Rozdział 48

1.6K 55 6
                                    

Christian

To miał być jej dzień i wieczór. To ona miała dostać ode mnie prezent urodzinowy a nie mi dawać. A tak jej zgodą na sparowanie się, ale przede wszystkim słowa "Kocham cię" były dla mnie najlepszym prezentem w całym moim życiu i pozostanie do jego końca.

Gdy obudziłem się w niedzielny poranek otulony przez drobne ciało mojej ukochanej byłem przeszczęśliwy. Przyglądając się śpiącej dziewczynie i jej spokojnej twarzy stwierdziłem że jestem totalnym idiotą. Na co mój wilk oczywiście musiał się odezwać.

~ Masz rację! Jesteś nim. Jak mogłeś zapomnieć powiedzieć jej o prezencie dla niej? ~

~ To przez to że powiedziała że mnie kocha i chce się sparować .~

~ Tak ale powiedziała to w domu dopiero a nie na przyjęciu . ~

~ Tłumacz tak sobie tłumacz a ja wiem swoje. Teraz lepiej ogarnij się i powiedz jej dzisiaj o prezencie . ~

Wyswobodziłem się z objęć Vici tak, aby jej nie obudzić i przykrywając bardziej jej nagie ciało sam ubrałem się w dresy i ruszyłem na dół, aby przygotować jej śniadanie.

Jak wszystko było gotowe ustawiłem na tacy i wróciłem do sypialni. Vici nadal spała więc odstawiłem tacę na bok i usiadłem na skraju łóżka obok niej i zacząłem składać delikatne pocałunki na jej plechach. Poruszyła się i zaśmiała, co oznaczało, że już nie spała a ja znów miałem ochotę zanurzyć się w jej ciasnej kobiecości.

Nie musiałem czekać, bo po chwili mieliśmy powtórkę z nocy...

- Kruszyno wiem, że możesz być obolała, ale mam dla ciebie prezent i żeby ci go dać musimy gdzieś pojechać. Dasz radę?

- Z tobą zawsze.

Podniosła się z łóżka z krzywiąc się lekko co oznaczało że miałem rację ale ona nie chciała się przyznać tylko się uśmiechnęła. Założyła na siebie moją leżącą obok koszulkę i powoli podreptała do łazienki. Każdy ruch musiał jej sprawiać problem.

W międzyczasie uszykowałem jej ubranie i zostawiłem na łóżku a sam poszedłem skorzystać z innej.

Śniadanie zjedliśmy w kuchni a zaraz po nim wziąłem ją na ręce i zgarniając z wieszaka kurtki ruszyłem do auta wsadzając ją od strony pasażera.

- Chris gdzie mnie zabierasz?

- Niespodzianka.

- Christianie powiesz mi?

- Nie. To niespodzianka.

- A jak ich nie lubię?

- Lubisz i mi nie wmówisz, że jest inaczej.

- Nie to nie.

Naburmuszyła się jak małe dziecko marszcząc przy tym nosek. Pokręciłem tylko głową z uśmiechem i skupiłem się na drodze zdając sobie sprawę z tego, że gdy zobaczy gdzie ją zabieram od razu przejdzie jej "złość".

Droga zajęła nam dobrą godzinę, ale gdy zbliżaliśmy się już do celu i jak zobaczyła szyld nad bramą wjazdową jej oczy zrobiły się wielkie i błyszczały z podekscytowania. Ledwo zaparkowałem auto a Co Vici wyskoczyła z niego i podbiegła do mnie wpadając wprost w moje ramiona , gdy ja ledwo zamknąłem drzwi auta.

- Chris dziękuję! Czy wykupiłeś mi jazdę?

- Tak i nie. Kochasz jeździć konno jak i je same. Chciałbym abyś robiła to, co kochasz, dlatego będziemy tu przyjeżdżać, co najmniej 2 razy w tygodniu. Poza tym sam z chęcią wrócę do tego i będę twoim towarzyszem.

Moja kruszyna ( W trakcie Korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz