Rozdział trzydziesty, w którym Dorian zostaje niezrozumiany.
Po kilku godzinach odpoczywania Dorian czuł się coraz słabiej. Jak Sinet już poszedł do domu, zrobiło mu się znowu niewiarygodnie zimno. Próbował okryć się kilkoma warstwami, jednak wciąż wstrząsały nim dreszcze. Dopiero, kiedy obudził się w nocy cały spocony, uświadomił sobie, że może być chory. Tak dawno nie chorował, że zapomniał, jak to jest. Cały czas skupiony na nauce i obowiązkach, na ciągłym parciu do przodu nie dopuszczał do siebie nawet możliwości przegapienia kilku dni na leżenie w łóżku. Zwyczajnie nie miał czasu na chorowanie, więc jego ciało jakoś dawało sobie radę. A teraz skrajnie przemęczony położył się i jego ciało zapomniało się bronić.
Chyba faktycznie nie mógł już dłużej tak żyć. Chciał czasem wyluzować i nie przejmować się, czy coś da radę zrobić, czy nie. Chciał swobodnie komuś odmówić nie czując, że zostanie uznany za niegodnego zaufania. Chciał przestać sabotować samego siebie. Bo ciągle to robił dla wyższych celów, których nawet nie znał. Tylko żył w przekonaniu, że ciągłe poświęcenia kiedyś mu się opłacą i że coś za to dostanie.
Jeśli to by miało działać, to do tej pory by już zadziałało, prawda?
Leżał w ciemności i przewracał się z boku na bok. Bolały go plecy, nogi drętwiały, a głowa wydawała się być wypełniona mułem. W końcu zapalił małą lampkę i usiadł. Zastanawiał się jeszcze chwilę, nie potrafią podjąć tej jednej decyzji. Wiedział, że to zrobi, ale nie chciał postanawiać od razu. W końcu sięgnął po telefon i wysłał Sunny'emu wiadomość: „Nie idę jutro do szkoły".
Nie spodziewał się odpowiedzi, jako że było już po drugiej, ale po dwóch minutach otrzymał powiadomienie.
„Źle się czujesz?"
„Jestem chory", odpisał. Po chwili namysłu dodał „Idź spać. Dobranoc" i odłożył telefon.
*
Obudził się z wyschniętym gardłem i bolącymi zatokami. Poszedł do kuchni po wodę.
- Czemu nie jesteś w szkole? - zdziwiła się mama, która przygotowywała sobie śniadanie do pracy.
- Chyba jestem chory... - odparł, jakby nie był pewien, czy to wystarczający powód.
- Widzę, że ostatnio z tobą kiepsko... - Pokiwała z wolna głową. - Weź leki. - Zaczęła przeszukiwać szafkę.
Chłopak zajął miejsce na krześle i czekał. Po chwili otrzymał kilka różnego rodzaju tabletek i buteleczkę syropu.
- To jakbyś kaszlał. Czerwone ibuprofen. I tu witaminy. Muszę iść - powiedziała z pośpiechem, po czym zabrała swoje rzeczy i wyszła.
Został w pustej kuchni sam.
*
Około siedemnastej odwiedził go Sinet. Zapowiedział się wcześniej i nawet dorianowe „nie musisz przychodzić" go nie powstrzymało. Zdawał sobie sprawę, że tamten po prostu nie chciał robić mu problemu, więc przyszedł tak czy inaczej.
Dorian otworzył mu drzwi owinięty kocem i można było poznać po jego lekko przymkniętych oczach i zeschniętych ustach, że jest chory. Poza tym w dłoni trzymał chusteczkę.
- Mówiłem, żebyś nie przychodził. Wyglądam tragicznie. Czuję też się tragicznie. I w ogóle nie umiem myśleć - powiedział stłumionym głosem.
- Właśnie dlatego przyszedłem - odparł z pokrzepiającym uśmiechem i zmierzwił mu włosy, obserwując jak zaciska wstydliwie powieki. Nawet po wszystkim, co razem robili, tak łatwo było go wprowadzić w zakłopotanie.
CZYTASZ
Słońce jest jedną z gwiazd | BL
RomanceDwie delikatne dusze znajdują do siebie drogę poprzez obowiązkową uprzejmość i sztuczną rywalizację o oceny. Sinet to klasowe słoneczko. Dorian udaje ponuraka, bo jego delikatna strona jest zbyt delikatna. Sinet ciężko się uczy, by osiągnąć nieswoj...