22.

105 32 70
                                    

Gdy dotarli do domu, słońce powoli rozdzierało mrok nocy. Rosa z traw moczyła ich trampki, a lekka mgła wisiała przy ich kostkach. Powietrze wokół było wilgotne i ciężkie, mieszając się ostro z ich głębokimi wydechami. Mieszkanie, które było oddalone od parku o niecały kilometr, wydawało się znajdować w innym mieście. Ich stopy ledwo poruszały się po chodniku, a ciche szuranie było jedynym dźwiękiem, jaki obijał się od mokrej ziemi.

Byli wyczerpani. To, co przeżyli w tym jednym dniu, całkiem wyprało ich z wszelkich emocji. Louis nie był pewien, czy kiedykolwiek płakał tak dużo. Jego ciało było wręcz wyschnięte, a powieki tak ciężkie, że słabo mrugał, chcąc już tylko zasnąć. Wyglądał jak siedem nieszczęść, ale tak naprawdę był szczęśliwy; szczęśliwy, bo miał przy sobie Harrego.

Harrego, który drżał przy jego ramieniu, stawiając powolne kroki. Louis miał wrażenie, że każdy z nich boli go tak, jakby stawał na rozbitym szkle. I choć nie miał już siły na płacz, w jego oczach znów zbierały się łzy bezsilności.

- Chcesz się zatrzymać? – Tomlinson zapytał, zwalniając. Trzymał Harrego mocno w pasie, zaczepiając palce o jego wilgotną bluzę.

- Nie jesteśmy daleko – uśmiechnął się. Sięgnął dłonią do zaciśniętych na własnej talii palców Louisa, delikatnie wplątując w nie te swoje. – Chciałbym już się położyć. Nie przeciągajmy tego.

- Jesteś bardzo zmęczony?

- Nie – pokręcił głową. – Po prostu chciałbym przebrać się z tych brudnych rzeczy i poleżeć obok ciebie.

- Mam nadzieję, że nie przemarzłeś... - westchnął. Harry oparł policzek na czubku jego głowy, przytulając się trochę ciaśniej.

- Nie martw się, Lou. Ogrzejesz mnie w łóżku – zachichotał. Bolało go gardło, a głowa pulsowała, ale nie chciał się na tym skupiać. Wolał odzyskać swój uśmiech, który w towarzystwie Louisa nigdy nie schodził z jego ust.

- Mogę zrobić ci kąpiel – zasugerował, też odważając się na niewielki uśmiech. – Gorąca woda, bąbelki i świeczki. Co ty na to?

- Tylko, jeśli dołączysz – cmoknął w powietrzu, a Louis parsknął pod nosem. – Przeze mnie też jesteś przemoczony. Nie chcę nawet myśleć o tym, jaki katar dopadnie nas jutro...

- Nie musimy się nigdzie ruszać – odparł, wykręcając głowę, by pocałować policzek Harrego. – Cały dzień spędzimy w łóżku. Chcę cię poprzytulać. Myślę, że tego potrzebuję.

- Ja też – Harry zipnął z ulgą. – Przepraszam, że zafundowałem nam taki dzień... właściwie noc. To było głupie.

- Nie myśl o tym. Po prostu zapomnij, że to się wydarzyło – szepnął, znów poprawiając swój uścisk na ciele chłopaka. Nie mógł pozwolić, by wyślizgnął się z jego ramion. – Po prostu mów, gdy będziesz czuł się tak...

- Źle – westchnął, kończąc zdanie narzeczonego. – Wczoraj po prostu się poddałem, Lou. Nie widziałem dla siebie lepszej opcji. Po prostu... Nie widziałem nadziei, wiesz? Wiem, że mnie kochasz, ale nie umiałem wyobrazić sobie, jak całkiem zmieniasz swoje życie tylko dlatego, że ja... że dostałem taką diagnozę.

- A teraz? – Louis zapytał cicho, zagryzając nerwowo wnętrze swojego policzka. – Czy teraz potrafisz sobie wyobrazić, że damy radę razem? Bez względu na wszystko?

- Myślę, że to trudne – odparł. Jego głos wciąż był drżący i zdarty, ale nieco pewniejszy. Przy Louisie wszystko, co niegdyś było czarną plamą, nabierało kolorów. – Nie wiem, czy poradzimy sobie tylko we dwójkę. Ale ufam ci. Ufam ci całym sercem, Lou, i wiem, że pomożesz mi, choćby nie wiem co. Wtedy też to wiedziałem. Zwyczajnie nie chciałem psuć ci życia.

Dziennik kłamstw || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz