23.

102 31 118
                                    

Następnych kilka dni krążyli wokół siebie na palcach. Nie mówili dużo o tym, co się wydarzyło. Tylko czasem rzucali przepełnione bólem spojrzenie na dziennik w ciemnej okładce. Louis bał się go choćby ruszyć, a Harry jedynie podniósł go z podłogi i położył na komodzie, udając, że nie istniał.

Ale istniał i codziennie przypominał im, dlaczego Harry postanowił zapisać w nim ich wspomnienia.

Przypominał to też kaszel Stylesa, który stał się bardzo uciążliwy. Louis odchodził od zmysłów.

- Nic mi nie jest – sapnął brunet, zasłaniając usta ręką. Kaszlnął, po czym zamrugał szybko i odchylił głowę, opierając ją o poduszkę. – To kaszel, Louis. Są gorsze rzeczy, na które będziemy musieli zwrócić uwagę.

- Harry, ty się prawie dusisz – jęknął, klęcząc obok ze szklanką wody w dłoni. Telefon leżał tuż obok, gotowy, by wybrać numer ratunkowy. – Od rana kaszlesz i ledwo mówisz. Tak nie powinno być.

- To tylko...

- Kaszel – dokończył, słuchając rozrywającego go na strzępy kaszlu Harrego. – Nie uważam, że to coś małego. Może powinieneś pójść do lekarza?

- Nie chcę na nich patrzeć – syknął, ocierając suche usta dwoma palcami. – Nie pomagają mi. Sprawiają tylko, że pamiętam o chorobie. I nie zrozum mnie źle, ja nie zapomnę, że ją mam, ale...

- Kochanie... - Louis mruknął, ściskając dłoń Stylesa, gdy ten znów zaniósł się kaszlem, a jego oczy zaszły łzawą mgłą.

- Ale chciałbym żyć normalnie – dokończył, oddając uścisk na palcach narzeczonego. – Choć trochę normalnie. Nie myśleć tylko o tym, kiedy mam wizyty, kiedy wziąć leki i kiedy umrę.

- Harry, nie...

- Oh, oboje wiemy, że to kwestia kilku tygodni – syknął. Louis spuścił wzrok, a serce Harrego zabiło nieco szybciej. – Przepraszam, ja... nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.

- Nie mów tak przy mnie, w porządku? Tylko o to cię proszę – powiedział tak cicho, że chłopak ledwie zrozumiał jego słowa. Wiedział, że jego złość nic nie zmieni. Wiedział, że on sam musi pogodzić się ze swoim stanem, a Louis chciał mu w tym wszystkim pomóc...

- Przepraszam – szepnął, ściskając znowu palce Louisa. Bał się, że narzeczony odejdzie od jego łóżka, a wtedy Harry straci wszelkie siły, by dalej walczyć. – Przepraszam, że jestem zły. Nie na ciebie, po prostu...

- To ciężkie, wiem – pokiwał głową. Po jego policzku spłynęła samotna łza. Harry chciał pocałować to miejsce.

- Tak, ale jest lżejsze dzięki tobie – uśmiechnął się gorzko. Louis spojrzał na niego z dołu. Jego oczy błyszczały łzami, policzki były czerwone, a usta popękane i zaróżowione od ciągłego zagryzania ich w stresie. Jego zazwyczaj błękitne oczy były teraz szare, a fioletowe kręgi wokół nich sprawiły, że Harry chciał odejść, by ulżyć im obojgu.

Tomlinson już się nie odezwał. Usiadł na ziemi i oparł głowę o materac. Odetchnął, gdy Harry wplątał palce w jego włosy, delikatnie przeczesując kosmyki. Spodziewał się, że ich codzienność stanie się ciężka, ale nigdy nie zakładał, że to wszystko stanie się złe w tak krótkim czasie.

Akurat byli w trakcie przeprowadzki. Louis wynajął ekipę, która wykończyła ich nowy dom. Przyjaciele i rodzina pomagali przenosić ich rzeczy, kiedy szatyn opiekował się swoim narzeczonym. Nawet ich mamy – jeszcze całkiem nieświadome choroby Harrego – obiecały pomóc z dekoracjami i ogrodem, wierząc na słowo, że ich synowie są zwyczajnie zbyt zapracowani.

Dziennik kłamstw || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz