Rozdział szesnasty, w którym noc pachnie samotnością.
Film się skończył, a Sunny zasnął przytulony do Doriana. Nie wiadomo, kiedy wsunął dłoń pod jego bluzę i zatrzymał na brzuchu, od którego dzielił ją tylko materiał koszulki. Oddychał cicho, wypuszczając z ust pojedyncze westchnienia i zaciskał co jakiś czas oczy, jakby coś go męczyło we śnie. Dorian odłożył laptopa nie wypuszczając chłopaka z ramion i zsunął się z nim do pozycji leżącej, gasząc ówcześnie światło. Teraz zaczynał rozumieć, czemu Sinet go nie obudził, gdy wtedy u niego zasnął. Przerywanie niemal uświęconego stanu oderwania od rzeczywistości i błądzenia po innych światach uznałby za profanację. Nawet jeśli te sny nie były spokojne, śniący mógł być przynajmniej bezpieczny tutaj, otulony ciemnością i czułym spojrzeniem.
Złożył łagodny pocałunek na czubku głowy chłopaka spoczywającego w jego ramionach, po czym sam przymknął powieki.
*
Bezdech. Gorąc. Pot. Czuł się, jakby został zamknięty w małym pudełku pozbawionym tlenu. Wreszcie otworzył oczy, a świadomość powoli wracała do jego zagubionego w odmętach wspomnień umysłu. Walczył parę chwil o oddech, zanim jego płuca zgodziły się przyjąć powietrze. Dalej było mu potwornie gorąco. Wraz z mijającymi sekundami zdawał sobie sprawę, że leży przyklejony do ciała Doriana, przykryty w dodatku kocem. Wydostał się z łóżka i z trudem stanął na nogach. Sprawdził godzinę, a ekran telefonu z początku go oślepił. Pierwsza dwanaście.
- Kurwa.
W panice zaczął się rozglądać po ciemnym pomieszczeniu, nie wiedząc, czy powinien tak po prostu wyjść, czy zostawić wiadomość i czy czegoś tu przypadkiem jeszcze nie zostawił.
- Sunny? - usłyszał zaspany głos Doriana, podnoszącego się powoli do siadu. W emocjach nawet nie zdał sobie sprawy, że jego imię brzmiało jakoś inaczej.
- Dori, ja muszę iść - powiedział szybko.
- Co?
- Tata mnie zabije. Jest już tak późno, Boże... - Obracał się w kółko i sam nie wiedział, czego szukał. Potrzebował się czegoś złapać, po coś sięgnąć, a ze wszystkich stron przygniatała go pustka.
- To moja wina - odezwał się Dorian cicho. - Powinienem był cię obudzić. - Oparł łokcie o kolana i schował twarz w dłoniach.
- Miałem wrócić do północy, a teraz, teraz... Tata nie pozwoli mi już więcej wyjść z domu, mam przejebane. Muszę iść. - Mimo wszystkich tych słów, dalej stał na środku pokoju i próbował znaleźć zajęcie dla swoich rąk, które mięły koszulkę albo ciągnęły włosy, albo obejmowały trzęsące się ciało.
- Hej...
Chaos w jego głowie ucichł, kiedy dotarł do niego ten łagodny głos, a jego dłonie wreszcie znalazły swoje miejsce: w dłoniach Doriana. Spojrzał na niego wielkimi oczami i każda jedna myśl uciekła z jego głowy.
- Naprawdę chcesz teraz wrócić? Jest środek nocy. Twój tata pewnie i tak śpi. - Każde słowo dobierał ostrożnie, wypowiadając je powoli.
- A co mam zrobić? Powiedz mi. Nie wiem, co mam zrobić. Ja zawsze wiem, co zrobić, ale teraz nie wiem. - Wypowiadał słowa jedno za drugim, nie mogąc uspokoić swojego głosu. Zaciskał mocno usta, a jego ramiona pozostawały uniesione, zupełnie jakby próbował się w nich skryć.
- Tak naprawdę nie wiem, co powinieneś zrobić, Sinet... - Spojrzał na ich złączone dłonie i poczuł się nieswojo.
- Nie wiem. Nie wiem - powtórzył. - Możesz mi powiedzieć, żebym został?
Dorian wypuścił jego dłonie, ale nie przestawał na niego patrzeć. Oddychał nieco szybciej niż zwykle. W bezruchu nocy wszystko zdawało się intensywniejsze. Spojrzenia, muśnięcia skóry... i przestrzeń pomiędzy nimi. Za dnia powiedzieliby, że stoją bardzo blisko, ale w nocy nawet te paręnaście centymetrów zdawało się tworzyć przepaść. Ich ciała były za daleko, a ciepło drugiej osoby pozostawało uwięzione za mroźną ścianą powietrza. Przeklęta, przeklęta odległość.
- Nie mogę ci tego powiedzieć.
Bał się odpowiedzialności? Bał się, że jeśli coś pójdzie nie tak, to będzie to ponownie jego wina? Myślał o znajomym ciężarze przygniatającym jego klatkę piersiową. Bez tego ciężaru czułby się niemal samotny. Jeśli powie Sinetowi, by został, ten zostanie. Zostanie z nim, który nie jest nawet wart jego osoby. Wiedział, że nie miał mocy, by uczynić go szczęśliwym. Wiedział, że nie był dla niego wystarczający. Jeśli naprawdę pozwoliłby mu zostać, gęsta ciemność czająca się na dnie jego serca pochłonęłaby cały blask Słonecznego Chłopaka. Sinet czynił go takim szczęśliwym, ale och... Czy w nim samym to szczęście nie blaknęło i nie płowiało, kiedy tylko oddawał je po troszku Dorianowi? Nie przeoczył jego wycieńczającej się energii i zapadniętych oczu. Nigdy go takiego nie widział, jedynie od momentu, w którym się do siebie zbliżyli. Sinet mógł nawet go lubić z całą swoją szczerością i niewinnością, ale koniec końców nieważne, jaki był powód - nie powinien dać się pociągnąć na dno.
- Przepraszam, Sinet. Może jednak lepiej będzie, jak wrócisz do domu - wychrypiał, bacząc na to, by jego głos się nie złamał. Nie patrzył na chłopaka, bo wiedział, że wystarczyłoby jedno spojrzenie w błagające, zdesperowane oczy, a zmieniłby zdanie.
Nie widział, jak drżące usta układają się niemo w słowo „nie", raz za razem, niezauważone, ucałowane jedynie przez niezmierzoną noc.
CZYTASZ
Słońce jest jedną z gwiazd | BL
Любовные романыDwie delikatne dusze znajdują do siebie drogę poprzez obowiązkową uprzejmość i sztuczną rywalizację o oceny. Sinet to klasowe słoneczko. Dorian udaje ponuraka, bo jego delikatna strona jest zbyt delikatna. Sinet ciężko się uczy, by osiągnąć nieswoj...