Rozdział 33/ 1

2.3K 73 1
                                    

Mamy to 😁dziś środa i wrzucam pierwszy rozdział z maratonu.Z powodu późnej pory przepraszam za błędy.

🌸🌸🌸🌸

Christian

Bryan zaprowadził nas na skraj lasu będącego granicą terenu. Nie mogłem uwierzyć, że byliśmy tak blisko Victorii i tylko te gęste krzaki dzieliły nas od odnalezienia jej. Po raz kolejny okazało się, że Alfa Eric był sprytny i przeniósł swoją watahę w miejsce gdzie nikt normalny nie przedzierał by się przez ten busz. Stanęliśmy tak, aby mieć widok na wioskę a jednocześnie być niewidocznymi. Panował tam całkowity spokój tak jakby była opuszczona.
- Przepraszam, ale dalej już nie pójdę. Tutaj jest granica a ja zaprowadziłem was i tak dalej niż miałem. Chce wrócić do mojej mate i mojego nienarodzonego dziecka... Alfo on na pewno zabrał ją do domu głównego tylko nie wiem czy do jej pokoju na piętrze czy do...Piwnicy. Wiedząc, jaki jest to przypuszczam, że w to drugie miejsce.
Jak tylko to usłyszałem złość, która się we mnie gromadziła osiągnęła już swój szczyt i ledwo się powstrzymałem, aby nie zrobić nic głupiego. Musiałem być teraz ostrożny, aby nie pogorszyć sytuacji, która nie była nam tak naprawdę znana.
- Bryan wracaj do nich i uważaj na siebie po drodze. Od razu po dotarciu macie odjechać i czekać na znak od nas.
- Dobrze. Alfo, Greg.
Schylił głowę w geście szacunku i zmieniwszy się w swojego wilka ruszył w las, aby po paru sekundach zniknąć nam z widoku.
Stałem jeszcze chwilę z resztą obserwując otoczenie. Ci, którzy byli w swoich wilczych postaciach bezszelestnie rozeszli się po bokach i kładąc płasko na ziemi byli w stanie gotowości w razie ataku. Nikt jednak nie wyszedł nam na spotkanie... Nikt nas nie zaatakował. Wokół panowała totalna cisza przerywana szumem lasu. Dałem znak i ruszyliśmy do przodu zachowując wciąż wzmożoną czujność. Po przekroczeniu granicy zrobiłem kilka kroków mijając domki, kiedy usłyszałem za swoimi placami jak ktoś otwiera drzwi i wybiega na zewnątrz. Obróciłem się w tamtym kierunku gotowy do ataku, kiedy zauważyłem biegnącego w moją stronę na oko około 10-letniego chłopca.
- Pomóżcie tej dziewczynie. Proszę...
Nie zdążyłem się odezwać, kiedy za dzieckiem wybiegł jakiś mężczyzna próbując go złapać i który był prawdopodobnie jego ojcem sądząc po podobieństwie między nimi.
Warknąłem na nich używając głosu Alfy. Mężczyzna przyciągnął automatycznie chłopca do siebie i trzymając go za ramiona stanął nieruchomo z opuszczoną głową. Z kolei młody był odważniejszy i wciąż wpatrując się we mnie z łzami w oczach powiedział jeszcze raz.
- Proszę...Ratujcie ją...
Jego starsza wersja również podniosła głowę i teraz patrząc na naszą grupę po raz pierwszy się odezwał.
- Proszę...Alfo nie krzywdź mojego syna...Tylko on mi został.
- Nikt nikogo tu nie skrzywdzi. Może być pan spokojny.
- Powiedz mi młody jak masz na imię i o jakiej dziewczynie mówisz?
Mimo że widziałem doskonale, że chodzi mu o Victorię, to musiałem się dowiedzieć, co takiego ten młody wilk ma mi do powiedzenia i dowiedzieć się, co dokładnie wie.
- Mam na imię Tom a to mój tata Richard. Widziałem jak nasz Alfa przywiózł 2 dni temu tamtą dziewczynę do wioski. Była nieprzytomna, ale bardzo ładna. Potem jej już nie widziałem, ale dowiedziałem się od Samanty, która czytała mi czasem bajki jak taty nie było w domu, że on wybrał sobie ją na swoją partnerkę i Lunę naszej watahy. Zobaczyłem ją dzisiaj, kiedy usłyszałem hałas na dworze i mimo zakazu wyjrzałem przez okno z mojego pokoju. Zauważyłem jak ona z Sam i kilkoma chłopakami ucieka z jego domu i znikają w lesie. Byłem ciekawy czy im się uda uciec, dlatego patrzyłem wciąż przez okno. Nie wiem po ilu minutach zauważyłam jak Alfa Eric i Beta Cam wynoszą ją z lasu. Beta był cały we krwi i nagi. Zaprowadzili ją do domu a gdy tylko drzwi się, zamknęły za nimi wymknąłem się z i pobiegłem tam.
- Tom wiesz dokładnie gdzie ją zabrał?
- Tak...Przepraszam tato, że nie posłuchałem ciebie i złamałem zakaz naszego Alfy, ale ta pani...Wiem, że ona jest dobra, tak jak była mama i musiałem sprawdzić gdzie oni ją zabierają, bo chciałem pomóc...
- Synu...
- Nikt ci nic nie zrobi młody, ale teraz powiedz mi, co było dalej.
-Tak jak mówiłem widziałem jak wracają z nią trzymając ją za ramiona i znikają w domu Alfy. Wymknąłem się z domu i pobiegłem tam. Nie jestem już taki mały i wiedziałem, że zamkną ją w jednej z celi, które są w piwnicy. Obiegłem dom i zaglądając przez każde jedno okienko. Wtedy zauważyłem jak wrzucają ją do środka jednej z cel. Siedziałem cicho maskując swój zapach tak jak uczył mnie tata i czekałem aż pójdą. Śmiali się i Alfa powiedział coś do niej zanim zamknął drzwi. Leżała na ziemi i mocno płakała. Chciałem ją zawołać, ale kiedy już miałem się odezwać oni wrócili a ja wtedy uciekłem do domu. Przepraszam, że jej nie pomogłem...
-Tom nie musisz przepraszać. Jesteś bardzo odważny i dużo nam pomogłeś mówiąc to wszystko. Teraz wróć z tatą do domu i czekajcie aż ktoś potem do was przyjedzie.
Chłopak się obrócił przytulił mocno do stojącego zanim mężczyzny. Ten zamknął go w niedźwiedzim uścisku i wyszeptał " Jestem z ciebie dumny synu". Richard podniósł na mnie wzrok a ja w jego oczach dostrzegałem strach i to, co mówił przed chwilą Tomowi - dumę z własnego syna. Kiwnąłem głową posyłając mu pokrzepiający uśmiech, po czym obydwoje wrócili do domu zamykając drzwi za sobą.
~ Ci ludzie są zastraszeni przez Alfę Erica i jego Betę tak, że boją się własnego cienia.~
~ Masz rację, ale to dziecko pokazało wielką odwagę idąc sprawdzić, co z Vici a potem wychodząc do nas. ~
~ Jak tylko ją uwolnię nie zostawimy nikogo tutaj bez pomocy. Na pewno zaproponuje im przystąpienie do naszej watahy. ~
~ Przypuszczam, że inny też tak zrobią. ~
~ Zapewne, ale co jeśli on ma tutaj swoich zwolenników i ktoś zdradzi nas dla niego? ~
~ Wątpię. Widziałem w oczach tego mężczyzny strach tak samo jak u chłopca. ~
~ Tak, dlatego ich nie zostawimy... Nikogo. Teraz idziemy ratować naszą mate. Nie możemy marnować więcej czasu. ~
Obróciłem się do moich towarzyszy i już po ich minach widziałem, że czują to samo, co ja. Determinacją na jak najszybsze dotarcie do mojej partnerki.
W tym momencie nie musiałem nic mówić. Wszyscy razem zgodnie ruszyliśmy w kierunku głównego domu. Wiedząc, że ich jest tylko dwóch a nas trzynastu odzyskanie Victorii będzie proste. Pozostaje tylko pytanie, na które najbardziej obawiam się poznać odpowiedź. Czy zdążę ją znaleźć zanim on ją skrzywdzi...
Do głównego domu dzieliło nas tylko kilka kroków. Szliśmy grupą zachowując od siebie odpowiedni dystans tak na wszelki wypadek. Drzwi były niedomknięte, co ułatwiło nam ciche wejście do środka. Wchodząc zamaskowaliśmy nasze zapachy, ale zacząłem się zastanawiać czy to miało sens skoro panowała tutaj totalna cisza. Zaciągnąłem się powietrzem chcąc wiedzieć, w która stronę musimy iść. W moje nozdrza uderzył intensywny zapach truskawek i wanilii oraz...Krwi.
Derek w tym momencie chciał przejąć nade mną kontrole, ale nie mogłem na to pozwolić
Musiałem być w swojej ludzkiej postaci, aby w razie, czego pomóc Vici, bo nie wiedziałem czy on już czegoś jej nie zrobił a jeśli tak to, w jakim stanie znajdę moją ukochaną. Kierując się zapachem udaliśmy się w kierunku piwnicy. Schodziliśmy cicho zachowując mały odstęp między nami. Będąc już na dole zauważyłem kilka par drzwi i za jednych z nich było słychać śmiech mężczyzn. Podeszliśmy bliżej i kiedy on ucichł ktoś się odezwał.
- Udanej zabawy Alfo. Powiesz mi potem jak było.
- Na pewno. Już nie mogę się doczekać, aby się w niej zanurzyć niejednokrotnie. Teraz spadaj, bo czas postarać się o potomka.
Gdy usłyszałem to, o czym rozmawiają cała krew się we mnie zagotowała. Stojąc teraz nieruchomo ukryci w czeluściach korytarza obserwowaliśmy drzwi, za których było słychać głosy. Wcześniej większość grupy wycofała się zostając na górze a ja wraz z Gregiem, Conorem i Jansenem zostaliśmy na dole. Wkrótce na korytarzu pokazał się zadowolony z siebie jego Beta. Gdy zrobił kilka kroków oddalając się od pomieszczenia gdzie przebywał Eric i moja kruszyna Greg zaatakował go. Zaskoczony mężczyzna nie miał szans się bronić a przyjaciel od razu skręcił mu kark. Nie byliśmy święci, bo w końcu byliśmy wilkołakami, ale zabijaliśmy, gdy musieliśmy i właśnie teraz tak było. Mógł nas zaatakować i ostrzec Erica wtedy on mógł...Nawet nie chciałem o tym myśleć. Eric wraz z nim porwał moją partnerkę, Lunę mojego stada a tego nikomu nie daruję ani ja ani moja wataha. Odsunęliśmy jego ciało na bok i cicho ruszyliśmy dalej. Przed wkroczeniem do środka wziąłem głęboki oddech nie wiedząc, co tam zastanę jednak, gdy otworzyłem drzwi z impetem...To, co zobaczyłem zmroziło mi krew w żyłach. Moja Kruszyna była przywiązana do ściany i miała opuszczoną głowę, co oznaczało, że jest nieprzytomna. Jej ręce były przypięte wysoko nad głową kajdankami na jakimś haku. Na kostkach również miała kajdanki przypięte po bokach do ściany przez to stała w rozkroku. Była naga nie licząc resztek ubrań, które zwisały po bokach jej ramion a pozostałe leżały na ziemi. To, co przyciągnęło najbardziej moją uwagę to jej plecy. Miała na nich mnóstwo ran, z których leciała krew podobnie jak z obdartych nadgarstków i kostek. Tyłem do nas stał przy niej nagi Eryk, który dotykał jej kobiecości. On chciał ją zgwałcić o ile już tego nie zrobił...
Zaskoczony naszym nagłym wtargnięciem szybko zabrał rękę od niej, ale nim zdążył zareagować było już za późno. Conor wraz z Jansenem trzymali go już w mocnym uścisku, na co ten próbował się wyrwać krzycząc.
- Christopher ona jest moja i nikomu jej nie oddam!
- Nie! Nigdy nie była i nie będzie twoja!
- To się jeszcze okaże!
- Zabierze go do innej celi i przywiążcie. Teraz muszę się zająć moją mate. Greg...
- Pomogę przyjacielu.
Chłopaki kiwali na zgodę i wyprowadzili Erica z pomieszczenia a ja od razu podbiegłem z Gregiem do Vici. Zanim zacząłem ją wyswobadzać z kajdanek ściągnąłem swoją koszulkę i odłożyłem na bok.
W międzyczasie mój beta już rozpinał kajdanki z jeden nogi kluczykiem, który musiał gdzieś tu wcześniej znaleźć. Kucnąłem przy jej drugiej nodze i wtedy zauważyłem leżący obok mnie zakrwawiony bat. Greg podał mi klucz i uwolniłem jej drugą nogę. Podnosząc szatynkę tak, aby nie ocierała się plecami o mnie uwolniliśmy jej ręce z haka, na którym dosłownie wisiała.
Będąc w takim stanie zapewne nie poczuje, jeśli dotknę jej pleców, ale nie ma innej możliwości, aby z stąd ją zabrać. Trzymając już małą w ramionach Greg ściągnął kajdanki z nadgarstków nakrył moją koszulką.
Czułem każdą ranę z jej pleców na swoim ramieniu. Czułem jej ciepłą krew, która kapała brudząc mi ramiona a moje serce pękało widząc ją w tym stanie.
Kolejnym problem, na który musiałem znaleźć szybko rozwiązanie było dotarcie do naszej wioski oddalonej o 6 godzin z stąd. Nie chciałem zabierać jej do motelu, bo tam nikt jej nie pomoże a jej stan był naprawdę ciężki... Poczułem na ramieniu czyjąś rękę a potem zapach Alfy Jansena.
- Chris ona może ona nie przeżyć tak długiej podróży do tego waszego domu. Wiem, że teraz o tym myślisz i że chcesz ją najszybciej tam zabrać, aby pomóc. Ja mam rozwiązanie. Moja wataha mieści się około godziny drogi z stąd.
- To jest dobry pomysł.
Z tego wszystkiego i całego szoku, w którym teraz byłem zapomniałem o tym, że jego wioska jest faktycznie w tych rejonach. Miał rację, że jeśli chce uratować partnerkę to musimy udać się właśnie tam.
I jak to mówią problem rodzi problem. Gdy pojawiła się nadzieja pojawiła się również kolejna przeszkoda. Jak się dostać do jego wioski? Przedzieranie się przez ten gęsty las z nią w takim stanie nie jest dobrym pomysłem. W wilki też nie możemy się zmienić, bo nie będzie jej jak nieść. Musieliśmy coś wymyśleć, bo teraz liczyła się już każda minuta. Ktoś też musi zostać, aby pilnować Erica. Przytuliłem jej drobne ciało do swojego torsu i ruszyłem w stronę wyjścia mając nadzieje na jakieś rozwiązanie. Stanie tu nie pomoże mi wymyślić nic sensownego..
Mijając jedną z kolejnych cel zauważyłem przez to, że drzwi były otwarte siedzącego na krześle Erica, który był zakuty w kajdany a obok niego stali Etana, Jamesa i kliku wojowników. Nie miałem teraz czasu się nim zajmować, więc nie zatrzymując się niepotrzebnie wyszedłem na zewnątrz w towarzystwie Jensena, Grega i Conora.
- Vici potrzebuje pomocy. Musicie się dostać jak najszybciej do wioski Jansena a my się zajmiemy tutaj wszystkim.
- Greg chodź pójdziemy poszukać kogoś, kto powie nam czy są tu jakieś auta.
- Dziękuje Conor...Za wszystko.
W momencie, kiedy oni mieli już odejść przed nami wyrósł Richard wraz z synem. Tuląc go do siebie powiedział.
- Alfo Chrystianie, Alfo Conorze i Alfo Jansenie. Alfa Eric i Beta Cam mają tu niedaleko garaże i auta. Droga jest prosta i prowadzi wprost do głównej trasy. Zaprowadzę was do nich, bo musicie ocalić życie tej dziewczyny. Popatrzył na moją małą a w jego oczach zagościł smutek. Natomiast jego syn podszedł do nas i delikatnie pogłaskał ją po głowie ze łzami w oczach. Byłem zły, że ktoś prócz mnie ją dotyka, ale to było tylko dziecko, dlatego powstrzymałem się od warknięcia na niego.
- Chodźmy, bo nie ma, na co czekać.
Pożegnaliśmy się z Conorem i ruszyliśmy z chłopakami za mężczyzna.
Czułem, że ten człowiek jest szczery i nie chce nas oszukać. Szedłem zaraz za nim najszybciej jak mogłem sobie na to pozwolić. 20 Minut później już siedzieliśmy w jednym z aut za kierownicą, którego usiadł Jansen a obok Greg. Ja natomiast wraz z Vici z tyłu nakrywając ją kocem, który tutaj znalazłem. Przez całą drogę do wioski wsłuchiwałem się w bicie jej serca i obserwowałem jej oddech. Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że zdążymy na czas, aby jej pomóc.

Moja kruszyna ( W trakcie Korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz