu przyjął to do wiadomości. Bał się, że znów wywoła u niego łzy, a nienawidził tego, i choć chciał unikać ich smutków, nie zawsze mógł sobie na to pozwolić. – Jeśli moje serce stwierdzi, że to koniec, to będzie koniec.

- Uh... dobrze – westchnął. – Rozumiem.

- Chcę, żebyś był na to gotowy – dodał, przenosząc dłoń na policzek Louisa. Złożył delikatny pocałunek na jego ustach. – Któregoś dnia po prostu zniknę, ale nigdy nie przestanę być obok.

- Wiem, Harry... Wiem...

- Możesz coś dla mnie zrobić? – Harry zapytał z uśmiechem. Jego oczy błyszczały, gdy wpatrywał się w twarz swojego męża. Może i obaj byli nieco smutni, bladzi, poszarzali i puści, ale wciąż byli sobą; tymi samymi zakochanymi chłopakami, którzy dla siebie byli całym światem.

- Wszystko – uśmiechnął się, oddając pocałunek i cmokając policzek Harrego.

- Szukaj mnie w gwiazdach – szepnął.

A Louis po prostu skinął głową, wiedząc, że Harry będzie najjaśniejszą z gwiazd.


*DNAR – deklaracja, na mocy której pacjent składa prośbę o niepodejmowaniu przez lekarzy resuscytacji w momencie zatrzymania u niego krążenia krwi lub oddechu.

Dziennik kłamstw || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz