Rozdział 25 (poprawiony)

2.9K 89 3
                                    


Christian

Dzisiaj jest bal. Przyjęcie z okazji moich 22 urodzin i 2 rocznicy bycia Alfą mojego stada. Od rana w powietrzu czuć podekscytowanie i radość innych wilków. W ostatniej chwili postanowiliśmy zmienić plany i przenieść imprezę na polanę w lesie. Główna część przyjęcia, czyli przywitanie zaproszonych gości odbędzie się w jadalni tak jak miało być na początku, ale potem wszyscy przeniesiemy się właśnie tam. Zmieniliśmy zdanie stwierdzając, że tam będzie więcej miejsca i każdy będzie się czuł swobodnie. Chciałem całemu stadu włącznie z młodymi wilczkami przedstawić Vici, jako moją partnerkę a ich Lunę, a tak naprawdę nie pomieścilibyśmy się w niej. Nie musiałem prosić o pomoc, bo gdy tylko ogłosiłem, że będziemy bal organizować w nowym miejscu wszyscy wolni przyszli pomagać, czego efektem była pięknie przystrojona polana, na której stały już stoły i był ustawiony podest do tańczenia.
Od Jessicy dowiedziałem się tylko tyle, że Vici na początku zgodziła się przyjść, jako moja partnerka na bal, na co oszalałem ze szczęścia, ale kilka godzin później przekazała mi, że może być z tym problem, bo zmieniła zdanie i nie umie jej przekonać. Chciałem już interweniować, ale poprosiła abym tego nie robił, bo ona ją jakoś przekona do zmiany zdania, a ja liczyłem, że jej się uda.

Opowiedziała mi też o jej reakcji na uszykowane przeze mnie kanapki. Chociaż było to opatrzone męczeniem się z pomidorem oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa zrobiło mi się miło, że się spodobało i zjadła bez marudzenia. Od tego czasu nadzorowałem przygotowania jej posiłków zawsze na koniec dodając od siebie jakiś owoc lub warzywo w kształcie serca, a przez liczne próby osiągniecia idealnego kształtu osiągnąłem perfekcję. Co prawda przez te dni nie opuszczała pokoju Luny, ale blondynka nosiła jej posiłki i za każdym razem zdawała relację. Wszystkie o dziwo zjadała bez marudzenia i nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, że minimalnie zwiększałem jej porcję. Gdy była sama, bo Jess była zajęta przygotowywaniami do balu podsłuchiwałem myśli mojej mate. Naprawdę byłem zdziwiony tym, że nie chciała mnie zabić i przestała myśleć o ucieczce, co dawało mi kolejną nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Wsłuchując się w nią liczyłem na to czy pomyśli coś o wybaczeniu mi, ale gdy akurat zaczynała krążyć wokół tego, to tylko zaczynało się „ Christian ja..." a potem tak jakby wiedziała, że ją „podsłuchuję „ i blokowała dostęp do swojej głowy a ja słyszałem pojedyncze słowa tak jakby dawkowała mi swoje myśli. Bywały momenty, kiedy przechodziłem koło jej pokoju, z którego dochodził ich śmiech. Cieszyłem się, że wybaczyła przyjaciółce i spędzała z nią czas. Czułem wówczas jej spokój przez to i ja byłem spokojniejszy.

W dniu balu od rana w domu panowało zamieszanie. W jadalni trwały ostanie przygotowania do przyjęcia głównych gości. Chcąc wyrwać się na chwilę z tego harmideru wraz z Grekiem postanowiliśmy przyłączyć się do patrolu, aby sprawdzić granicę wioski a potem zajrzeć na polanę. Podczas sprawdzania terenu panował spokój i nikt nie wyczuł obcego zapachu. Jednak nie umiałem zniwelować przeczucia, że coś się wydarzy. Na polanie, na która dotarliśmy na końcu panował spokój i podobnie jak w domu trwały tu ostatnie poprawki.
Po każdym tak intensywnym biegu byliśmy przepoceni a nam potrzebny był prysznic. Jednak tym razem z niego zrezygnowałem wiedząc, że wezmę go przed przyjęciem udałem się od razu z przyjacielem do gabinetu w celu omówienia jeszcze kilku mniej istotnych spraw. To załatwiliśmy dosyć szybko i mogliśmy się odprężyć.

- Chris denerwujesz się przed balem?

- Teraz tak, te parę dni wcześniej byłem spokojny, ale im bliżej tego zaczynam się denerwować.

- Czy raczej martwic o Vici?

- Może to i to, ale chyba bardziej o Vici.

- W jaki sensie? O to, że się nie pojawi czy że coś jej grozi.

Moja kruszyna ( W trakcie Korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz