Rozdział trzydziesty czwarty, w którym wszystko się zaczyna.
To był pierwszy ciepły dzień w marcu. Zima dręczyła ich długo, ale w końcu zobaczyli pierwsze kotki bazi i zielone zaczątki liści brzóz, a trawa wychynęła spod śniegu. Ten topił się na ulicach i chodnikach, tworząc kałuże błota.
Przebyli długą drogę, żeby zobaczyć jeszcze więcej zieleni. Kiedy wysiedli z auta, nie mogli uwierzyć, że wciąż znajdują się w tym samym kraju. Z dala od terenów mieszkalnych niebo miało mocniejszy odcień niebieskiego, a słońce świeciło jaśniej. Wąska dróżka między obsypanymi młodymi listkami krzewami prowadziła w głąb lasu.
- Tato, wiesz dokąd idziemy? - spytał Sinet, gdy ponownie zatrzymali się na rozdrożu.
- Wiem. Bywałem tu w młodości.
I ruszył prawie pewny, dokąd.
To był jego pomysł, żeby wybrać się na piknik z rodziną. Wszyscy byli tak zdziwieni, że nawet nie śmieli pytać. Po prostu wpakowali się do samochodu o umówionej godzinie i w ciszy przebyli ponad godzinę jazdy. Dorian też tu był. „Możesz wziąć swojego chłopaka", powiedział wcześniej ojciec synowi z poważną miną. Sinet na samym początku się przeraził, ale jeszcze bardziej bał się jechać sam z rodzicami, którzy nie umieli rozmawiać i siostrą, która albo opowiadała o czymś bez końca, albo także milczała.
- To musi być tu - oznajmił mężczyzna, gdy wyszli wreszcie na otwartą przestrzeń.
Po lewej ręce ciągnął się las, a z prawej otaczały ich wyrastające z ziemi skały. Na środku zobaczyli stoliki z zadaszeniami i tablice informacyjne. Alina pierwsza dopadła ławki i położyła się na niej jak długa.
- Nie widać nieba - stwierdziła niezadowolona.
Rozkładali rzeczy na stole w ciszy i także w ciszy zajęli miejsca. To był najcichszy rodzinny wypad, w jakim Dorian kiedykolwiek brał udział. Jego krewni robili znacznie więcej hałasu, wystarczyło postawić Jagodę i Melisę obok siebie, a już zaczynały piszczeć.
- Bardzo ładna okolica - odezwał się pierwszy i nawet on sam się zdziwił.
- I świeże powietrze - dodała mama Sineta.
Przez moment wszyscy zastanawiali się, kto to przemówił, tak dawno nie słyszeli jej głosu.
- Podoba ci się, mamo? To idealna pogoda na piknik, prawda? - Sunny uśmiechał się i z ekscytacji nawet nieco podniósł się z siedzenia. Wlepiał swoje pełne nadziei oczka prosto w matkę, która wpatrywała się w drewniany stół.
- To nie jest prawdziwy piknik, bo nie siedzimy na trawie - stwierdziła Alina, szukając czegoś w plecaku. W końcu wyciągnęła z niego paluszki i zadowolona je otwarła. Wysypały jej się na trawę i ławkę. - Nosz wy... - mruknęła groźnie i zaczęła je zbierać jeden po drugim.
- W młodości chodziłem tu na wycieczki. Albo jechałem rowerem z waszym wujkiem. Kiedyś dojechaliśmy tu z domu i nocowaliśmy w namiocie - zaczął opowiadać tata Sineta.
- Ile się jechało rowerem? - Dorian się zainteresował. Sinet posłał mu na wpół zdziwione, na wpół rozbawione spojrzenie.
- Długo... Część trasy prowadziła przez wzgórza i skały. Raz skręciłem sobie nadgarstek, gdy wjechałem na gruz i się przewróciłem.
Opowiadał dalej. Dorian kiwał zachęcająco głową, a Sinet opierał się na nadgarstku i pił sok jabłkowy przez metalową słomkę.
- O nieee! Tu są mrówki! Założyły tu swój kraj! - usłyszeli pisk spod stołu.
Alina wyczołgała się w pośpiechu i pobiegła przed siebie.
- Nie zgub się! - krzyknął za nią brat, ale ona już przewróciła się na trawę i strzepywała z ubrania małe robaczki.
- Sinet - ojciec chłopaka zwrócił na siebie jego uwagę. - Jeszcze rok liceum. Na jakie studia chcesz iść? Pozwolę ci wybrać, co chcesz.
- Nie wiem - odparł niepewnie po chwili milczenia.
- Nie? A politechnika? Medycyna? - Mężczyzna próbował uśmiechnąć się zachęcająco. Sinet nigdy nie widział u niego takiego wyrazu twarzy.
- Nie wiem. Jeszcze mam czas, prawda?
- A ty, Dorian? - Spojrzał na chłopaka siedzącego tuż obok jego syna. Coraz łaskawiej na niego patrzył, mimo że Dorian niczym szczególnym się nie wykazał. Ale nie przeoczył tego, że Sinet był szczęśliwszy, odkąd go spotkał.
- Ekonomia? - powiedział, jakby nie był pewien, czy to właściwa odpowiedź. Nawet Sunny posłał mu podejrzliwe spojrzenie, ale siedział cicho bawiąc się swoim sokiem.
- Dobry kierunek. Przyszłościowy. Sinet, możesz iść z nim.
- Nie wiem, czy mnie to interesuje. - Nie podnosił na niego wzroku. Wirujący płyn w butelce zdawał się taki ciekawy.
- To co cię interesuje?
Milczał bardzo uparcie. Jego mama westchnęła z obawą. Prawie znów się odezwała, ale uprzedził ją Dorian.
- Możemy iść się przejść z Sinetem?
- Nie zgubicie się? - wymruczał ponuro mężczyzna.
- Nie odejdziemy daleko - obiecał Sinet, podnosząc się już z ławki. Chwycił dłoń Doriana i oddalili się od stolika.
Przez gołe gałązki drzew prześwitywało słońce. Na ziemi piętrzyły się zgniłe liście z zeszłej jesieni. Musieli omijać błoto na drodze, która ciągnęła się wśród pni i skalistych wzniesień. Nie puszczali swoich dłoni. Przechodzili po dwóch stronach ścieżki, wyciągając ramiona najdalej jak mogli i balansowali swój ciężar, żeby tylko nie wymknęły im się koniuszki palców, o które haczyli swoimi. Czuli zapach mokrej kory i ziemi.
- Słyszysz?
Zatrzymali się i unieśli głowy.
Gdzieś z góry dochodziła do nich cichutka, piskliwa melodia.
- Jakie ptaki mogą śpiewać o tej porze? - zastanawiał się Sinet. - Dopiero zaczął się marzec.
- Niektóre śpiewają nawet zimą. - Zamilkł na moment i nasłuchiwał dalej śpiewu. - To chyba Rudzik.
- Skąd wiesz? - Spojrzał na niego oszołomiony.
- Patrz.
Wskazał palcem na niedaleką gałąź. Pod światło nie wiele było widać, ale po zmrużeniu oczu i pomocy Doriana Sinet w końcu zlokalizował niewielki rudawy kształt, lecz tak szybko, jak go ujrzał, Rudzik wzbił się w powietrze i przesiadł się w inne, odleglejsze miejsce. Stało się to najpewniej z powodu mocnego podmuchu wiatru, który zaświszczał w koronach drzew i między nagimi pniami. Dori objął Sunny'ego ramieniem z myślą, że mogło mu się zrobić przez to zimno.
Do wiosny było jeszcze daleko, ale z pewnością nadchodziła.
koniec
CZYTASZ
Słońce jest jedną z gwiazd | BL
Roman d'amourDwie delikatne dusze znajdują do siebie drogę poprzez obowiązkową uprzejmość i sztuczną rywalizację o oceny. Sinet to klasowe słoneczko. Dorian udaje ponuraka, bo jego delikatna strona jest zbyt delikatna. Sinet ciężko się uczy, by osiągnąć nieswoj...