Chyba nigdy nie zapomnę momentu, w którym stwierdziłeś, że coś między nami może faktycznie być. To brzmi głupio, prawda? Na pewno tak jest. Ale nie może Cię to obchodzić, kochasz mnie takiego, jakim jestem!
- Zabijasz mnie, Harry... - Louis zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową. Miał wrażenie, że w wieku trzydziestu lat był już za stary na to, by ekscytować się początkiem swojego związku, który trwał już prawie dziesięć lat.
Ale i tak to robił. Chichotał i zagryzał wargę na samą myśl o ich sekretnych, nieśmiałych randkach i pocałunkach. I choć teraz dołączał do tego litry łez i setki pociągnięć nosem, to wciąż były dobre wspomnienia.
Chciał po prostu mówić o nich z Harrym u boku. Szczęśliwym, chichoczącym i całującym go Harrym.
Dlatego takiego mnie masz i o takiego mnie zacząłeś się starać. To było na kilka dni po tej pamiętnej imprezie sylwestrowej. Pamiętam to, jakby było wczoraj, gdy zacząłeś zwracać na siebie moją uwagę. To było lekkie i subtelne, ale cholernie mocno na mnie działało.
I wiesz co? Udawałem, że tego nie widzę! Próbowałem być niedostępny... To raczej żałosne wspomnienie.
Po imprezie sylwestrowej wszystko wydawało się powoli zmieniać. Zaczynając od ich wspólnych spotkań, a kończąc na mającym zbyt wiele podejrzeń Niallu. Harry za często był w mieszkaniu Louisa, a Louis za bardzo lgnął do Harrego. Liam nie wierzył, gdy Horan opowiadał mu o tym, jak szatyn obejmował młodszego chłopaka przez cały wieczór, udając, że nic się nie dzieje. Z kolei Zayn nie rozumiał kompletnie nic, kiwając tylko głową, kiedy Payne opowiadał mu te wszystkie historie.
Wszyscy czuli się tak, jakby nowy rok podmienił charaktery każdego z nich.
Wcale jednak nie narzekali.
- Jestem za wcześnie? – Harry podrapał się niezręcznie po karku, wchodząc do niemal pustego mieszkania Tomlinsona. Ten tylko wzruszył ramionami i pokręcił głową, idąc za chłopakiem do kuchni.
- Nie, to oni są spóźnieni – skłamał, chichocząc pod nosem.
Styles spojrzał na niego zza przymrużonych powiek. – Więc jestem za wcześnie, tak? Naprawdę przepraszam... Byłem pewny, ze umawialiśmy się na osiemnastą i...
- My tak – skinął i nalał chłopakowi soku do szklanki. – Chłopaki będą koło dziewiętnastej, jak myślę.
- Huh? – Harry zipnął, wlepiając w Louisa zaskoczone spojrzenie.
- Stwierdziłem, że ty najlepiej pomożesz mi ze wszystkimi przekąskami i w ogóle... - Tomlinson wyszczerzył się, a brunet zarumienił na policzkach. – Chyba nie przeszkadza ci, że spędzimy niecałą godzinę tylko we dwójkę.
- Nie! Oczywiście, że nie! Lubię spędzać z tobą czas, Louis.
- Więc? W czym problem? – Louis znów się zaśmiał, stając jeszcze bliżej Harrego.
- Po prostu byłem zaskoczony – odparł, posyłając mu uśmiech. – W czym potrzebujesz pomocy?
Tomlinson tak właściwie w ogóle jej nie potrzebował, ale przydzielił Harremu jakieś proste zadanie, by ten nie wyczuł jego podstępu. Od dwóch tygodni, które minęły od pamiętnej imprezy, Louis poczuł, że może sobie pozwalać na znacznie więcej. Nie ukrywał, że Harry był bardzo atrakcyjnym, a do tego miłym i słodkim facetem. Nie pozwalał na dystans między nimi. Nie obawiał się odrzucenia.
I nie wierzył już w to, że Harremu podoba się ktoś, kto nie nazywa się Louis Tomlinson.
Dlatego zaczął delikatnie zwracać na siebie uwagę Stylesa. Niby przypadkowo go dotykał, uśmiechał się i mówił dwuznaczne rzeczy, obserwując rumieniec na policzkach chłopaka. Siadał bliżej, obejmował go dłużej i częściej. Zasypywał go setkami wiadomości, wieczorami dzwonił, by porozmawiać o niczym, a nad ranem potrafił pojawić się pod drzwiami pokoju Harrego, wręczając mu kubek kawy z jego ulubionej kawiarni.
Nie był pewny, czy to go do czegoś zaprowadzi. Nie wiedział, czy chciałby – i czy Harry kiedykolwiek by mu na to pozwolił – spróbować związku z chłopakiem. Nie zastanawiał się nad konsekwencjami. Po prostu podobało mu się, jak Styles udawał, że się nie uśmiecha lub nie rumieni, a te wszystkie drobne rzeczy, które skrycie kochał, nie robiły na nim żadnego wrażenia.
- A co ty tu robisz, Harold? – Niall zmarszczył brwi, gdy zobaczył swojego przyjaciela, który wyjmował z piekarnika ciastka, które najprawdopodobniej sam zrobił. Przecież nikt nie uwierzyłby, że to dzieło Louisa.
- Umm... robię przekąski dla nas? – mruknął pod nosem, czując na sobie baczny wzrok każdego z chłopaków.
- Widzę, ale musiałeś być dużo wcześniej, by udało ci się to skończyć.
- Bo był wcześniej – Louis wzruszył ramionami, wypychając Nialla i Liama z kuchni. – Przyszedł pomóc.
- Czemu sam?
- Niall, przestań – parsknął Liam. – Ty i te twoje chore teorie... To po prostu zbieg okoliczności!
- Przestań pieprzyć, Payno – fuknął, krzyżując ręce na piersi. – Chcę wiedzieć, czemu Harold był tu przed nami.
- Przez przypadek – Harry wzruszył ramionami, zanosząc do salonu ciastka na dużym, błękitnym talerzu. – Byłem pewien, że umówiliśmy się na osiemnastą. Louis nie miał mnie jak wygonić.
- Wcale bym nie chciał – zaśmiał się, zarzucając rękę na barki chłopaka. – Harry zdecydowanie jest moim ulubieńcem spośród was wszystkich.
Policzki Stylesa znów stały się karmazynowe. Zagryzł dolną wargę i spuścił wzrok, pędząc do kuchni po cokolwiek, co odwróciłoby uwagę od jego rumieńców. Gdy przesypywał chipsy do szklanej miski, usłyszał oburzony głos Nialla, który zdecydowanie im nie wierzył i zamierzał 'odkryć prawdę' jeszcze tego wieczoru.
Obaj z Louisem się wtedy zaśmiali, wywracając oczami na przyjaciela. Usiedli razem – jak zawsze obok siebie, z dociśniętymi udami – włączając film, na którego premierę cała czwórka czekała już od kilku miesięcy. Gdy Niall wkręcił się w fabułę, Louis bezszelestnie objął Harrego ramieniem, przyciągając go bliżej siebie.
A Harry udawał, że w jego brzuchu nie wystartowała setka motyki, kiedy odważył się oprzeć policzek o ramię szatyna, czując się dobrze i bezpiecznie w jego uścisku.
Louis miał ochotę wykląć się pod niebiosa za to, jakim idiotą był. Naprawdę. Powinien dostać w łeb już dawno temu. Miał sobie tak bardzo za złe, że nie zaprosił Harrego na randkę już w dniu, w którym się poznali. On właściwie powinien od razu wygłosić przed nim długi wiersz o miłości, wręczyć bukiet najpiękniejszych kwiatów i całować od stóp do głów, podziwiając Harrego idealnego Stylesa.
Zawsze był na siebie zły, gdy myślał o tym, ile miesięcy skradał się do Harrego jak największy idiota. Nie raz miał w głowie myśli, że powinien przyznać się do swoich uczuć, ale zawsze coś sprawiało, że tchórzył.
Wciąż bał się, że jest nikim dla chłopaka, który był dla niego wszystkim.
Jak już się pewnie domyślasz, prawda była całkiem inna. Dalej cholernie mi się podobałeś, ale byłem zbyt zawstydzony swoim zachowaniem, by móc to przyznać. Udawałem, że nie widzę Twoich drobnych, ale jednoznacznych gestów, ale w rzeczywistości byłem bardziej niż szczęśliwy, gdy choćby byłeś obok mnie.
- Wiem – zaśmiał się, ścierając z policzka łzę wzruszenia. – Wiem, skarbie... - powtórzył i wziął głęboki wdech, zanim znów skierował swój wzrok na kształtne litery napisane przez Harrego.
I wiesz, co uważam za piękne? To, że choć jesteśmy razem już wiele lat, te małe rzeczy nigdy nie zniknęły. Wciąż traktujesz mnie tak delikatnie i czule jak na samym początku, jakbyś każdego dnia starał się mnie rozkochać w sobie od samego początku.
To działa, bo mam wrażenie, że każdego dnia kocham Cię mocniej i mocniej, choć zdaje się to niemożliwe.
Louisowi przypomniał się wtedy ich leniwy poranek sprzed kilku dni, gdy powiedzieli sobie te słowa, całując się i przytulając.
Zabolało go to dwa razy bardziej, gdy dotknął dłonią swojego policzka, a on był zimny i pusty, pozbawiony długich palców jego narzeczonego, który kochał dotykać go w ten sposób.
Kocham cię, mój Lou. I tak, każdego dnia bardziej i bardziej...
CZYTASZ
Dziennik kłamstw || Larry Stylinson
FanficBo są na tym świecie rzeczy, na które nie mamy wpływu. Możemy tylko kochać. Już zawsze, na zawsze. #1 zawsze