14.

122 29 144
                                    

Lou, wydaje mi się, że teraz zostały mi już do opowiedzenia te najcięższe, najboleśniejsze historie. Nie jestem pewien, od czego zacząć i jak Ci to wszystko przekazać. Chciałbym, byś zrozumiał mnie jak najlepiej, a niestety nie będę miał szansy o tym z Tobą porozmawiać. Wiem, że to boli, ale tak będzie najlepiej, musisz mi zaufać...

Louis bał się coraz bardziej. Każde zdanie, każda kartka tego dziennika sprawiała, że łzy ponownie lały się po jego policzkach, w głowie wirowały najgorsze myśli, a serce pękało na tysiące maleńkich kawałeczków. Nie wiedział, co się działo. Nie wiedział, gdzie był jego ukochany narzeczony, o którego tak bardzo się martwił. Nie wiedział, gdzie go to zaprowadzi i czego dowie się wraz z ostatnią stroną, do której nieubłagalnie się zbliżał.

Gdy staliśmy się parą, nie mogłem przestać się cieszyć. To był dla mnie tak piękny moment!

- Hej, znów ukradłeś mi puzzel! – Harry zaśmiał się w głos, uderzając lekko dłoń Louisa. Leżeli właśnie na podłodze w mieszkaniu szatyna. Wokół nich leżały setki niedopasowanych do siebie puzzli, które od dobrej godziny próbowali ułożyć. A nie było to wcale łatwe, odkąd co chwilę rozpraszali się pocałunkami, uściskami i słodkimi słówkami, które mówili sobie na ucho.

- Skąd miałem wiedzieć, że chcesz go wziąć? – Louis parsknął, zerkając na chłopaka z dołu.

- Patrzyłem na niego.

- Tu są same puzzle, Hazz! Jak miałbym wiedzieć, że to akurat on!

- Ugh, jesteś taki niemożliwy – zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową.

- Takiego sobie wybrałeś, to...

- To takiego mam, wiem – mruknął, po czym zamarł. Louis jeszcze nie był jego. Czy kiedykolwiek w ogóle miał być?

Chodzili na randki i całowali się całymi wieczorami, to była prawda. Harry leżał na piersi Louisa, gdy zasypiali, a Louis obejmował Harrego, gdy tylko miał okazję. Witali się pocałunkiem i żegnali całą sesją przytulania i cmokania, jakby mieli nie widzieć się przez następny rok, a nie zaledwie dzień. Byli dla siebie znacznie czulsi i sobie bliżsi.

Ale wciąż nie byli parą.

- Masz? – Louis powiedział tak cicho, że Harry ledwie to wyłapał. Wzrok szatyna był wbity w rozproszone na podłodze puzzle. W palcach nerwowo przewracał jeden z nich.

- Umm... chciałbyś, żebym miał? – zapytał nieśmiało, też nie patrząc na chłopaka. Po prostu wyciągnął dłoń i splątał ze sobą ich palce, wpatrując się w to, jak dobrze do siebie pasują.

- Chciałbym móc nazwać się twoim – odparł szeptem, ściskając palce Harrego. – I ciebie nazwać moim.

- Czyli mieć mnie – uśmiechnął się, zerkając w bok na ciemnoczerwone policzki Louisa.

- Tylko dla siebie – szatyn skinął.

- Więc... - chrząknął, próbując pozbyć się nerwów i drżenia ze swojego głosu. – Mógłbym powiedzieć, że Louis Tomlinson jest moim?

- Tak – uśmiechnął się, sięgając ustami do wierzchu jego dłoni, którą wciąż ściskał w uścisku swoich palców. – Twoim chłopakiem, jeśli tego chcesz.

- O niczym innym nie marzę, Lou – zachichotał, całując policzek Tomlinsona. – Mój chłopaku.

- Więc, Harry Styles to mój chłopak – zaśmiał się. Harry skinął, a Louis szybko podniósł się z ziemi, wciągając chłopaka na swoje kolana. – Brzmi super – wymamrotał naprzeciwko jego ust.

Dziennik kłamstw || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz