Rozdział dwudziesty drugi, w którym dwie osoby są coraz bliżej.
Nie było zbyt jasno. Górna lampa się nie paliła i jedynym źródłem światła pozostawały lampki na ścianach i świeczki oraz lampka nocna, rzucająca na ścianę nad łóżkiem falujące wzory.
Dorian zastanawiał się, czy to już, czy pora coś powiedzieć. Tylko nawet jeśliby się na to zdobył, to co miał powiedzieć? Nic, o czym myślał, nie wydawało się sensowne, zresztą jak zwykle, kiedy rozmawiał z Sunnym. Pragnął powiedzieć mu coś specjalnego, ale on sam przecież nie był specjalny, więc jak miał coś takiego wymyślić?
Wodził wzrokiem po ścianie przed nimi. Stało pod nią biurko, a nad nim poprzyklejane zostały karteczki z hiszpańskimi słowami i ich tłumaczeniami. Wśród nich znalazł słowo „estrella". Dobrze pamiętał, co znaczyło.
- Hej... wtedy, gdy mówiłeś po hiszpańsku... - zaczął, ostrożnie zerkając w jego stronę.
- Mhm? - Poruszył się nerwowo, ale słuchał uważnie.
- To nie były wyzwiska, prawda? - Pytanie zawisło między nimi, a on już nie bał się patrzyć z boku na profil Sineta, bo wiedział, że on też zaczyna się denerwować.
- Skąd wiesz? - Uśmiechnął się słodko, mając nadzieję, że nie będzie musiał się tłumaczyć z tego, co wtedy powiedział. Nie pomyślał w ogóle, że Dorian może kiedykolwiek odkryć znaczenie tamtych słów. Rzucił je ot tak, przez impuls a może chwilową niefrasobliwość.
- Nawet na ścianie masz karteczkę z tamtym słowem. Estrella. - Wskazał na nią palcem. - Jak chciałeś mnie obrazić nazywając mnie gwiazdą? - Uniósł brwi.
- To był wiersz - przyznał, pochylając głowę. - Po prostu przyszedł mi na myśl. Lubię poezję, więc by lepiej poznać język czytałem wiersze takiego chilijskiego poety. Ten mi się spodobał i trochę się go uczyłem.
- Więc co znaczył ten wiersz? - dopytywał nieustępliwie.
- Sprawdź w internecie - powiedział mu, przeczesując palcami włosy. - Pablo Neruda. Poema piętnaście. Zaczyna się od me gustas...
Dorian wziął do ręki telefon i wyszukał wspomniane słowa. Sinet spojrzał na jego ekran i znalazł odpowiednią zwrotkę. Wskazał na nią palcem.
- To była ta część.
- Jesteś jak noc, cicha i rozgwieżdżona - zaczął czytać na głos. - Twoja cisza jest jak gwiazda, tak daleka i prosta... Naprawdę powiedziałeś mi coś takiego?! - Patrzył wprost na niego już nie przejmując się niczym. Po prostu nie mógł uwierzyć, że już wtedy Sunny recytował mu wiersz miłosny, a on zwyczajnie się z tego śmiał, nie zrozumiawszy ani słowa.
- Ten wiersz jakoś pasował mi do ciebie - stwierdził cicho.
- Okej... - Uśmiechnął się, odkładając telefon. - Nie znam się na poezji. - Z tymi słowami zawiesił wzrok na Sinecie, który dalej patrzył gdzieś w dół. Chwycił go za brodę i zwrócił jego twarz ku sobie. Nareszcie spojrzeli sobie w oczy i znaleźli w nich mieszankę obawy i ekscytacji. Dorian wpatrywał się bezwstydnie we wszystkie detale sinetowej twarzy, odbijającej teraz różowawe światło lampek. Przydługawe włosy wyglądały na miękkie, opadały na boki policzków i szyję. Widział jaśniutkie rzęsy drżących powiek i liczne plamki prowadzące go wszystkimi drogami do błyszczących ust, które musiały stworzyć swoje własne pole grawitacyjne, bo przyciągały go, mimo że wcale się nie poruszał.
- Możesz mnie pocałować - usłyszał i przymknął oczy, pozwalając ich ustom się spotkać. Naturalnie na nie natrafili, nie musząc nawet patrzeć. Z początku trwali tak, muskając się jedynie i wsłuchując w swoje drżące oddechy. Usta Sineta były lepkie od pomadki. Kiedy się odsunął i oblizał wargi, posmakował słodycz.
CZYTASZ
Słońce jest jedną z gwiazd | BL
RomantizmDwie delikatne dusze znajdują do siebie drogę poprzez obowiązkową uprzejmość i sztuczną rywalizację o oceny. Sinet to klasowe słoneczko. Dorian udaje ponuraka, bo jego delikatna strona jest zbyt delikatna. Sinet ciężko się uczy, by osiągnąć nieswoj...