Ślub przypadł na lipiec. Słonce w pełni ogrzewało ich ogród, kwiaty kwitły w doniczkach, a trawa był jaskrawozielona i pachniała, gdy Louis kosił ją w każdy poniedziałek. Krzewy róż, które Harry z troską doglądał całymi dniami, klęcząc na wilgotnej ziemi, również zdążyły nieco podrosnąć, owijając się wokół kolumn werandy. Ich domek wyglądał magicznie, a oni nie mogli być bardziej z niego dumni.
Przygotowania nie trwały długo. W końcu udało im się kupić idealne garnitury - jasne i dopasowane kolorystycznie, by wyróżniać się z tłumu - które wisiały swobodnie w garderobie, co jakiś czas będąc wygładzanymi przez delikatne dłonie Harrego. Kupili kilka białych dekoracji, trochę balonów i stół z wielkim parasolem, który postawili niedaleko dwóch drzewek akacji. Na werandzie postawili grilla, a w kuchennych szafkach znalazła się nowa zastawa, którą Louis nazwał imprezowym szkłem.
Byli prawie gotowi.
- To już jutro - uśmiechnął się Harry. Siedział na leżaku. Jego uda przykrywał delikatny kocyk, a maleńka świeczka świeciła się na stoliku niedaleko. Nocne niebo było zbyt piękne, by Harry nie chciał oglądać go każdego dnia.
- Nie mogę się doczekać - odparł Louis, poprawiając ramię na barkach swojego jeszcze narzeczonego. - Potrzebuję obrączki na swoim palcu. Zaręczynowy pierścionek przestał mi wystarczać!
- Jeśli Niall zapomni ich ze sobą wziąć... - mruknął gniewnie, a Louis parsknął śmiechem. - Nie śmiej się! Wiesz, że on jest do tego zdolny!
- Oczywiście, że wiem, kochanie - zgodził się, gładząc wolną dłonią policzek chłopaka. - Ale już zdążył dostać ode mnie kilka gróźb tego, co się z nim stanie, jeśli o nich zapomni.
- I tak napiszę do niego rano - westchnął, kręcąc głową przy piersi Louisa. - Chcę, żeby ten dzień był perfekcyjny. Może i w naszym domu, ale najlepszy, na jaki nas stać.
- Skarbie, miejsce w ogóle się nie liczy.
- Wiem to - skinął, rysując kształty na cienkiej koszulce szatyna. - Ale i tak chciałbym, by ten dzień był... no wiesz, jedyny w swoim rodzaju. Nie wiem, jak wiele ich jeszcze przeżyję, ale...
- Harry - przerwał mu, zmuszając chłopaka, by spojrzał mu prosto w oczy. - Nie myśl w ten sposób.
- Nie chcę tego całkiem od siebie odpychać - wzruszył ramionami. - Czuję to codziennie. Spójrz, chodzę o lasce, a nie mam jeszcze trzydziestki.
- Więc miej chęć sprawić, by każdy nasz dzień był wspaniały - szepnął. Już nie płakał za każdym razem, gdy mówił o chorobie Harrego. Jego oczy jedynie szkliły się smutno, a w jego żołądku osiadało się coś ciężkiego, ale nie płakał. Wiedział, że płakać będzie dopiero po wszystkim...
- Lou, każdy dzień z tobą jest wspaniały - uśmiechnął się, delikatnie całując wargi Tomlinsona. - Ale ślub zazwyczaj bierze się raz w życiu. Cóż, to na pewno będzie mój jedyny ślub - zachichotał.
- Mój też - dodał, całując czoło Harrego. - I chcę, by ci się podobało. Chcę, byś był ze mną szczęśliwy.
- Jestem szczęśliwy - odparł gładko, chwytając policzki Louisa w obie dłonie. - Już zaakceptowałem to, jak niewiele czasu mi zostało. To kilka miesięcy, ale wiem, że z tobą u boku będą wspaniałe - jego głos zadrżał, a usta wykrzywiły się w łzawym uśmiechu. - I wiesz, cholernie cieszę się, że tamtego dnia przyszedłeś na czas. Gdzieś głęboko w sercu czułem, że muszę być obok ciebie, choćby nie wiem co.
- Chcę być obok ciebie, choćby nie wiem co - szepnął, przytulając narzeczonego do piersi. - Zrobię wszystko, byś był szczęśliwy.
- Więc pooglądaj ze mną gwiazdy, Lou...
CZYTASZ
Dziennik kłamstw || Larry Stylinson
ФанфикBo są na tym świecie rzeczy, na które nie mamy wpływu. Możemy tylko kochać. Już zawsze, na zawsze. #1 zawsze